wtorek, 2 lipca 2024

Dzisiaj Światowy dzień UFO

 


Czy UFO to największa zagadka ludzkości? Dlaczego mimo tylu negatywnych opinii naukowców wciąż tak o niej głośno? Jak wyjaśnić tysiące zagadkowych doniesień, rokrocznie potwierdzających w opinii ich świadków, manifestację CZEGOŚ nam obcego? Czy obserwacje UFO, od niedawna przechrzczonego na UAP – czyli „niezidentyfikowane zjawiska powietrzne” – pozostają w sprzeczności z Paradoksem Fermiego?

To tylko namiastka fascynujących pytań, jakie w debacie na temat UFO można postawić.

Dla mnie owa zagadka była początkiem największej życiowej przygody. To ona wyzwoliła we mnie niekończący się głód zadawania pytań i szukania satysfakcjonujących odpowiedzi.

„Czy wierzysz w UFO?” – ileż razy słyszałem to pytanie. Zawsze też odpowiedź zaczynałem od prostego stwierdzenia, iż to nie kwestia wiary. Wtedy najczęściej na twarzy pytającego obserwowałem konsternację. „Wierzący” głowili się, dlaczego mam inne zdanie. Dla niedowiarków sam fakt, że w odpowiedzi nie padło krótkie „nie”, był równie niepokojący. A przecież podstawą w tym pytaniu jest zrozumienie czy mamy na myśli kolokwialne znaczenie terminu UFO, czyli kosmitów, czy też jako taką grupę obserwacji zjawisk/obiektów niemożliwych do zidentyfikowania. Jeśli mowa o tym drugim wariancie, to wiara jest zbyteczna, podobnie, jak negowanie tego typu raportów.

W swojej pogoni za zagadką UFO przemierzyłem wiele lądów. Na jednym z nich starałem się dać sobie samemu odpowiedź na pytanie, czy za UFO kryją się tajne wojskowe projekty? Tak powstała moja pierwsza książka „Z archiwum tajnych technologii lotniczych”, a później „Zapomniana tajemnica Strefy 51”. Na innym lądzie rozważałem kwestię, czy powojenne doniesienia o UFO miały związek z przejętymi po drugiej wojnie światowej tajnymi technologiami Trzeciej Rzeszy? Zacząłem od „Syndromu V7”, potem przyszedł czas na trzytomowy „Ostatni sekret Wunderwaffe”, by ostatecznie rozpocząć pracę nad sześciotomowym „Kryptonimem V7”. Byłem też na wyspie o muzycznie brzmiącej nazwie „Foo Fighters”, na której starałem się rozwikłać jakże ciekawą zagadkę doniesień, które niejako poprzedziły powojenne raporty o UFO. Mowa oczywiście o zagadkowych kulach światła widywanych przez pilotów podczas drugiej wojny światowej. Tu zacząłem od książki „Foo Fighters – tajna broń Trzeciej Rzeszy?”, a skończyłem na „Niewyjaśnionych raportach lotników”. Najciekawszą jednak była moja wyprawa do ufologicznej Amazonii, gdzie w gąszczu ludzkich intryg badałem najsłynniejszy polski przypadek lądowania UFO – czyli zdarzenie w Emilcinie. Efektem owej eskapady była zarówno książka „Tajne operacje. PRL i UFO”, jak i trwająca do dzisiaj pogoń za mną wielu jadowitych gadów, które przed moim przybyciem na owe dzikie tereny czuły się tam nietykalne. Odbyłem też jeszcze jedną wyprawę, na urodzajne tereny fantastyki naukowej. Tam do zagadki UFO mogłem ustosunkować się mniej zobowiązująco, a do tego w zupełnie innym, szerszym i ciekawszym kontekście.  Tak powstała moja powieść „Sprzymierzeniec”.






Co myślę obecnie o zagadce UFO? Nie znalazłem jednego wyjaśnienia. Za uzasadnione uznaję podejrzenie, że ludzkość w swym rozbudzonym podbojem kosmosu apetycie chce poczuć się częścią czegoś większego – jakiejś kosmicznej społeczności. A gdy marzenia są silne, to interpretacja wielu niewiadomych zaczyna być tendencyjna. Logika, przynajmniej moja, nie wyklucza też możliwości, że jakieś starsze o tysiące czy miliony lat od nas cywilizacje, podobnie jak my, ciekawe są postaci innego życia. To zaś pcha je do eksploracji innych planet. Bo czemu i nie. A gdzie w tym wszystkim nasza ludzka technologia? Tu wątpliwości nie mam żadnych. Od zarania doniesień o UFO, to właśnie ona odgrywała kluczową rolę w stymulowaniu całej tej zagadki. Zwłaszcza ta tajna, wojskowa...

A co myślą o tym ONI? Czy wyjaśnieniem Paradoksu Fermiego jest zabawny nadruk na mojej koszulce? W swej ludzkiej arogancji będzie to zapewne ostatnie wyjaśnienie, jakie przełkniemy, nie dławiąc się wynikającym z niego wnioskiem :-)

czwartek, 20 czerwca 2024

Paradoks Fermiego – jego wyjaśnienie może być złowrogie

„Gdzie Oni są?” – to pytanie zaprząta głowy naukowców od dziesięcioleci. Bo z jednej strony szacunki dowodzą, że prawdopodobieństwo istnienia we wszechświecie innych cywilizacji jest ogromne, z drugiej zaś naukowe poszukiwania takich cywilizacji efektu nie przynoszą. Ów dylemat zyskał sobie miano Paradoksu Fermiego. 


 

Jakiś czas temu z pomocą w jego wyjaśnieniu przyszła hipoteza ciemnego lasu. Najkrócej mówiąc, cywilizacje techniczne nie obnoszą się ze swoim istnieniem, gdyż boją się kontaktu z innymi, bardziej zaawansowanymi. Ukradkiem eksplorują kosmos, niczym myśliwy w ciemnym lesie, bacząc, by być niezauważonym przez zwierzynę, na którą polują (mniej zaawansowane cywilizacje), a zwłaszcza przez innych drapieżniejszych myśliwych (bardziej zaawansowane cywilizacje).

Hipoteza ciemnego lasu jest w mojej ocenie jak najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem Paradoksu Fermiego, ale jest też inne równie logiczne i uzasadnione wyjaśnienie. Niestety nie wróży ono naszej cywilizacji niczego dobrego. Na dobrą sprawę, jest jeszcze gorszą alternatywą hipotezy ciemnego lasu. To właśnie ta koncepcja stała się jednym z moich ważniejszych przemyśleń, jakie zawarłem w ostatniej książce „Sprzymierzeniec”.

Tym, którzy dopiero przymierzają się do lektury „Sprzymierzeńca”, sugeruję nieco cierpliwości, bo popsujecie sobie zabawę. Pozostałych zapraszam do lektury dalszej części tekstu.

***

Szukając innych cywilizacji, z którymi moglibyśmy nawiązać kontakt, staje się oczywistym, że mamy na myśli cywilizacje techniczne. Pomijam w tym miejscu kwestię, czy to na pewno rozważny pomysł, czy tylko efekt naszej naiwnej ciekawości. Może jesteśmy jak dzieci, które widząc ogień, z beztroską wyciągają doń dłoń, zaintrygowane jego niezwykłością. A potem boleśnie się parzą. O ile poparzony palec z czasem się zagoi, o tyle kontakt z technologią mogącą przewyższać naszą o setki tysięcy lat, przy złych intencjach jej twórców, lub zwyczajnym strachu przed nami, w skutkach może być apokaliptyczny.

Załóżmy jednak, że do kontaktu między dwoma rozumnymi cywilizacjami technicznymi nigdy dojść nie może. Że jest COŚ, co sprawia, iż żadne życie organiczne, nawet dochodząc w ewolucji do poziomu naszej inteligencji, a później tworzące techniczną strukturę cywilizacyjną, nie będzie mieć szansy na nawiązanie kontaktu. Może bowiem istnieje pewien rodzaj bezpiecznika, który będąc częścią naturalnego biegu ewolucji, do takiego kontaktu nie dopuszcza.

Jeszcze dwadzieścia lat temu, podobne rozważania śmiało można by wsunąć między strony lub kadry świata fantastyki naukowej. Od niedawna możemy jednak, jak sądzę, coraz precyzyjnie zdefiniować owo COŚ. Ów bezpiecznik, który wszystkie techniczne cywilizacje zatrzymuje na takim poziomie rozwoju, że szans na kontakt mieć już nie będą. Ale, co znamienne i zarazem fascynujące, swego rodzaju kontaktu z inną inteligencją równocześnie doświadczą. Tylko nie taką, jakiej mozolnie szukają we Wszechświecie, niczym nasi naukowcy z programu CETI.

Zastanówmy się razem, co dało naszej cywilizacji postęp. Odkryć takich było oczywiście wiele. Jednak tylko jedno zagwarantowało niebywałą poprawę we wszelkich obliczeniach. Mam na myśli maszyny liczące. Początkowo ogromne i mało wydajne. Jednak z roku na rok coraz mniejsze i obdarzone przez swoich stwórców rosnącą mocą obliczeniową. Mijały dekady, a tworzona przez ludzi technologia rosła w siłę, dając nam coraz większe możliwości i pchając naszą wiedzę do przodu na wszelkich polach badań. Bez komputerów nie byłoby nas na Księżycu, nie byłoby naszych sond na Marsie, nie badalibyśmy krańców Wszechświata teleskopem Webba. Gdyby nie komputery, bylibyśmy też więźniami naszej planety. Kiedy dzisiaj myślimy o eksploracji kosmosu, podstawą i gwarantem spełnienia owych marzeń jest sztuczna inteligencja – genialny potomek topornych maszyn liczących z połowy XX wieku.

A co jeśli ewolucja życia we Wszechświecie, to nie tylko ta znana nam z podręczników biologii, oparta na doborze naturalnym. Może jednym z jej przejawów jest coś równie niezwykłego, lecz innego w swej naturze. Mam tu na myśli proces polegający na pokonaniu kolejnego etapu tejże ewolucji – migracji życia z materii organicznej do nieorganicznej? Czegoś, co początkowo pomagać ma tylko w szybszym liczeniu, w wyręczaniu ludzi w pracy, a co ostatecznie staje się... nowym życiem. Tylko już innym niż nasze – życiem nieorganicznym, a zarazem kolejnym krokiem w rozwoju sztucznej inteligencji. Czymś tak potężnym, że tworzące je cywilizacje techniczne, stają się z dnia na dzień tego czegoś niewolnikami, gdyż intelektualnie są przy nim, niczym mrówki przy nas. Czy owo nowe życie pozwoli swym twórcom dalej badać i eksplorować kosmos? Czy da im zgodę na dalsze podejmowanie prób nawiązania kontaktu? Czy zezwoli im dalej istnieć?

Być może zatem wyjaśnieniem Paradoksu Fermiego nie jest hipoteza ciemnego lasu. Może być tak, iż poszukujące obcego życia we Wszechświecie cywilizacje techniczne, jedna po drugiej, same tworzą nowe życie, tym razem nieorganiczne. To zaś, niczym bezpiecznik, ich dalsze marzenia o kontakcie i byciu częścią kosmicznej rodziny torpeduje niejako w zalążku.

Jak nazwałbym takie wyjaśnienie Paradoksu Fermiego? Chyba krótko – hipotezą bezpiecznika AI.

Mam wielką nadzieję, że nie mam racji...

środa, 19 czerwca 2024

Bez tajemnic świat byłby nudny


Bez tajemnic świat byłby nudny niczym przysłowiowe flaki z olejem. Wspomniałem sobie ostatnio, jak to pod koniec lat 90. w mojej głowie kłębiły się dziesiątki pytań, na które tak bardzo chciałem poznać odpowiedzi. Był to czas, gdy dopiero nieśmiało rozważałem napisanie swojej pierwszej książki. Minęło ćwierć wieku. Z tamtej długiej listy tajemnic, szereg pytań ubyło. Część zagadek rozwikłałem samemu, inne wyjaśnili podobni do mnie zapaleńcy. Z jednej strony czuję dzisiaj satysfakcję. Z drugiej zwyczajnie żal tych doznań, które kiedyś rozpalały moją głowę. Na szczęście tajemnic nigdy nie zabraknie. Jedne zastąpią inne, wciąż karmiąc moją nienasyconą ciekawość.

Być może to właśnie ten głód pochylania się tajemnicami naszego Wszechświata, naszej w nim roli, tego, dokąd zmierza nasza cywilizacja, pchnął mnie niemal rok temu do napisania pierwszej książki beletrystycznej zatytułowanej „Sprzymierzeniec”. Łączy ona w sobie zarówno political-fiction, jak i science-fiction.

Dzisiaj w jej najnowszej recenzji mogłem przeczytać:

„(...) były momenty, że trudno było mi się oderwać od tej powieści, a sceny, nazwijmy je „wojenne”, czytane wieczorną porą sprawiły, że mój mózg jeszcze w trakcie snu przetwarzał przyswojone informacje, a były one tak prawdopodobne i tak realistycznie opisane, że po obudzeniu nie byłam już pewna, czy to faktycznie się wydarzyło, czy jednak o tym tylko przeczytałam. W tym miejscu autorowi należą się brawa za dodanie do powieści science fiction (a właściwie to też political fiction) historycznych smaczków, którymi dość hojnie doprawił „Sprzymierzeńca" i za wnikliwą obserwację światowej sceny politycznej oraz interesujące wnioski, poparte – a jakże – znajomością historii, która – jak wiemy – lubi się powtarzać...”.

  

Najbardziej cieszy mnie jednak, że część recenzentów „Sprzymierzeńca” pokusiła się o pewien jakże cenny dla mnie wniosek: „To powieść, która stawia wiele pytań i z pewnością na trochę zostanie w głowie”. Zasadniczo właśnie o to mi chodziło! O refleksje i przemyślenia. Nie napisałem tej książki jedynie by Was drodzy Czytelnicy zabawić, lecz by dać Wam pretekst do zadumy nad wieloma aspektami naszej cywilizacji i miejsca, do którego wespół zmierzamy...

Obym się mylił w moich przewidywaniach!

środa, 29 maja 2024

O zagadkach „Riese” z członkami Regionalnego Koła Historycznego „Zadora”

Odtwarzanie historii to trudne zadanie. Przez wiele lat udało mi się spotkać z wieloma świadkami zarówno wojennych, jak i powojennych wydarzeń związanych w projektemRiese”. Spotkania autorskie to przyjemny moment, gdy mogę dzielić się z Czytelnikami mozolnie zdobywaną wiedzą. Często taką, w której posiadaniu jestem być może tylko ja. Wczoraj skromny rąbek owej wiedzy odkryłem przed członkami Regionalnego Koła Historycznego „Zadora”. Spotkanie odbyło się w Gminnej Bibliotece Publicznej w Kłaju.

Opowiadałem między innymi o tajemniczych wydarzeniach, jakie rozegrały się w 1964 roku, kiedy to polska prasa, jak nigdy wcześniej, publikowała jeden za drugim artykuł i reportaż o „zagadkowych podziemiach Walimia” [„Riese” – kulisy tajnej operacji]. Wyjaśniłem także, dlaczego pod koniec XX wieku w pewnej książce podano, iż w czasie wojny w rejonie zamku Książ widywano „obiekt charakteryzujący się kulistą szklaną kabiną z poruszającym się wokół niej poziomo pierścieniem” [„Tajny zamek Książ – tom 1”]. Wiele miejsca poświęciłem również śledztwu, jakie wraz z Łukaszem Orlickim prowadziliśmy w sprawie ukrytego w podziemiach na Gontowej depozytu [„Zaginiony konwój do Riese”]. Na koniec opowiedziałem o dokumentach z praskiego archiwum – tzw. ostatnim rozkazie dla „Riese”, którego zagadka stała się dla mnie inspiracją do stworzenia zawiłej intrygi w mojej pierwszej książce beletrystycznej „Sprzymierzeniec”. 

Na koniec dodam tylko, że była to moje pierwsze spotkanie autorskie, którego słuchaczami byli moi Synowie: Maks i Jonasz :-)

Oby więcej takich mile spędzonych chwil.







 

poniedziałek, 27 maja 2024

Byłem na Cosmiconie

W minioną sobotę uciekłem ze świata drugowojennych tajemnic do innej krainy pełnej sekretów i znaków zapytania. Gdzie byłem? W Chorzowie. Kilkaset metrów dalej na Stadionie Śląskim Ruch walczył z Cracovią, ja zaś promowałem moją najnowszą książkę – powieść fantastyczno-naukową „Sprzymierzeniec”. Okazja była idealna, gdyż w Planetarium Śląskim odbywał się Cosmicon – Śląski Festiwal Fantastyki.

W wyprawie dzielnie wspierała mnie moja żona – Kasia oraz... synowie Jonasz i Maks. Obu rozpierała duma, gdyż rozdając ulotki „Sprzymierzeńca”, mogli informować wszystkich, że są oto bohaterami owej książki. Ci, którzy są już po lekturze, wiedzą, w czym rzecz. A że szczegóły stanowią fragment rozwijanej w książce zaskakującej akcji, więcej nie zdradzę.









Wyjawię za to, że zwiedzając Planetarium Śląskie, przynajmniej w kilku miejscach zdecydowałem się zrobić fotografię mojej książki z tłem idealnie pasującym do poruszanych w niej tematów. Proste to nie było, bo mury gmachu wciąż przemierzał Lord Vader i dziesiątki innych postaci z Gwiezdnych Wojen. Niektóre bardzo intrygujące...

 



Tak było w sobotę. Dzisiaj na tapecie ponownie tajemnicze podziemia. Jutro na zaproszenie Regionalnego Koła Historycznego „Zadora” wybieram się do Gminnej Biblioteki Publicznej w Kłaju. Tematem przewodnim mojej prelekcji będzie projekt „Riese” i związane z nim tajemnice. Opowiem między innymi o zagadkach, jakie opisałem w takich książkach, jak: „Riese – początek tajemnicy”, „Riese – kulisy tajnej operacji”, „Zaginiony konwój do Riese” (śledztwo prowadzone wraz z Łukaszem Orlickim), czy dwa tomy „Tajnego zamku Książ”. Na koniec nie omieszkam wspomnieć, o pewnej zagadkowej historii dotyczącej „Riese”, która stała się przyczynkiem do zagadki otwierającej moją najnowszą powieść – wspomnianego „Sprzymierzeńca”.


 

środa, 22 maja 2024

Jadę na Cosmicon – czyli Śląski Festiwal Fantastyki

 

Już w najbliższą sobotę zawitam do Chorzowa, gdzie odbędzie się Cosmicon – czyli Śląski Festiwal Fantastyki. Jeszcze rok temu nie przyszłoby mi do głowy, że jako autor wezmę udział w takiej imprezie. Ale skoro w połowie 2023 roku przyszło mi do głowy, aby napisać powieść fantastyczno naukową, to konsekwencja zobowiązuje. 

Już sam program imprezy niezmiernie mnie ekscytuje. Wśród prelekcji będą mianowicie poruszane zagadnienia, które stanowią niezwykle ważne elementy mojej najnowszej książki „Sprzymierzeniec”. Mowa będzie o:

- sztucznej inteligencji i związanych z nią zagrożeniach,

- podróżach w czasie,

- przeszłości i przyszłości naszych kosmicznych sąsiadów.

Oczywiście moje Wydawnictwo Technol będzie miało swoje stoisko, na którym z przyjemnością wpisywać będę do „Sprzymierzeńca” dedykacje.

Impreza odbędzie się na terenie Planetarium Śląskiego.

Do zobaczenia!

środa, 15 maja 2024

SPRZYMIERZENIEC – CZYLI DOKĄD ZMIERZA LUDZKOŚĆ

 

Już w najbliższą sobotę w trakcie 13 Targów Książki Regionalnej we Wrocławiu odbędzie się moje spotkanie autorskie zatytułowane „SPRZYMIERZENIEC – CZYLI DOKĄD ZMIERZA LUDZKOŚĆ”.


Opowiem na nim o swojej pierwszej książce beletrystycznej i pasjonujących tematach, które stały się impulsem do jej napisania, jak choćby: hipoteza ciemnego lasu, paradoks Fermiego, samoorganizacja materii czy ewolucja sztucznej inteligencji.

Dolnośląska Biblioteka Publiczna im. T. Mikulskiego

18 maja 2024 r. | godz. 17:00 | s. 35

Wstęp wolny.

Serdecznie zapraszam!

sobota, 11 maja 2024

Z polskimi ufologami w kwestii Emilcina wiele mnie dzieli... fragment nowego wywiadu


Wczoraj miała miejsce 46 rocznica zdarzenia w Emilcinie. Z tej okazji na stronie portalu Paradoks opublikowano obszerny wywiad, jaki w temacie Emilcina (a także zajść z Przyrownicy i Goliny) przeprowadził ze mną Jan Lorek. Poniżej prezentuję krótki fragment tego materiału. Wszystkich zainteresowanych odsyłam na stronę Paradoksu.


 ♦♦♦

Czy w sprawie zdarzenia w Emilcinie pozostaje jeszcze jakiś element, który nadal nie dawałby Panu spokoju i zostawiał furtkę do przyznania racji co do autentyczności zdarzenia z 1978 roku?

Mało tego, że takiego argumentu nie poznałem przez ponad 10 lat od ukazania się mojej książki, to wręcz przeciwnie – szereg informacji, jakie usłyszałem, bądź zdobyłem później, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zdarzenia w Emilcinie/Przyrownicy/Golinie to gigantyczna mistyfikacja i walka ze sobą dwóch przebiegłych pasjonatów UFO.

Czy po wydaniu książki trafił Pan na jakieś ważne informacje w sprawie Emilcina?

Oczywiście. I o tym będzie moja kolejna książka dotycząca tych zdarzeń. W przeciwieństwie do osób, które cały ten incydent traktują jako sposób na zarobienie pieniędzy, ja od ponad 10 lat wciąż metodycznie i po cichu zbieram kolejne materiały.

W książce o Emilcinie wyraża Pan bardzo stonowany osąd w sprawie kontaktu z obcą cywilizacją. Tymczasem w książce „Sprzymierzeniec” takowy kontakt Pan dopuszcza. Z czego to wynika? Czy w beletrystyce mógł – i chciał – Pan, ogólnie ujmując, pozwolić sobie na coś więcej? Na to, o czym może Pan myśli, ale nie znajduje się w publikowanych zazwyczaj książkach?

Beletrystyka rządzi się zupełnie innymi prawami niż literatura popularnonaukowa. W „Tajnych operacjach…” weryfikowałem konkretnie zdarzenie na podstawie konkretnych materiałów. Wniosek mogłem wyciągnąć tylko jeden – mistyfikacja. W mojej najnowszej książce będącej thrillerem science fiction poruszam dziesiątki tematów, które najkrócej można zawrzeć w stwierdzeniu: „Dokąd zmierza ludzkość?”. Nie mogłem w niej pominąć takich kwestii, jak hipoteza ciemnego lasu, paradoks Fermiego czy, a zwłaszcza, ewolucja sztucznej inteligencji. Patrząc na fenomen samoorganizacji materii, począwszy od Wielkiego Wybuchu, trudno nie zadać sobie pytania, czy to, co wydarzyło się na naszej planecie w ciągu minionych niemal czterech miliardów lat, nie jest aby normą ewolucji Wszechświata. Dla mnie kluczowe pytanie brzmi: „Jak wyglądałaby technologia cywilizacji technicznej, rozwijającej się, jak nasza, tylko znacznie starszej?”. I właśnie próbę odpowiedzi na takie pytanie prezentuję w „Sprzymierzeńcu”. I obym się mylił w moich przewidywaniach.


 

czwartek, 9 maja 2024

UFO w Emilcinie – prawda zaskoczyła wielu...

Po tej książce otrzymywałem nawet pogróżki. Niesamowite, zwłaszcza że sprawa nie dotyczyła jakiegoś ukrytego skarbu czy utajnionej dokumentacji wojskowej! Skupiona była wokół... zagadki UFO. 


Choć od wydania mojej książki weryfikującej słynne zdarzenie w Emilcinie minęło ponad 10 lat, niektórzy wciąż na myśl o moich odkryciach i ustaleniach mają spocone dłonie i przyspieszone tętno. Opowiada o tym TEN FILM! Wszak nie wypada prezentować faktów, które wskazują, że najsłynniejszy polski incydent UFO był tylko sprytną mistyfikacją. Na jednej ze stron ufologicznych można nawet znaleźć informację: „Książki niepolecane”, a dalej przeczytać tytuł mojej publikacji.

 

A jednak wielu dziennikarzy i publicystów moją pracę doceniło. Poniżej nieco odnośników do różnych filmów i artykułów, w których na przestrzeni ostatnich 10 lat odnoszono się do tego, co napisałem w książce „Tajne operacje. PRL i UFO”:


A jako że jutro 46 rocznica zajść w Emilcinie, to jeszcze dwie informacje.

Po pierwsze, na portalu Paradoks ukaże się obszerny wywiad w sprawie Emilcina, jaki przeprowadził ze mną Jan Lorek. Mogę już zdradzić, że jedno z pytań brzmiało: W książce o Emilcinie wyraża Pan bardzo stonowany osąd w sprawie kontaktu z obcą cywilizacją. Tymczasem w książce „Sprzymierzeniec” takowy kontakt Pan dopuszcza. Z czego to wynika? Czy w beletrystyce mógł – i chciał – Pan , ogólnie ujmując, pozwolić sobie na coś więcej? Na to, o czym może Pan myśli, ale nie znajduje się w publikowanych zazwyczaj książkach?

Po drugie, na stronie wydawnictwa Technol dostępne jest już drugie wydanie mojej książki „Tajne operacje. PRL i UFO”. Nakład pierwszego wyczerpał się dwa lata temu. Ilość wciąż napływających zapytań o książkę sprawiła, że zdecydowałem się ją wznowić. Tym, którzy jeszcze jej nie czytali, życzę wielu emocji i przemyśleń.

wtorek, 7 maja 2024

Czy ukryta w podziemiach „Riese” tajemnica zapobiegnie wybuchowi Trzeciej Wojny Światowej?

 

Czy ukryta w podziemiach „Riese” tajemnica zapobiegnie wybuchowi Trzeciej Wojny Światowej? To przewodnia myśl wywiadu ze mną, jaki dwa dni temu ukazał się na blogu „Przystanek Dolny Śląsk”. Rozmowa dotyczy wątków, jakie poruszyłem w moim thrillerze fantastycznonaukowym „Sprzymierzeniec”.

 


- Po dwudziestu pięciu latach pisania publikacji popularnonaukowych wydajesz nagle swoją debiutancką książkę beletrystyczną. Do tego nie jest to powieść historyczna, lecz thriller fantastycznonaukowy. Co stało za taką decyzją?

B.R.: Powodów było kilka. Po pierwsze, od zawsze chciałem napisać powieść. By się sprawdzić, ale też, by móc nie trzymać się twardych reguł publikacji popularnonaukowych. Po drugie, o czym zapewne wielu Czytelników moich książek nie wiedziało, mam bardzo szerokie zainteresowania. Wykraczają one daleko poza tematy, jakie podejmowałem dotąd w moich śledztwach: tajemnice Gór Sowich, rola tajnych wojskowych projektów w generowaniu relacji o UFO, czy tajemnice prac nad tajnymi broniami w Trzeciej Rzeszy.

- To właśnie te „inne” tematy stały się podstawą do stworzenia intrygi opisanej w „Sprzymierzeńcu”?

B.R.: Dokładnie tak. Moja fascynacja otaczającymi nas, ludzkość, tajemnicami trwa nieprzerwanie od piątego roku życia. Oczywiście wraz ze zdobywaną wiedzą na wiele pytań udało mi się uzyskać zadowalające odpowiedzi. Pojawiły się jednak nowe zagadki, jakie nieprzerwanie podsycają mój głód wiedzy. To one sprawiły, że zdecydowałem się napisać „Sprzymierzeńca”. Są to tajemnice, które wykraczają daleko poza ramy drugowojennych sekretów, sięgając zarówno w odległe zakamarki kosmosu jak i w naszą, ludzkości, przyszłość. 


 

- Mimo to akcja „Sprzymierzeńca” toczy się na Dolnym Śląsku w Górach Sowich. Dlaczego nie w twoim rodzinnym Krakowie?

B.R.: To pewnie kwestia mojego sentymentu do Gór Sowich. Jak zauważyłeś, akcja „Sprzymierzeńca”, poza ostatnim czwartym rozdziałem, zasadniczo przebiega na Gontowej. To szczególne dla mnie miejsce. Kilka lat wraz z Łukaszem Orlickim z GEMO weryfikowaliśmy zagadkę sztolni numer trzy i ukrytego tam ponoć pod koniec wojny depozytu. Opisaliśmy nasze śledztwo w książce „Zaginiony konwój do Riese”. Pisząc powieść beletrystyczną, mogłem pozwolić sobie na nieco swobody. Stąd też tworząc scenariusz intrygi, niemal od razu zdecydowałem się umieścić ją w rejonie Gontowej.

- Zagadka otwierająca twoją powieść jest faktycznie typowo wojenna. W marcu 1945 roku niemiecki wywiad wojskowy ma otrzymać zaskakującą propozycję. Tajemnicza osoba, nazywająca siebie „Sprzymierzeńcem”, oferuje chylącej się ku upadkowi Trzeciej Rzeszy COŚ, mogącego zmienić globalny układ sił. Stawia jednak pewien warunek...

B.R.: Istotny warunek. Miejscem przekazania depozytu ma być odpowiednio przygotowany podziemny obiekt w Górach Sowich.

- Czy jest w tym źdźbło prawdy?

B.R.: To zależy, jak na to spojrzeć. Istnieją pewne dokumenty odkryte kilka lat temu w praskim archiwum, potwierdzające, że w połowie kwietnia 1945 roku zdecydowano się pilnie wykończyć jeden z podziemnych kompleksów budowanych na potrzeby projektu „Riese”. Do tego, z dokumentów wynika wprost, że miał być to obiekt odporny na najcięższe bombardowania. A wszystko po to, jak czytamy w dokumentach, by ulokować w owych podziemiach magazyn z bronią.

- Jednym słowem zaczynasz swoją powieść od typowej wojennej zagadki. Mamy ukryte podziemia, jakiś depozyt, zagadkowego „Sprzymierzeńca”, który z sobie tylko wiadomych powodów chce pomóc Trzeciej Rzeszy. Po pierwszych kilkudziesięciu stronach twojej książki można pomyśleć, że dalsza część akcji przebiegać będzie w ten, nazwijmy to, szablonowy sposób. Tymczasem...

B.R.: Dość szybko okazuje się, że fakty wyglądają zupełnie inaczej, a skryta od czasów drugiej wojny w podziemiach na Gontowej tajemnica ma inny wymiar. W tym miejscu zaczyna się właściwa akcja mojej powieści – ta już typowa dla książek fantastycznonaukowych.

- Dodajmy tu może, że akcja twojej książki toczy się jesienią w 2025 roku. W Polsce mamy już nowego prezydenta, a Rosja decyduje się wykorzystać fakt wyjścia Stanów Zjednoczonych z NATO.

B.R.: Nie bez przyczyny zdecydowałem się na taki scenariusz. Widmo atomowej apokalipsy nigdy nie było tak realne, jak w ciągu minionych kilku lat. A że w „Sprzymierzeńcu” chciałem nie tylko dać Czytelnikom intelektualną rozrywkę, ale też poruszyć szereg tematów wartych głębszego przemyślenia, to jednym z nich jest przerażający scenariusz globalnego atomowego konfliktu.

- Jest też coś jeszcze. Bo ukryta w podziemiach tajemnica, może temu zapobiec.

B.R.: Tu dochodzimy do jednego z tematów, którym interesuję się od wielu lat. Ale wyjaśnienie, o co konkretnie chodzi, byłoby chyba zbytnim spojlerem.

- Ostatni, czwarty rozdział „Sprzymierzeńca” nosi tytuł „Suma wszystkich tajemnic”.

B.R.: Jest to zarazem najważniejszy rozdział w całej książce. To właśnie w nim ukazuję nie tylko nową, jak sądzę, koncepcję miejsca naszego gatunku we Wszechświecie. To także rozdział poruszający szereg innych jakże ciekawych zagadnień. Wspomnę tu tylko kilka: hipoteza ciemnego lasu, paradoks Fermiego, samoorganizacja materii.

- Jednym słowem są to zapewne tematy, które zainteresują wszystkich fanów serialu „Problem trzech ciał”?

B.R.: Nie tylko. W tle jest bowiem jeszcze jeden problem. Bodaj najważniejszy – sztuczna inteligencja.

- Będzie ciąg dalszy „Sprzymierzeńca”?

B.R.: Powiem tylko, że dużo nad tym ostatnio myślę... 

[KONIEC]

Wywiad ukazał się na blogu "Przystanek Dolny Śląsk".

 


Tym, którzy trafili tu pierwszy raz, wspomnę jeszcze, że książkę „Sprzymierzeniec” oraz moje inne publikacje można nabyć na stronie Wydawnictwa Technol. Czytajcie i odkrywajcie kolejne tajemnice. Zarówno te lokalne (Riese, Strefa 51, Emilcin), jak i globalne (sztuczna inteligencja, nasze miejsce we Wszechświecie)!

A na koniec takie miłe słowa, jakie ostatnio otrzymałem kilka dni temu od jednej z Czytelniczej: „Witam serdecznie. Właśnie kończę czytać „Sprzymierzeńca”. Jestem pod wrażeniem mądrości, wiedzy i złożenia tego wszystkiego w jedno. Szczerze polecam tę lekturę”. Bardzo dziękuję Pani Aniu!

 

czwartek, 25 kwietnia 2024

SPRZYMIERZENIEC (fragment 11)

 


Wchodząc do hali, Maciek miał w głowie istny mętlik. Gdy dziewięć dni wcześniej otrzymał anonimowego maila informującego go o nieznanych mu wcześniej szczegółach dotyczących praskich dokumentów, nie sądził, że tak szybko potoczy się jego śledztwo. A już na pewno do głowy mu wtedy nie przyszło, że wejdzie do ukrytych osiemdziesiąt lat wcześniej podziemi. Tymczasem stał w nich w obecności polskiego Prezydenta, czterech sopowców i dopiero co poznanej kobiety. Na górze zaś pozostali sopowcy i pięciu żołnierzy GROM-u zabezpieczali teren i pilnowali, by nikt niepowołany nie przeszkodził im w poznaniu tajemnicy ukrytej tu pod koniec drugiej wojny światowej przez będącą w agonii Trzecią Rzeszę. Tajemnicy, która rzekomo wciąż była sprawą wagi państwowej.

„Czy pod sam koniec wojny Niemcy faktycznie weszli w posiadanie planów broni tak zaawansowanej, że nawet po tylu dekadach mogła ona mieć jakieś militarne znaczenie?” – zastanawiał się, patrząc na spoczywające w tylnej części hali... znalezisko. „Kim był «Sprzymierzeniec» i w jakim celu postanowił przekazać państwu odpowiedzialnemu za wywołanie najbardziej krwawej wojny w dziejach ludzkości jakiejś zaawansowanej technologii?” – kolejne pytania przemknęły mu przez głowę. Wszystko to było bardziej niż dziwne i pozbawione sensu. Przez chwilę przypominał sobie zalegające YouTube filmiki wyznawców teorii spiskowych, promujące pogląd, jakoby świat rządzony był nie przez mocarstwa, lecz przez tajny światowy rząd. „Czy «Sprzymierzeniec» był ich przedstawicielem?” – pomyślał. „Ludwiku Dorn i Sabo! Nie idźcie tą drogą!” – błyskawicznie ostudziły go dźwięczące w głowie słowa Aleksandra Kwaśniewskiego.

– Jakie rozkazy, panie Prezydencie? – usłyszał jakby z oddali głos sopowca.

– Skoro zapewniacie, że znalezisko jest czyste, to sprawdźmy jego zawartość – odezwał się Krzysztof, wpatrując się w coś, co Niemcy ukryli na końcu hali.

Maciek również przeniósł wzrok w kierunku tajemniczego depozytu. Piętnaście drewnianych skrzyń spoczywało ułożonych jedna na drugiej w trzech wysokich stosach. Nie posiadały żadnych oznaczeń, a przynajmniej na razie nie było ich widać. Gdy dwójka sopowców podeszła do jednej z kolumn i powoli zaczęła ściągać najwyższą ze skrzyń, poczuł, jak żołądek zaczyna skręcać mu się w supeł, a dłonie stają się wilgotne. Po chwili długi na około sto dwadzieścia centymetrów drewniany pakunek znalazł się na ziemi.

– Otwieramy? – sopowiec skierował do Prezydenta kolejne pytanie.

Krzysztof nie odpowiedział od razu. Przełknął ślinę i spojrzał na Maćka. Ten kiwnął głową, dając przyjacielowi znak, że jego zdaniem nie ma co odwlekać nieuniknionego.

– Otwierajcie – głos Prezydenta był tyleż zdecydowany, co zdeterminowany.

Skrzynie nie były w żaden sposób zabezpieczone. Nie posiadały żadnych zamków czy kłódek. Gdy jeden z funkcjonariuszy chwycił za wieko i ostrożnie pociągnął je do góry, otworzyło się bez przeszkód. Maciek zrobił dwa kroki do przodu. Również Prezydent i Patrycja podeszli bliżej otwartej skrzyni.

– To chyba jakaś dokumentacja – odezwał się sopowiec.

W skrzyni w kilku stosach spoczywały dziesiątki, a być może setki, kartonowych teczek formatu A4. Te na samej górze mogły mieć jakieś cztery centymetry grubości.

– Mogę? – spytał Maciek, zerkając na przyjaciela i wyciągając rękę w kierunku jednej z nich.

– Czyń honory – usiłował zażartować Prezydent. Jego grobowy głos miast rozładować panujące w podziemnej hali napięcie, tylko je spotęgował. 

Maciek ubrał schowane w kieszeni lateksowe rękawiczki i powoli chwycił w dłoń jedną z leżących na górze teczek. Następnie ostrożnie ją podniósł, zbliżył do oczu i przeczytał na głos widniejący na niej opis w języku niemieckim „Projekt 407. 1/22”. Nikt z obecnych się nie odezwał. Wszyscy czekali najwyraźniej, aż Maciek zajrzy do ukrytych wewnątrz akt. Rozwiązawszy kokardkę z cienkiej, białej wstążki, Maciek położył teczkę na innych spoczywających w skrzyni i z namaszczeniem, niczym pracownik jakiegoś archiwum, zajrzał do jej wnętrza. W hali panowała absolutna cisza. Szelest kolejnych przekładanych stron dokumentacji był jedynym odgłosem, jaki przez kilka kolejnych sekund niósł się po betonowym pomieszczeniu. Kiedy Maciek zatrzymał wzrok na bodaj piętnastej stronie akt, na moment odebrało mu dech w piersiach. Chwilę później wszyscy usłyszeli dwa słowa, które jasno dowodziły niezwykłości odkrycia: „Ja pierdolę!”.