wtorek, 17 czerwca 2014

Mistyfikacja w Emilcinie. Pytania i odpowiedzi – cz. 3



Zgodnie z obietnicą przedstawiam kolejne pytania, jakimi próbował zaskoczyć mnie „badacz” zjawisk paranormalnych. Sami oceńcie ich wartość merytoryczną w konfrontacji z tym, co podałem w książce „Tajne operacje. PRL i UFO”.

*   *   *

Pytanie nr 5
Jak wytłumaczy Pan ślady na polanie Jana Wolskiego? Miały one być widziane przez wielu świadków, w tym synów Jana Wolskiego. Stanowiły je smugi w wysokiej trawie pochodzące od dwóch idących obok siebie osób, poobrywane kłosy zboża, odciski obuwia, które znalezione zostały w wielu miejscach oraz ślady wozu skręcającego na polanę i zjedzona przez konia trawa.

Mówi Pan, że ślady widziało wielu świadków, m.in. synowie Jana Wolskiego. Ile osób to dla Pana wielu świadków? I czy synowie Wolskiego to świadkowie wiarygodni i niezależni? A wie Pan, że Zbigniew Blania żadnych śladów już nie widział? Nie widzieli ich również milicjanci, którzy na miejscu byli bodaj następnego dnia, a do których jako pierwszy badacz dotarłem! Tak więc to, że takie ślady w ogóle były, to bardziej kwestia zaufania do tego, co opowiadali kilka tygodni później m.in. dwaj synowie Wolskiego.
Ale załóżmy, że ślady były. W tym miejscu warto podkreślić, że cały czas zapominamy, że zgodnie z tym, co przedstawiam w mojej książce, całe zdarzenie w Emilcinie było mistyfikacją. A jednym z zasadniczych elementów mistyfikacji jest to – o czym przecież wszyscy wiemy – że ktoś usiłuje oszukać inne osoby! Rozumiem, że jeszcze rok temu takie patrzenie na przypadek emilciński byłoby karkołomne, gdyż na straży jego nietykalności stały wyniki śledztwa Zbigniewa Blani, traktowane jako wiarygodne, wręcz wzorcowe! Jednak opisane przeze mnie materiały nie pozostawiają już złudzeń, że dochodzenie Blani było nastawione na uwiarygodnienie zajść w Emilicinie, nie zaś na ich badanie i weryfikację. To nie było żadne śledztwo! W efekcie dzisiaj na straży wiarygodności przygody Jana Wolskiego nie stoi już żadna twierdza nie do zdobycia w postaci raportu Blani. Tak więc podejrzenie o mistyfikację jest nie tylko uzasadnione – ono jawi się jako jedyne logiczne wyjaśnienie. Czy zatem Pana zdaniem ślady wygniecionej trawy, odciski dziwnych stóp w błocie i wyrwanie kłosów były dla twórcy owej mistyfikacji czymś trudnym do wykonania? Według mnie była to rzecz dziecinnie łatwa do zrobienia. Ale może się mylę? Może jest jakaś trudność w tym, aby dwukrotnie przejść tam i z powrotem kilkadziesiąt metrów po trawie, odcisnąć kilkukrotnie w błocie przygotowaną wcześniej podeszwę buta kosmity i wyrwać kilka kłosów zboża. Swoją drogą trzeba być niemal jak Winnetou, aby zauważyć w łanie zboża brak kilku kłosów! A co do pytania o ślady wozu skręcającego na polanę i zjedzoną przez konia trawę to przecież one w niczym nie kłócą się z moją hipotezą. Bo i w czym mają się kłócić? Te ślady tylko ją potwierdzają!


Pytanie nr 6
Co sądzę o relacji dwóch mieszkańców Lublina. W maju 1978 roku, gdy byli niedaleko Emilcina, mieli obserwować obiekt zbliżony do tego, który opisał Jan Wolski. Czy słyszałem o tych relacjach?

Nie tylko, że o nich słyszałem, ale również jako jedyna osoba mam blisko godzinne nagranie Zbigniewa Blani z tym związane. Stracił cały dzień – dokładnie tak, jak opisał to w książce – na weryfikację tej historii. Niech Pan zgadnie, kto był autorem rewelacji o tych dwóch mężczyznach z Lublina... Witold Wawrzonek. Czyli osoba, która moim zdaniem – bo wszystkie zebrane przeze mnie dowody na to wskazują – stoi również za emilcińską mistyfikacją. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że Wawrzonek, aby wśród innych ufologów wesprzeć prawdziwość historii Jana Wolskiego, wymyślił jakichś mężczyzn, którzy rzekomo jeszcze przed Wolskim widzieli podobny pojazd nad rzeką Chodelką. Co ciekawe – a co idealnie wkomponowuje się w moją hipotezę – Blania, aby mieć kolejnego haka na Wawrzonka (pierwszym było fałszywe zdjęcie UFO z 1977 roku), pojechał we wskazane przez niego miejsce i sprawdził potencjalnych świadków (byłych milicjantów i członków miejscowego koła łowieckiego), którzy mogliby coś wiedzieć o takich dwóch kłusownikach. I niczego nie znalazł. 


Chodel – wieś leżąca nieopodal Emilcina (fot. Bartosz Rdułtowski)

Zresztą nawet Wawrzonek nie potrafił dokładnie wyjaśnić, skąd zaczerpnął informacje o świadkach z Lublina. Pisał enigmatycznie: O tej obserwacji wiem niestety z drugiej, trzeciej, a być może nawet znacznie dalszej ręki. Mimo usilnych starań nie udało mi się dotrzeć do bezpośrednich jej świadków. To, co przedstawiłem, to jedynie moja interpretacja jej przebiegu sporządzona w oparciu o posiadane przeze mnie informacje. Czy to ma być wiarygodna relacja? Raczej nie, co zresztą – w obliczu szeregu innych mistyfikacji, których dopuścił się Wawrzonek (choćby sprawa Obłońskiej, o której piszę w książce) – nie powinno być zaskoczeniem.

18 komentarzy:

  1. No cóż. Okazuje się, że forum Infra ma dosyć dziwną politykę prowadzenia dyskusji. Właśnie zostałem zablokowany na tym forum za pozytywne opinie na temat książek Bartosza Rdułtowskiego. Zablokowany do tego stopnia, że moja każda próba choćby zobaczenia strony forum, jest niemożliwa! Nie żebym się jakoś strasznie skarżył, bo tematu UFO nie traktuje jakoś poważnie i jest to dla mnie raczej rodzaj intelektualnej rozrywki, podobnej do rozwiązywania łamigłówek lub oglądania magicznych sztuczek, ale styl w jakim to zrobiono jest żenujący.
    Na forum Infra odzywałem się pod nickiem Van i pewnie dawno bym odpuścił dyskusję, gdyby ludzie o przeciwnych poglądach po prostu uznali różnice naszych zdań, a nie, w agresywny sposób, ogłaszali swoje rzekome intelektualne zwycięstwo, na które jedynym argumentem było to, że jestem rzekomo awatarem Bartosza Rdułtowskiego lub opłacanym przez niego klakierem.
    By więc nie było wątpliwości: nazywam się Piotr Wanatowicz, nigdy nie widziałem się z Bartoszem Rdułtowskim a o jego istnieniu dowiedziałem się w listopadzie 2013 gdy kupiłem jego książki. Chciałbym oficjalnie oświadczyć, że to nie Rdułtowski mnie, ale ja jego finansuje! Wydałem kilkadziesiąt złotych na jego publikacje i nie żałuje ani złotówki, bo facet profesjonalnie wyręczył mnie w tym, na co sam zawsze miałem ochotę a nigdy nie miałem wystarczająco dużo czasu i zapału: zebrał i przeanalizował wszystkie dostępne (i niedostępne) informacje na temat jednego z arcyfrapujących mitów mojego dzieciństwa. Uważam, że publiczne chwalenie czyjejś dobrej i rzetelnej pracy jest rzeczą normalną. Zawsze tak robiłem i będę robił dalej.
    Nie jestem bezkrytyczny wobec prac Rdułtowskiego i w swojej recenzji zamieszczonej na Infrze zgłaszałem też swoje uwagi do książki. Tak czy inaczej nadal podtrzymuje swoje stanowisko, że Książka Rdułtowskiego jest najlepszą, najpełniejszą i najciekawszą praca na temat Emilcina kiedykolwiek opublikowaną i każdy, kto chce się na ten temat wypowiadać, musi ją przeczytać. Argumenty za tym stanowiskiem publicznie podawałem i jeśli będzie potrzeba, mogę je znów powtórzyć.
    Panie Bartoszu, czekam na kolejne publikacje, w których będzie Pan pokazując dokumenty i wypowiedzi świadków, analizował mity z pogranicza historii, wojskowości i kultury masowej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet nie miałem możliwości popisania na forum Infry. Zarejestrowałem się tam i napisałem pierwszego posta. Post poszedł do weryfikacji. Niestety, zamiast zobaczyć moje wypowiedzi na forum, dostałem bana i zlikwidowano moje konto. W poście bardzo kulturalnie i grzecznie, pisałem przychylnie o książce Bartosza, dzieliłem się wątpliwościami oraz chwaliłem dzielna postawę Vana. Widać to było za dużo dla sitwy, która produkuje się na forum Infry.Jak żyję, to nie zetknąłem się jeszcze z takimi fanatykami.

      Usuń
  2. Mogę prosić o ponowne przesłanie listy argumentów? Wielokrotnie czytałem Twoje posty na Infrze, które wychwyciłem za jedyne racjonalne jednak gdy tylko przeczytałem Twój natrafiałem na posty jakichś ćwiercinteligentnych chamów przez co w nerwach natychmiast wyłączałem stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było jeszcze kilku - dosłownie kilku - rozsądnych dyskutantów. Ale faktycznie Pan Piotr wykazał się wyjątkową konsekwencją i najdłużej wytrwał w tej nierównej batalii, nim został kolejny raz posądzony o bycie mną i zbanowany za "promowanie mojej książki".

      Usuń
    2. Możliwe, że byli inni, ale pamiętam jak po raz pierwszy tam zajrzałem bodajże zaraz po przeczytaniu książki to wychwyciłem "Van" i tak prawdę powiedziawszy głównie rozglądałem się za jego postami choć i tak oko ciągnęło na posty Czerkat coś tam (miał chyba świnię na zdjęciu, coś mi się ciśnie na usta-klawiaturę, ale miało być bez inwektyw więc sobie daruję) aby zaspokoić swą masochistyczną cześć siebie i doprowadzić się do furii zakończonej papierosem. ;)

      Usuń
  3. Piotr Wanatowicz18 czerwca 2014 10:34

    Najbardziej oczywisty argument za tym, że Książka Rdułtowskiego jest najpełniejsza, to fakt, że praktycznie zawiera wszystkie wcześniej opublikowane materiały na ten temat + konfrontuje je ze sobą oraz z nieznanymi wczesniej materiałami. Ta książka to materiał źródłowy do wszelkich badań (tak badań "ufologicznych" jak i badań folklorystycznych czy kulturoznawczych) a nie, jak twierdzą jej przeciwnicy, hipoteza o hipnozie i nic więcej. Hipoteza o hipnozie jest dodatkiem wspartym mocnymi przesłankami, ale nawet bez niej książka byłaby najpełniejszą monografią fenomenu emilcińskiego.
    Dodatkowo Rdułtowski jako pierwszy i jedyny dotarł do archiwów głównych bohaterów sprawy, sprawdził archiwa IPN i zarejestrował wywiady z masą związanych ze sprawa osób. Czego oczekiwać więcej?

    OdpowiedzUsuń
  4. Piotr Wanatowicz18 czerwca 2014 12:11

    Tak czy inaczej pozostaje jeszcze kilka uwag do książki, które wypowiadałem na Infrze, ale partnerów do dyskusji tam nie znalazłem :)
    1. Czy badał Pan wojskową przeszłość Blani? Czy przeszedł zasadnicza służbę wojskową po rozstaniu z uczelnią w 1968 roku? Jak wyglądała jego kariera w wojsku lub dlaczego odpuszczono mu służbę w wojsku?
    2. Czy da się dotrzeć do jakichkolwiek dokumentów paszportowych Blani z początku lat ‘70?
    3. Dlaczego dyrektor szkoły twierdzi, że rozmawiał z przestrasznym Adasiem Popiołkiem w maju 1978, gdy 6 letni Adaś jeszcze do szkoły nie chodził (w środę 10 maja był przecież w domu z mamą zamiast uczyć się w szkole)
    4. Nie pisał Pan nic o powiązaniach Bzowski – Emilcin, ale czy badał je Pan? Mam o Bzowskim podobne jak Pan zdanie (na infrze szczegółowo analizowałem nawet jego fotografie dowodząc, że musiały być świadomym oszustwem). Opisywanie jego związków z Emilcinem nie wnosiłoby wiele do badania realności wydarzeń w Emilcinie, ale dla mnie równie ciekawy jest aspekt kulturowy i folklorystyczny mitu emilcińskiego, a w tych aspektach postać Kazimierza Bzowskiego jest bardzo interesująca.
    5. Blania twierdził, że rodzina Wolskich konsekwentnie zaprzeczała znajomości z Wawrzonkiem przed 10 maja 1978. Czy są w archiwum Blani jakiekolwiek dokumenty na ten temat? Czy ma Pan jakieś inne dowody na temat znajomości Wawrzonka i Wolskich sprzed 10 maja, poza wywiadem z żoną Wawrzonka?

    OdpowiedzUsuń
  5. Piotr Wanatowicz18 czerwca 2014 12:28

    6. Głowę dałbym sobie uciąć, że w dzieciństwie widziałem w TVP program w którym komuś pod hipnozą wmawiano, że był porwany przez UFO. Czy sprawdzał Pan w archiwach TVP stare programy Wandy Konarzewskiej? Może ten program jakoś się zachował?

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam Panie Piotrze

    A może - zgodnie z szykanami na forum Infra - powinienem powiedzieć, że witam sam siebie...
    Bardzo mi przykro, że za próby dyskutowania na temat mojej książki został Pan bardzo nieetycznie i plugawie potraktowany na wspomnianym forum. Jego administratorzy sami wystawili sobie ocenę z obiektywności i kultury dyskusji. Jest to ocena naganna! Równocześnie bardzo dziękuję Panu za rzeczowe i konstruktywne opinie o książce. To z myślą o takich osobach jak Pan, Filozof, czy Jakub Pomezański przez tyle miesięcy "łamałem sobie głowę", nad emilcińska zagadką. Robiłem to (poza własną ciekawością) z myślą o ludziach, którzy są ciekawi prawdy o takich zagadkowych historiach. I którzy nowe fakty będą umieli docenić i zrozumieć.

    A teraz pytania.

    1) Od Pani Kingi dowiedziałem się, że Zbyszek nigdy w wojsku nie był. I mówiąc szczerze ja go sobie w wojsku nie wyobrażam.
    2) IPN cały czas wprowadza do bazy nowe dokumenty. O aktach paszportowych Zbyszka Blani niedługo napiszę odrębny wpis na bloga :-)
    3) W szkole było też przedszkole i zerówka. Adaś chodził do zerówki. Historię opowiedział zapewne następnego dnia (11 maja). Tak twierdzi żona dyrektora szkoły w Skokowie.
    4. Kazimierz Bzowski był osobą zupełnie niepoważną. Oczywiście mogłem dodać do książki jeszcze jeden rozdział o jego popisach w Emilcinie, czy o diabelskim kamieniu. Doszedłem jednak do wniosku, że może to rozmyć obraz tego, co istotne. Ta książka i tak jest gruba :-)
    5. W archiwum Blani nie znalazłem żadnych dokumentów, które potwierdzałyby znajomość Wawrzonka z Wolskim. Tym niemniej, dowodem na tą znajomość jest nie tylko twierdzenie wdowy po Witku Wawrzonku. Równie mocnym dowodem jest ewidentne kręcenie Jana Wolskiego podczas gdy Kietliński i Blania pytali go o Witka.
    6. To dobry pomysł. Być może Wanda Konarzewska, gdy dowiedziała się, że materiał nagrany przez Blanię uległ zniszczeniu, postanowiła zrobić kolejny tego typu eksperyment przed kamerą. Będąc już przy temacie tych starych materiałów wspomnę, że był w radio również program z wypowiedzią Henryka Marciniaka (świadka z Goliny). Dzięki jednemu z internautów jego cześć jest obecnie dostępna na Youtube. Ale może ktoś inny ma w swoim archiwum całość tego nagrania. Chętnie bym je posłuchał. niestety archiwista z radia nie znalazł kopii tego nagrania, choć szukał kilka dni.

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha trafna uwaga, też sobie nie wyobrażam Blani w wojsku! Chciałem tutaj uzupełnić dyskusję o jeszcze jeden ważny element układanki, który w jakiś sposób został pominięty przez Bartka, a został później pociągnięty przeze mnie - choć muszę tu podkreślić, że wspólnie zgadzamy się co do tej sprawy. Mam tutaj na myśli jedno zagadnienie: skąd wziął się Henryk Marciniak? Skoro miał wziąć udział w mistyfikacji musiał być osobą sprawdzoną, która nie wsypie, nawet do dnia dzisiejszego, blisko 40 lat po sprawie. Podczas rozmów z Bartkiem Rdułtowskim zgadzaliśmy się, że to Turowski znał lub odkrył Marciniaka, a nie Blania i nie była to kwestia dowodów tylko intuicji. W trakcie swojego "śledztwa" udało mi się trafić na rodzinę o nazwisku Turowscy mieszkających w pobliskim Golinie Ślesinie. Udało mi się nawiązać kontakt z trojgiem Turowskich ze Ślesina jednak nikt z nich nie przypomina sobie kogoś takiego jak Konrad Turowski dziennikarz, jednak chciałbym tu podkreślić, że byli to bardzo młodzi ludzie, a nie wiemy czy Turowski dziennikarz utrzymywał bliższy kontakt z najmłodszymi. W każdym razie kwestia pokrewieństwa pozostaje nie wyjaśniona jednak kolejny zbieg okoliczności pojawiający się w tej sprawie wydaje się co najmniej dziwny, a szkoda, że nie został pociągnięty w książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To również Ty Jakubie zwróciłeś moją uwagę, na sprawę "zielonego maskowania się" prowokatora w Przyrownicy. Twoja koncepcja zielonej pończochy nałożonej na głowę jest sensowniejsza, niż mój pomysł malowania twarzy na zielono. Bo zmywanie farby to cenny czas, które nie traci się przy zdejmowaniu pończochy :-)

      Usuń
  8. Ee tam drobiazg! Naszło mnie na taki przemyślenia w Przyrownicy właśnie - tutaj z miejsca gorąco wszystkim polecam to miejsce, jeśli będzie w okolicy Łodzi podjedźcie tam choćby na chwilę i rozeznajcie się w terenie, moje wnioski to miejsce do idealnej mistyfikacji. A co do zwrócenia uwagi naszło mnie jeszcze na coś, tak naprawdę to nie musiał być nawet strój płetwonurka, przecież to były dzieci, wystarczyła przecież bluza z kapturem i ściągaczami - rzecz w tamtych czasach w Polsce niezbyt popularna i trudno dostępna, a Blania przecież miał kontakty i możliwości... Przecież to były dzieci, wystarczyło dać odpowiednie impulsy ich wyobraźni, która później zrobi swoje. Blania jako socjolog doskonale wiedział jak muszą działać mechanizmy w głowach młodych ludzi co doskonale udowodniłeś prezentując stenogram rozmowy z młodym Popiołkiem (zastanawia mnie tam jednak postawa Piotrowskiej, która mimo wszystko uważa, że papieros nie jest dobrym "modelem" przecież powinna trzymać jego stronę, choć do końca z zapisu rozmowy nie wynika o co chodzi, być może były to względy etyczne związane z dawaniem papierosa dziecku). Wracając jednak do Przyrownicy - wszystko musiało być tam zorganizowane sprawnie i szybko, tak jak teraz wspomniałem o bluzie, wcześniej po pończosze, dodam jeszcze czarne spodnie oraz jeśli to konieczne płetwy na nogi oraz te rękawice dla płetwonurków, które Ty odkryłeś - przecież do dziś wiele osób o ich istnieniu nie wie, a współczesne artykuły wielokrotnie piszą o nich jak o nowości. Jak możemy się dowiedzieć z Twojej książki to wynalazek już z lat 70 ubiegłego wieku.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli pozwolisz dołożę tutaj jeszcze pytanie od siebie, chodzi mi tutaj o bardzo intrygującą sprawę dotyczącą tej szumnie nazywanej "maszyny do kontaktu z obcymi" jaką rzekomo miał skonstruować Blania. Czy poza kilkoma bredniami w internecie natknąłeś się jeszcze na jakieś wzmianki o tym? Coś mi się zdaje, że Blania powiedział to szydząc z kogoś, a po jego śmierci zostało to podchwycono jako urządzenie lepsze niż te używane w programie SETI.

    OdpowiedzUsuń
  10. Piotr Wanatowicz19 czerwca 2014 12:04

    Jeszcze jedna sparwa. W tekście (3 posty wczesniej na Pana blogu) Krzysztof Drozd pokazuje jeden z kluczowych dowodów za tym że Wawrzonek stał za całą mistyfikacją: "Witek Wawrzonek, w przeciwieństwie do Blani, który zachowuje niebywałą ostrożność, ma gotową hipotezę. Już w tekście datowanym na 6/7 czerwca 1978 r., czyli w czasie, gdy Blania mozolnie bada przypadek, Witek wykazuje, że zarówno pojazd, jak i istoty, które napotkał Jan Wolski, nie bardzo pasują do warunków lądu stałego, ale znakomicie sprawdziłyby się w wodzie!"
    Jaki tekst miał na mysli pan Krzysztof? Nie wspomina Pan chyba o nim w swojej książce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm jest, jest, nawet Bartek wspomina czy można ufać dacie podanej przez Wawrzonka.

      Usuń
  11. PAnie Piotrze. Tekst Wawrzonka, wspomniany przez Krzysztofa, wymieniam w bibliografii mojej książki w pozycji 240. Reprodukcje tego manuskryptu zamieszczam na stronach 305-317.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam, po pierwsze "dziekuje" za obalenie tego mitu z dzieciństwa ;) w sumie historia zawsze mnie frapowala i nawet przekonywała, ale stawialem warunek: Wolski nigdy nie mogl miec przed tym zdarzeniem kontaktu z ufologami... niestety mial... to na 100% mistyfikacja :( co do hipnozy... przypominam sobie ze przed seansami w konach leciala jak iwemy w latach 80-tych PKF i jeden odcinek lub cos po nim odnosil sie od hipnozy, ufo i Bzoskiego (zreszta znalem tego pana, bo jak on mieszkalem na Sadybie...)

    OdpowiedzUsuń
  13. ciekawostka - jakiekolwiek proby pisania cos o mistyfikacji na nautilus.pl konczą sie zawsze odrzuceniem postu... ciekawe ze wciaz mamy do czynienia z ludzmi, ktorzy jak w sredniowieczu "chowaja" prawde pod dywan i zapewne licza pieniazki ;)

    OdpowiedzUsuń