wtorek, 6 maja 2014

Utracone Sudety




Nie mam bladego pojęcia, jak zatwierdzane są książki do wydania w innych wydawnictwach. U mnie decyduje kilka kwestii. Książka ma być odkrywcza i wnikliwa. Musi być też ciekawie napisana. Autor nie może być skandalistą ani goniącym za tanią sensacją pseudobadaczem. Ale najważniejsze jest, aby książka tematycznie pasowała do profilu Technola. A profil ten wciąż ewoluuje. I chyba dobrze.
Jutro przypada premiera nowej publikacji i zarazem nowej serii. Zanim książka trafiła do drukarni, odbyła długą redakcyjną drogę, jak każda jej poprzedniczka. A jak wyglądała mój pierwszy z nią kontakt? Otóż kilka miesięcy temu dostałem od Tomka Rzeczyckiego – jej autora – taki oto mail:
„Udało mi się odtworzyć powojenne dzieje zapomnianych miejsc i miejscowości w Sudetach. Gratką dla miłośników tych gór będzie opowieść o krótkich losach uzdrowiska w Opolnie-Zdroju, od uruchomienia do rychłego zniszczenia. Czytelnik będzie mógł się przypatrzeć upadkowi Okrzeszyna i stwierdzić, co sprawiło, że ta wioska stanowi kwintesencję przysłowiowego końca Polski. I to pomimo niesamowitego potencjału, jaki drzemie tam zarówno pod ziemią, jak i na powierzchni. Na kartach książki zawarta została historia zwyczajnej z pozoru polany w Górach Stołowych przy zjeździe na Błędne Skały. Tuż po wojnie w środku lasu funkcjonował tam obóz pewnej organizacji, której cele ideowe stały w sprzeczności z ustrojem komunistycznym Polski Ludowej. Wydarzenia, jakie się tam rozegrały, odbiegały od sielanki leniwych wakacji. Można zdradzić tylko, że nie zabrakło jadowitych żmij, donosów i rewizji”.
Książka przypadła mi do gustu i dość szybko trafiła w zębate koło redakcyjnej obróbki. Pozostał jeszcze tytuł. Roboczy – książka sudecka – rzecz jasna był tylko roboczym i musiał być zastąpiony. Mijały tygodnie, a pomysłów brakowało. Pewnego marcowego dnia, po mocnej dawce kawy, wykonałem nieplanowany telefon do Tomka i zaproponowałem, abyśmy teraz, natychmiast, bez żadnego odkładania tego na później, podjęli decyzję co do tytułu. – Powiedz mi w dwóch zdaniach, jak nowemu czytelnikowi – poprosiłem Tomka – o czym jest ta książka? Gdy Tomek przedstawił swój opis, w głowie zakołatał mi krótki i pasujący jak ulał tytuł: „Utracone Sudety”. Gdy już miałem podzielić się swoim pomysłem, Tomek stwierdził: – A może dajmy tytuł… „Utracone Sudety”?








2 komentarze:

  1. (...) po mocnej dawce kawy (...). Można rzec: używki pomogły.
    Czarny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale przyznaj Krzysztofie - ważne, że książka ma dobry tytuł :-) Niech zatem żyje kofeina ;-)

    OdpowiedzUsuń