wtorek, 2 lipca 2024

Dzisiaj Światowy dzień UFO

 


Czy UFO to największa zagadka ludzkości? Dlaczego mimo tylu negatywnych opinii naukowców wciąż tak o niej głośno? Jak wyjaśnić tysiące zagadkowych doniesień, rokrocznie potwierdzających w opinii ich świadków, manifestację CZEGOŚ nam obcego? Czy obserwacje UFO, od niedawna przechrzczonego na UAP – czyli „niezidentyfikowane zjawiska powietrzne” – pozostają w sprzeczności z Paradoksem Fermiego?

To tylko namiastka fascynujących pytań, jakie w debacie na temat UFO można postawić.

Dla mnie owa zagadka była początkiem największej życiowej przygody. To ona wyzwoliła we mnie niekończący się głód zadawania pytań i szukania satysfakcjonujących odpowiedzi.

„Czy wierzysz w UFO?” – ileż razy słyszałem to pytanie. Zawsze też odpowiedź zaczynałem od prostego stwierdzenia, iż to nie kwestia wiary. Wtedy najczęściej na twarzy pytającego obserwowałem konsternację. „Wierzący” głowili się, dlaczego mam inne zdanie. Dla niedowiarków sam fakt, że w odpowiedzi nie padło krótkie „nie”, był równie niepokojący. A przecież podstawą w tym pytaniu jest zrozumienie czy mamy na myśli kolokwialne znaczenie terminu UFO, czyli kosmitów, czy też jako taką grupę obserwacji zjawisk/obiektów niemożliwych do zidentyfikowania. Jeśli mowa o tym drugim wariancie, to wiara jest zbyteczna, podobnie, jak negowanie tego typu raportów.

W swojej pogoni za zagadką UFO przemierzyłem wiele lądów. Na jednym z nich starałem się dać sobie samemu odpowiedź na pytanie, czy za UFO kryją się tajne wojskowe projekty? Tak powstała moja pierwsza książka „Z archiwum tajnych technologii lotniczych”, a później „Zapomniana tajemnica Strefy 51”. Na innym lądzie rozważałem kwestię, czy powojenne doniesienia o UFO miały związek z przejętymi po drugiej wojnie światowej tajnymi technologiami Trzeciej Rzeszy? Zacząłem od „Syndromu V7”, potem przyszedł czas na trzytomowy „Ostatni sekret Wunderwaffe”, by ostatecznie rozpocząć pracę nad sześciotomowym „Kryptonimem V7”. Byłem też na wyspie o muzycznie brzmiącej nazwie „Foo Fighters”, na której starałem się rozwikłać jakże ciekawą zagadkę doniesień, które niejako poprzedziły powojenne raporty o UFO. Mowa oczywiście o zagadkowych kulach światła widywanych przez pilotów podczas drugiej wojny światowej. Tu zacząłem od książki „Foo Fighters – tajna broń Trzeciej Rzeszy?”, a skończyłem na „Niewyjaśnionych raportach lotników”. Najciekawszą jednak była moja wyprawa do ufologicznej Amazonii, gdzie w gąszczu ludzkich intryg badałem najsłynniejszy polski przypadek lądowania UFO – czyli zdarzenie w Emilcinie. Efektem owej eskapady była zarówno książka „Tajne operacje. PRL i UFO”, jak i trwająca do dzisiaj pogoń za mną wielu jadowitych gadów, które przed moim przybyciem na owe dzikie tereny czuły się tam nietykalne. Odbyłem też jeszcze jedną wyprawę, na urodzajne tereny fantastyki naukowej. Tam do zagadki UFO mogłem ustosunkować się mniej zobowiązująco, a do tego w zupełnie innym, szerszym i ciekawszym kontekście.  Tak powstała moja powieść „Sprzymierzeniec”.






Co myślę obecnie o zagadce UFO? Nie znalazłem jednego wyjaśnienia. Za uzasadnione uznaję podejrzenie, że ludzkość w swym rozbudzonym podbojem kosmosu apetycie chce poczuć się częścią czegoś większego – jakiejś kosmicznej społeczności. A gdy marzenia są silne, to interpretacja wielu niewiadomych zaczyna być tendencyjna. Logika, przynajmniej moja, nie wyklucza też możliwości, że jakieś starsze o tysiące czy miliony lat od nas cywilizacje, podobnie jak my, ciekawe są postaci innego życia. To zaś pcha je do eksploracji innych planet. Bo czemu i nie. A gdzie w tym wszystkim nasza ludzka technologia? Tu wątpliwości nie mam żadnych. Od zarania doniesień o UFO, to właśnie ona odgrywała kluczową rolę w stymulowaniu całej tej zagadki. Zwłaszcza ta tajna, wojskowa...

A co myślą o tym ONI? Czy wyjaśnieniem Paradoksu Fermiego jest zabawny nadruk na mojej koszulce? W swej ludzkiej arogancji będzie to zapewne ostatnie wyjaśnienie, jakie przełkniemy, nie dławiąc się wynikającym z niego wnioskiem :-)