środa, 20 lipca 2022

Nie(d)ocenione archiwa (cz. 1)

Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych

Minione kilka lat pracy utwierdziło mnie w przekonaniu, że czasem, aby wyjaśnić jakąś zagadkę, warto sięgnąć do archiwum, które każdy pasjonat historii ma na wyciągnięcie ręki. Mowa o starych artykułach prasowych. 

Gdy na początku XXI wieku rozpoczynałem swoją przygodę z tajemnicą „Riese”, od wielu osób słyszałem o tzw. Przedsiębiorstwie Szabru. Zgodnie z pogłoską miało ono potajemnie wywozić poniemieckie materiały budowlane niewykorzystane w trakcie prac nad podziemiami w Górach Sowich. Nikt nie wiedział, jak faktycznie nazywała się owa firma, z czyjego ramienia funkcjonowała i co z terenu projektu „Riese” pozyskała. Całość działalności tzw. Przedsiębiorstwa Szabru owiana była prawdziwym nimbem tajemnicy. 

Jej rąbka uchylił dopiero Marek Lubicz-Woyciechowski, co uczynił w wydanej w 2006 roku książce zatytułowanej Tajemnicza działalność PPT. Wówczas okazało się, że zagadkowe Przedsiębiorstwo Szabru to w istocie Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych. W swojej książce Lubicz-Woyciechowski oparł się zasadniczo na dokumentacji pochodzącej z Archiwum Państwowego we Wrocławiu. Na podstawie akt opisał też dziesiątki miejsc, w których w kolejnych latach PPT prowadziło swoje operacje, począwszy od mniej znanych, a skończywszy na kultowych dla pasjonatów historii: Lubiążu, zamku Książ i oczywiście Górach Sowich. Zdaniem wielu osób, z którymi miałem przyjemność rozmawiać o sprawie PPT, działalność owej firmy była utajniona przed opinią publiczną, a o tym, czym PPT się zajmowało, można się było dowiedzieć jedynie z tajnych akt między innymi spoczywających w  Archiwum Państwowym we Wrocławiu.

Jakież było moje zdziwienie, gdy jeszcze w 2006 roku prowadząc wielomiesięczną kwerendę w prasie krajowej, natrafiłem na pierwsze ślady publikacji poświęconych PPT. Jeszcze więcej tego typu artykułów z naszej rodzimej prasy znalazłem w ostatnich latach swojej pracy. Stało się to możliwe dzięki coraz sprawniej działającej sieci bibliotek cyfrowych. Analiza zebranego materiału nie pozostawiała wątpliwości co do jednego – działalność Przedsiębiorstwa Poszukiwań Terenowych tajemnicą nigdy nie była! O jego istnieniu 26 października 1948 roku informowało między innymi „Słowo Polskie”. W artykule podano między innymi, że biuro Poszukiwań Terenowych mieści się we Wrocławiu przy ulicy Kościuszki 14. Wspomniano też, że firma zatrudniła siedemnastu inspektorów, a jej dyrektorem jest inżynier Rumiński. W materiale omówiono także kilka przykładów wydobytych skarbów. Gazeta wspomniała choćby o wyciągniętych z jeziora w województwie olsztyńskim dwóch samochodach ciężarowych, czy zgłoszonych w Świebodzicach (tuż koło zamku Książ) dwudziestu ośmiu skrzyniach z nowymi częściami do samolotów.  


Jak szybko się zorientowałem, polska prasa z końca lat czterdziestych wręcz namawiała do zgłaszania PPT odnalezionego mienia. Zachętą miały być nagrody pieniężne. Aby czytelnicy potraktowali owe namowy poważnie, w gazetach podawano z imienia i nazwiska osoby, które na takową współpracę z PPT się zdecydowały. W jednym z artykułów można było dowiedzieć się o obywatelu Bolesławie Mańczaku z Bolkowa, który zgłosił jedenaście pieców elektrycznych, zupełnie nowych, w opakowaniu fabrycznym. Jak podkreślał dyrektor PPT: wypłaciliśmy mu natychmiast, jeszcze przed oszacowaniem, 10 000 zł premii. Podobnych przykładów korzyści odniesionych przez współpracujących z PPT obywateli w późniejszych artykułach pojawiło się więcej. 

 


O ile „Słowo Polskie” nie podało początkowo pełnej nazwy firmy, to już „Dziennik Zachodni” z 9 listopada 1948 roku takową wymienił. Gazeta zachwalała też efekty pracy PPT, pisząc: zaledwie od trzech miesięcy działa Przedsiębiorstwo Państwowe Poszukiwań Terenowych z siedzibą we Wrocławiu, a już bardzo poważnie powiększyło majątek państwowy i zasiliło przemysł szeregiem cennych maszyn i surowców


Niewątpliwie zasadniczym celem publikowanych w prasie materiałów na temat działalności PPT było pozyskiwanie nowych informatorów. Najwyraźniej pułkownik Zygmunt Rumiński doszedł do wniosku, że materiały przekazane mu na podstawie dokumentacji ARLO (Akcja Rozbrajania Linii Odry) są niewystarczające i tematu poniemieckich remanentów, do których chciał dotrzeć, nie wyczerpują. Postanowił zatem wykorzystać prasę. Ta miała kreować obraz PPT, jako prawdziwych poszukiwaczy skarbów. Stąd też Rumiński zapraszał do biura na Kościuszki 14 kolejnych dziennikarzy i opowiadał im o spektakularnych sukcesach swojej ekipy. Efektem tych spotkań były kolejne zapełniane prasowe kolumny. W nich zaś elektryzujące informacje o otwarciu kasy pancernej na terenie ratusza w Prochowicach, poszukiwaniach prowadzonych w podziemnej fabryce w Łąkach w powiecie zgorzeleckim, czy ekipie nurków i specjalistów przeszukujących niemieckie skrytki. 


W artykułach odnalazłem potwierdzenie, że PPT nie tylko że nie było instytucją utajnioną, jak często mi sugerowano, ale było wręcz promowane w komunistycznej prasie! W licznych publikacjach mogłem też znaleźć szereg związanych z historią PPT ciekawostek, jak choćby wzmiankę o ukradzionym firmie wiosną 1949 roku samochodzie marki Dodge. W jednym z artykułów była też mowa o pozyskiwanym w rejonie Walimia poniemieckim kablu. Tym samym, którego lokalizację zdradził PPT Anton Dalmus. Oczywiście o współpracy z Dalmusem pułkownik Rumiński dziennikarzom już się nie chwalił, co akurat specjalnie mnie nie zdziwiło. W końcu Dalmus już wcześniej stał się bohaterem innego prasowego cyklu bezpośrednio związanego z podziemiami w Górach Sowich. Przyznanie się prasie, że Niemiec, a zarazem były współtwórca prac nad „Riese”, gdzie śmierć poniosło tyle osób, jest informatorem PPT, odniosłoby zapewne skutek przeciwny, do zakładanego przez Rumińskiego.


Wszystkich zainteresowanych szczegółami prasowych wzmianek o Przedsiębiorstwie Poszukiwań Terenowych odsyłam do mojej książki Riese – początek tajemnicy.