piątek, 5 września 2014

Emilcin – w obronie zdrowego rozsądku



Choć za kilka tygodni minie rok od publikacji mojej książki „Tajne operacje. PRL i UFO”, to nie milkną jej echa. Zaledwie kilka dni temu Autorka bloga „Książkowy świat Angeli” zamieściła jej pochlebną recenzję:
Również kilka dni temu bardzo ciekawy materiał w sprawie Emilcina wysłał mi Krzysztof Drozd z Lublina, którego przedstawiać chyba nie muszę. Krzysztof wspierał mnie przez wiele miesięcy mojego emilcińskiego śledztwa i tylko dzięki jego pomocy, tak daleko zaszedłem.
Poniżej przytaczam w całości materiał otrzymany od Krzysztofa.
*   *   *
Powracający w wypowiedziach Observatora na forum INFRA temat wcześniejszej (przed 10 maja 1978 r.) znajomości Witka Wawrzonka z rodziną Wolskich, skłonił mnie do zabrania raz jeszcze głosu w tej sprawie.
Observator przychyla się do wniosków Blani, że Wawrzonek nie znał Wolskiego przed 10 maja 1978 roku. Oczywiście wnioski te opierają się wyłącznie na materiałach publikowanych przez Zbigniewa Blanię. Uważam, że wywód Blani to w wielu miejscach gołosłowne zapewnienia. Popatrzmy na niektóre z nich.
Nikt we wsi nie parał się hipnozą i nikt nie widział, by w Emilcinie kręcił się ktoś obcy. Nikt podejrzany nie kontaktował się ani z Janem Wolskim, ani z jego rodziną, a tam gdzie nie ma sprawcy – nie ma i czynu. To jeden z cytatów z Blani przywołany przez Observatora. Co z niego wynika?
Po pierwsze – przytaczanie czyjejś opinii jako argumentu wydaje się chybione, a jeśli już, to popatrzmy na opinie ekspertów, jakie przytacza obszernie Bartek na końcu swej książki, a nie na bliżej nieudokumentowane wnioski przedstawiane przez Blanię. Jeśli już powołujemy się na opracowanie Blani, to powołujmy się na przytaczane przez niego materiały źródłowe (np. zapisy rozmów), a nie na to, co Blania sądził. Inaczej popadamy w to same błędne koło, które sprawiało, że przez kilkadziesiąt lat w sprawie Emilcina nikt niczego nie analizował ani nie kwestionował, zgodnie z zasadą „skoro Blania tak twierdzi, to tak musiało być”.
Po drugie – ze stwierdzenia, że nikt we wsi nie parał się hipnozą nic nie wynika. Nikt nie twierdził i nie twierdzi, że Wolskiego zahipnotyzował jeden z mieszkańców wsi.
Po trzecie – co wynika ze stwierdzenia, że nikt podejrzany nie kontaktował się ani z Janem Wolskim, ani z jego rodziną? W jaki sposób można stwierdzić, że nikt się nie kontaktował? Zabudowania Wolskich położone są na skraju Emilcina i ktokolwiek ich odwiedzał nie musiał paradować przez całą wieś, żeby wszyscy mogli go obejrzeć. Podjechanie autobusem PKS lub tzw. „okazją” na skrzyżowanie drogi Chodel-Opole z Emilcinem nie stanowiło chyba problemu. Pozostawało przejście około 100 metrów, na przestrzeni których albo się kogoś z mieszkańców spotkało, albo nie. Jeżeli ktoś (dajmy na to, Wawrzonek) przyjeżdżał rowerem, sprawa była jeszcze prostsza. Pomiędzy drogą Chodel – Opole a mieszkaniem Wolskiego są jedynie dwa obejścia i śmiem sądzić, że wizyty w zabudowaniach Wolskich wcale nie musiały być dostrzeżone przez mieszkańców wsi. Jeśli Witek Wawrzonek przybywał na rowerze z drugiej strony wsi (od Poniatowej), to jego przejazd mógł być zauważony, ale niekoniecznie musiano widzieć, że zaglądał do Wolskich.
Po czwarte – stwierdzenie, że gdzie nie ma sprawcy – nie ma i czynu jest z gruntu fałszywe. Wprost przeciwnie, w każdej zagadce kryminalnej lub innymi słowy, w każdym śledztwie mamy sytuację odwrotną – jest zdarzenie (czyn) i jego następstwa, a szukamy sprawcy. W przypadku emilcińskim mamy właśnie dokładnie taką sytuację. Mamy zdarzenie i szukamy sprawcy, czyli tak naprawdę wszystko sprowadza się do poszukiwania odpowiedzi na siedem złotych pytań kryminalistyki: co, gdzie, kiedy, jak, za pomocą czego, z jakiego powodu (się wydarzyło) i kto był sprawcą. Odpowiedź na niektóre z tych pytań znamy, innych poszukujemy.
Bartek Rdułtowski sformułował hipotezę, która odpowiada na te pytania i dlatego jest bardziej wiarygodna niż twierdzenie, że przybyli kosmici i z powodów, których nie znamy, poddali badaniom Jana Wolskiego, czy – jak utrzymuje Pan Arek Miazga na forum INFRA – (…) siła za którą stoi zjawisko UFO sprytnie dobiera sobie swoich widzów oraz świetnie nimi manipuluje. To nie jest  argument, którym powinni posługiwać się ludzie, którzy chcą uchodzić za badaczy!
Hipoteza Bartka wyjaśnia, że Wawrzonek (czyli sprawca) na drodze i polanie w Emilcinie (gdzie) w dniu 10 maja 1978 r. około godz. 7.30 – 8.00 (kiedy) z chęci „odegrania się” na Blani (z jakiego powodu) stosując hipnozę (jak) przeprowadził mistyfikację pozorując pojawienie się UFO (co się zdarzyło). Jedyne pytanie, na które nie do końca znamy odpowiedź, to „za pomocą czego” zrealizował swój plan – czy była to „czysta” hipnoza, czy wspomagał ją środkami farmakologicznymi itp.   
Oczywiście, panowie z Infry zaraz napiszą, że mam obsesję na punkcie tajnych służb, szpiegowania, szukania sensacji lub użyją innych równie „mocnych” argumentów, a jak już nie będą wiedzieli co napisać, to nazwą mnie „Droździchą” lub wymyślą inne równie piękne przezwisko. Mogą również złożyć doniesienie na policję, jak doradzali Observatorowi po uwadze Bartka odnoszącej się do jego tożsamości.
Panowie, czy to są argumenty?
Argumentacja „Infran” (a właściwie jedynie Observatora, gdyż inni poprzestają – jak zwykle – na inwektywach) w sprawie znajomości Wawrzonek–Wolscy przed 10 maja 1978 r. z uporem sprowadza się wyłącznie do pamiętania lub nie nazwiska „Wawrzonek” przez  Jana Wolskiego i twierdzenia, że Jan Wolski miał pełne prawo go nie pamiętać. Nie chodzi jednak o nazwisko lecz o osobę! Moim zdaniem, Jan Wolski mógł nie pamiętać nazwiska, ale jest nieprawdopodobne, by nie pamiętał osoby Wawrzonka. Dlatego uważam, że jego zaprzeczenie jest to reakcja kogoś, kto chce ukryć prawdę i nieco „przedobrzył”. Zamiast powiedzieć, „tak, pamiętam tego pana, ale nigdy wcześniej go nie widziałem”, Wolski upiera się, że w ogóle nie wie o kim mowa, nie zna, nie pamięta…
Przypomnę, że w książce Blani, gdzie przytaczana jest rozmowa z Janem Wolskim na ten temat, najpierw pada pytanie a pan zna pana Wawrzonka? (czyli nazwisko), ale po chwili Blania mówi, że był taki z Lublina, wtedy co przyjechał razem ze mną, jak byłem pierwszym razem (str. 136) i dalej: Ten, co ze mną przyjechał, taki niewysoki. Jak tu byłem pierwszy raz, to przyjechałem z takim panem, z którym razem poszliśmy w pole i rozmawialiśmy (str. 137).
Dalej, Kietliński pyta Jana Wolskiego o pierwszą osobę spoza wsi, która przyjechała do niego, a Pan Jan odpowiada, że był tu jakiś tydzień, może więcej po zdarzeniu, ale z uporem podkreśla, że nie wie kto to był i jak się nazywa. Co dziwne, nie wie również, że był to ten sam człowiek, który pięć dni później przyjechał do niego z Blanią! Przede wszystkim ta niepamięć, że chodzi o osobę towarzyszącą Blani podczas pierwszej wizyty jest niewiarygodna!
Zwracam uwagę, że mamy następujący ciąg wydarzeń:
10 maja – incydent emilciński (10 czerwca – Wolski to pamięta);
26 maja – wizyta Wawrzonka – nagranie relacji na magnetofon (10 czerwca – Wolski tę wizytę pamięta);
28 maja – Wawrzonek (wg Blani – str. 89) pisze do Wolskiego list z prośbą o zabezpieczenie śladów i ubrania, które miało przesiąknąć dziwnym zapachem;
31 maja – wizyta Wawrzonka i Blani (10 czerwca – Wolski pamięta Blanię, ale nie pamięta Wawrzonka);
1 czerwca – ponowna wizyta Wawrzonka i Blani (10 czerwca – jak wyżej – Blanię pamięta, Wawrzonka nie);
5 czerwca – Wawrzonek pisze do Blani (reprodukcja listu w książce „Tajne operacje. PRL i UFO” Bartka Rdułtowskiego – str. 364), że dowiedział się przed chwilą od swojej siostry (!), że Wolskich odwiedził ktoś z Opola Lub. i dał im wycinki z gazet dot. UFO; wskazuje to na ciągły przepływ informacji Wolscy–Wawrzonek, a zatem kontakty pomiędzy nimi;
Czy Jan Wolski jest tutaj wiarygodny? Zależy w co się chce wierzyć.
Moim zdaniem teza, że Wawrzonek był jednym z wielu odwiedzających Emilcin ludzi i Jan Wolski go nie zapamiętał, jest nieprawdopodobna.
Pamiętajmy, że przepytywanie Wolskiego przez Kietlińskiego i Blanię o znajomość z Wawrzonkiem ma miejsce (wg Blani) 10 czerwca. Do tego czasu ukazał się w prasie zaledwie jeden artykuł napisany przez Konrada Turowskiego (Kurier Polski, 5 czerwca i przedruki w dniach następnych). W artykule tym nie podano ani nazwiska Jana Wolskiego, ani nazwy wsi, w której mieszkał.
Te informacje Turowski podał dopiero 12 czerwca, co nieco zdenerwowało Blanię, gdyż bał się żurnalistów rodzimych, a szczególnie przeróżnych ufo-bzików, którzy mogliby pojawić się w Emilcinie na skutek doniesień prasowych (Blania, str. 118).
Zbigniew Blania pisze jednak: Na szczęście moje obawy okazały się na wyrost, gdyż ani jedni, ani drudzy nie zlecieli się od razu i mieliśmy spokój przez cały czas dochodzenia. Tylko raz musiałem przegonić dwoje dziennikarzy, zaś ufo-entuzjaści, nazywający siebie badaczami lub ufologami, oraz rozmaici wariaci zaczęli przyjeżdżać do Emilcina znacznie później (str. 118).
Wynika z tego, że do 10 czerwca raczej tłumy się przez Emilcin nie przewijały. Jeśli już ktoś był, o czym wspomina Józef Wolski, to zapewne nie były to osoby z magnetofonami (jak Wawrzonek) i nie pisały listów do Wolskiego z prośbą o zabezpieczenie śladów (jak Wawrzonek).
Dodatkowo, z listu Wawrzonka do Blani wynika, że istniał jakiś kontakt między Wawrzonkiem a Wolskimi, skoro Witek wiedział i donosił o tajemniczych gościach, którzy dostarczyli Wolskim wycinki prasowe o UFO, o czym miała powiedzieć mu jego siostra.
Zatem, w przeciągu dwóch tygodni pomiędzy 26 maja a 10 czerwca mamy co najmniej pięć (!) kontaktów pomiędzy Wawrzonkiem a Wolskimi (26 maja, 28 maja – list, 31 maja, 1 czerwca, 5 czerwca - bezpośredni lub przez siostrę).
Poza tym trzeba pamiętać, że Witek Wawrzonek był bardzo charakterystyczny. Przepraszam, że nie podaję szczegółów, ale naprawdę uważam, że nie powinienem pisać o co chodzi. Dociekliwych odsyłam (jeśli jest to gdzieś do znalezienia) do filmu telewizyjnego, jaki powstał w związku z II Zjazdem Ufologicznym w Szczecinie. Akurat tam pewną bardzo charakterystyczną cechę Witka wyeksponowano w sposób niedopuszczalny i karykaturalny.
Swoją drogą ciekawa jest zarówno sprawa owego zapachu siarki, którym rzekomo przesiąknąć miało ubranie Jana Wolskiego, jak i listu, który wysłać miał do Pana Jana Witold Wawrzonek.
O ile list z 5 czerwca jest reprodukowany w książce Bartka Rdułtowskiego, to o liście Witka Wawrzonka do Jana Wolskiego, wysłanym podobno 28 maja, wspomina tylko Zbigniew Blania w „Zdarzeniu w Emilcinie” na str. 89. Bodajże jedynie w tym miejscu. O liście tym nic nigdy nie pisze Witek Wawrzonek. Brak samego listu, jak i jego następstw. Jakie ślady miał niby zabezpieczyć Jan Wolski, skoro dwa dni wcześniej Wawrzonek był na miejscu i żadnych śladów nie widział, a przynajmniej o nich nie wspomina, a i z relacji innych osób wynika, że zatarły się one z upływem czasu.
Jedyne zresztą materialne ślady, o jakich możemy mówić, to odciski buta w kilku miejscach na polanie i w jej okolicy. Smugi w mokrej trawie, które wskazywały drogi przemieszczania się jakichś osób, z natury rzeczy musiały zniknąć, gdy słońce przygrzało i trawa wyschła.
Józef Wolski i kilka innych osób stwierdza, że ślady buta widziało. Milicjanci, którzy byli na miejscu utrzymują, że żadnych śladów, prócz 20 m2 wyjedzonej trawy, nie było. Relacje milicjantów są w tym, zakresie konsekwentne. W reportażu Małgorzaty Sawickiej „Łąka na skraju Wszechświata” utrzymują, że było tylko widać, że koń się pasł. Po 35 latach Lucjan Piłat zdecydowanie podtrzymuje te słowa. Twierdzi, że jeździł do Emilcina sam, choć z kolei Leszek S. Konarski w swoim artykule „Na tropach UFO” opublikowanym w milicyjnym piśmie „W Służbie Narodu” podaje, że wysłano tam dwóch funkcjonariuszy – Bronisława Ciubę i Lucjana Piłata. Nie żyje już Bronisław Ciuba, podobnie jak i Stanisław Plis, kierownik Komisariatu w Opolu Lubelskim, który podejmował decyzję o wysłaniu milicjantów do Emilcina, trudno więc poddać te twierdzenia dalszej weryfikacji, choć rozbieżności pomiędzy tym, co mówiono kiedyś i teraz, nie ma. W śledztwie Bartka został odnaleziony nowy świadek, Ryszard Ceglarski, technik kryminalistyki, który utrzymuje, że był na miejscu z całą ekipą, aby zabezpieczyć ewentualne ślady, których jednak nie było.
Zatem, co do tego zarówno Lucjan Piłat, jak i Ryszard Ceglarski są absolutnie zgodni – nie było w Emilcinie żadnych śladów, które można by było zabezpieczyć.
Dlaczego mamy nie wierzyć relacjom milicjantów, którzy utrzymują, że nie było czego zabezpieczać na miejscu zdarzenia, a wierzyć Blani, który twierdzi, że nie chcieli śladów oglądać? Po co wysłano ekipę techniki kryminalistycznej? Po to, żeby nie chcieli zrobić tego, po co ich wysłano?
Nawiasem mówiąc, przychodzi mi do głowy jeszcze jedna możliwość interpretacji opowieści Lucjana Piłata o jego wyjeździe do Emilcina razem z Blanią, który ponoć jechał tam wówczas pierwszy raz. Być może nie był to Blania, ale Konrad Turowski, który również był z Łodzi (Piłat nie bardzo pamięta nazwisko, ale pamięta, że był to ktoś z Łodzi) i po wstępnych informacjach Blani, jak rasowy reporter, podjął trop i – jak podaje Blania – ustalił świadka i miejsce, co opublikował 12 czerwca w Kurierze Polskim. Zgadza się wówczas liczba wyjazdów do Emilcina, jaką podaje Lucjan Piłat – pierwszy, dla sprawdzenia plotek, drugi – z Konradem Turowskim, trzeci – z Leszkiem Konarskim.
Wracając do listu Wawrzonka z 28 maja – być może był on kolejną „zagrywką” Witka, który ciągle dbał o nowe tropy w sprawie emilcińskiej. Już to opowiadał o rzekomych kłusownikach z Chodla, którzy mieli widzieć „latającą skrzynię” (Blania, str. 219), już to odwiedzały go tajemnicze dzieci, które zabrały jeszcze bardziej tajemniczą blaszkę (tamże, str. 218-219), już to podrzucał temat zielonoskórych istot w okolicy miejscowości Piaski (Blania, str. 218)… Sprawa jest o tyle tajemnicza, że w żadnym znanym mi nagraniu relacji Wolskiego, ani nigdy podczas rozmów bezpośrednich, Jan Wolski nie mówił o zapachu siarki, którym miało przesiąknąć jego ubranie.
Potwierdza to również Józef Wolski, syn Jana Wolskiego, który w nagraniu, jakie można znaleźć w Internecie, „Nautilus Radia Zet - UFO w Emilcinie”, pytany przez Roberta Bernatowicza: Czy w środku tego pojazdu był jakiś zapach? Czy pana ojciec coś zapamiętał? odpowiada: Ojciec to nie mówił o zapachu, o niczym w tym pojeździe (…).
Zauważmy, że Wawrzonek cały czas dba o podtrzymywanie historii emilcińskiej, podpowiadając nowe tropy, wskazując nowych i jednocześnie trudnych do ustalenia świadków, wyjaśniając różne wątpliwości (np. on jedyny utrzymuje, że w tym rejonie istniał zwyczaj wsiadania na furmankę bez pytania, który to zwyczaj musieli chyba znać „ufonauci”, skoro tak właśnie postąpili; swoją drogą, Blania nie sprawdził, czy takie postępowanie w tym czasie i w tych okolicach było rzeczywiście normą.
Widać, przynajmniej ja to tak widzę, że Witek Wawrzonek, choć przez czas śledztwa Blani nie pojawia się „oficjalnie” w Emilcinie, to cały czas jest w pobliżu i „trzyma rękę na pulsie”.
Argumenty Blani, że z taśmy Wawrzonka widać, że wcześniej się z Wolskim nie znali, gdyż potrzeba by pary dobrych aktorów, żeby tak to odegrać i dalej: nie wyglądało to na zmowę (Blania, str. 99), tak naprawdę również o niczym nie świadczą.
Słuchałem taśmy z pierwszej rozmowy Wawrzonka z Wolskim. O zmowie w ogóle nie mówmy, bo jeśli to był spisek, to tylko Wawrzonek był spiskowcem, a Wolski niczego nie musiał udawać. Pisałem już, że byłem kilkakrotnie w Emilcinie z Wawrzonkiem i o ile z Józefem Wolskim byli po imieniu, to z Janem Wolskim Witek był na „pan”. Jeśli znali się wcześniej z synami Jana Wolskiego, to nie oznacza, że z nim samym był jakiś stosunek poufałości, choćby z powodu  zbyt wielkiej różnicy wieku. Nawet przy wódeczce, a była i taka okazja, Jan Wolski dla Witka zawsze był „panem”, choć działo się to już kilka lat po samym zdarzeniu i w tym czasie bliskie stosunki Wawrzonka z Wolskimi są poza dyskusją. Poświadcza to również kartka z życzeniami z 1987 roku  – „życzy dla całej Pańskiej Rodziny” pisze Jan Wolski do Witka Wawrzonka (Rdułtowski, str. 555).
Observator w swoim poście na forum INFRA pisze: Ponadto warto zwrócić uwagę na fakt, że kiedy Wolski mówi o książeczce zostawionej przez Wawrzonka, to zarówno on jak i jego synowie wyrażają się o nim jako nieznajomym: ten pan, temu panu. To nie do końca prawda. W przytoczonym przez Blanię dialogu (str. 137) tylko Jan Wolski mówi o Wawrzonku „pan” i to on przytacza słowa swojego syna Edwarda, który miał pytać gdzie to ta książeczka, którą ten pan zostawił. Jednak, czy to dokładny cytat wypowiedzi Edwarda, czy Jan Wolski tak powiedział, bo sam był z Witkiem „na pan”, tego nie wiemy. Józef Wolski mówi o Wawrzonku bezosobowo: No, był później z panem Blanią i dalej mówię, że ten taśmę ma, to niech się do niego zgłoszą (Blania, str. 141).
W sprawie znajomości Wawrzonka z Wolskimi można zadać po raz kolejny jeszcze jedno, retoryczne pytanie – dlaczego przeciwnicy hipotezy Bartka Rdułtowskiego odrzucają świadectwo żony Witka Wawrzonka, a wszystko, co pisze Blania uznają za święte i nienaruszalne?
Na koniec jeszcze słowo w powracającej kwestii, czy Witek Wawrzonek był ufologiem, choć spór to tylko o zasadę, bo merytorycznie żadnego znaczenia nie ma.
Nie będę powtarzał argumentów, które już padały, a które jednoznacznie świadczą, że Witka Wawrzonka można za „ufologa” uważać. Zamiast tego dołączam kilka dokumentów wskazujących na Jego czynny udział w poszukiwaniach i rejestracji przypadków obserwacji:






I jeszcze cytat. Krzysztof Piechota, Bronisław Rzepecki, „UFO nad Polską”, Nolpress, Białystok 1996, na str. 6-7 piszą: Nie sposób tutaj nie wspomnieć i zarazem gorąco podziękować naszym wspaniałym kolegom: Emmie Popik z Gdańska, (…) Andrzejowi Chudzikiewiczowi z Rzeszowa, (…) Lechowi Galickiemu ze Szczecina,(…) Bogdanowi Grzywnie z Łodzi, Ireneuszowi Hurijowi z Wrocławia, (…) Robertowi Leśniakiewiczowi z Jordanowa, Andrzejowi Remleinowi z Chełmży, (…) Witoldowi Wawrzonkowi z Lublina oraz wielu innym głęboko zaangażowanym osobom, które krocząc tą samą ścieżką wnosili własne pomysły i dokonania tworząc zręby polskiej ufologii (…).
 Krzysztof Piechota  i Bronisław Rzepecki, których przedstawiać chyba nie trzeba, stawiają Witka Wawrzonka obok najbardziej znanych i zaangażowanych przedstawicieli polskich ufologów lat 70-tych i 80-tych, piszą, że tworzył on zręby polskiej ufologii i wyrażają swe uznanie.
Cóż sądzi natomiast Pan Arek Miazga? Na forum INFRA pisze: „Wiesz Rdułtowski goloryfikuje Wawrzonka jako wybitnego ufologa przytaczając jego teksty czy zdjęcia ze spotkań ufologicznych, ale  Pan Drozd/Rdultowski nie rozumie tego, że nadal nie jest  z krwi i kości wartościowym ufologiem.
Do sytuacji, jaka powstała po publikacji Bartka Rdułtowskiego bardzo pasują słowa z niezmiernie ciekawego i wyważonego artykułu Mariusza Ziomeckiego „Emilcin, UFO i ufolodzy”, opublikowanego w „Kulturze” z 5 listopada 1978 r. (podaję za „Tajne operacje. PRL i UFO”, str. 100-109): Pisząc o rzeczach, które praktycznie obrażają naszą inteligencję, ufolodzy są żywotnie zainteresowani w prawdziwości tych – najczęściej uzyskanych z drugiej ręki – rewelacji, w przeciwnym wypadku grozi im odwet publiczności upokorzonej własną łatwowiernością i zaszeregowanie do kategorii kosmicznych maniaków, nie mówiąc już o morderczej reakcji środowisk naukowych. Dlatego można sobie wyobrazić sytuację, w której słynni ufolodzy, jak A. Hynek czy J. Vallée, trafiwszy na trop naturalnego wyjaśnienia fenomenu „latających spodków”, mogliby wstrzymać się przed jego opublikowaniem.
Ufolog musi wierzyć w UFO, gdyż sama praca nie kompensuje wszystkich przykrości; stawia więc na tę jedną kartę, co z kolei odciska się na wynikach jego prac badawczych. [Podkreślenia moje – KD]
Przy tym wszystkim, tym bardziej chciałbym wyrazić uznanie Observatorowi, który obecnie jako jedyny na forum INFRA posługuje się źródłami i argumentacją. Aczkolwiek nie zgadzam się z wnioskami, które wyciąga, to przynajmniej możemy prowadzić dyskusję na argumenty, a nie – jak z innymi „aktywistami” tego forum – na wyzwiska. A przecież o to chodzi, by argumentować, bo może z tego wyłaniać się będzie nowy obraz interesującego zdarzenia w Emilcinie, czymkolwiek ono było.
Krzysztof Drozd

*   *   *

Od siebie chciałem jeszcze zachęcić wszystkich do zapoznania się materiałem, jaki wraz z Krzysztofem nagrałem w lipcu tego roku w Emilcinie.


20 komentarzy:

  1. Bardzo dobry tekst Panie Krzysztofie! Wspaniale Pan pisze, jednak przykre jest to, że pomimo Pańskich starań Infra i tak swoje. Tym razem zaczęło się odwracanie kota ogonem i traktowanie Witolda Wawrzonka jako osoby pokrzywdzonej Przez Bartka. Wkurza mnie to zachowanie gdyż w książce ani razu Witold Wawrzonek nie został źle potraktowany! Wręcz przeciwnie, dlatego tym bardziej nie rozumiem żenującego zachowania forumowiczów z wykorzystywaniem jego syna Adama i grania na emocjach rodzinnych. To oczywiste, że zachowanie jego syna będzie negatywne ale cóż zrobić? Najgorsze jednak jest to, że do niedawna Ci, którzy traktowali Witolda Wawrzonka jako popłuczyny po ufologach, jakiegoś "ciemniaka" z Lublina, który nie miał o ufologii zielonego pojęcia dziś próbują występować w roli jego obrońców. Wiem, że tu zaglądacie Infranie więc dam Wam dobrą radę, zanim Adam Wawrzonek zaloguje się na Waszym forum pousuwajcie wszystkie negatywne posty jakie pojawiły się u Was, a były skierowane przeciwko Witoldowi Wawrzonkowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Jakubie, dziękuję za dobre słowo.
      Niestety, podobnie jak Piotr Wanatowicz, chyba przeceniłem Observatora. Wydawało mi się, że bardziej kieruje się zdrowym rozsądkiem, a mniej emocjami. Widzę jednak, że Observator porusza się śladami Bartka, po to chyba, by wykazać mu nierzetelność. Najpierw pojechał do Leona Raka, teraz wziął się za Adama Wawrzonka.
      Przyznam, że nie rozumiem zacietrzewienia Pana Adama Wawrzonka. Jak Pan słusznie zauważa, Bartek nie napisał o Witku złego słowa. Znałem Witka, ceniłem go, a mój podziw wzrósł jeszcze po ustaleniach Bartka. Jeśli Witek faktycznie „spreparował” Emilcin, bo przecież wszyscy wiemy, że to hipoteza choć poparta silnymi poszlakami, to trzeba przyznać, że miał głowę na karku. Traktuję to bardziej, jako kawał, niż oszustwo. Blania zachował się wobec niego nie w porządku i Witek odpowiedział pięknym za nadobne. Jak to już raz napisałem, dopiero dzięki książce Bartka Witek odniósł zwycięstwo, więc raczej należałoby się cieszyć, że prawda została odkryta, niż traktować Bartka jak wroga.
      Ostatnie wpisy na forum INFRA świetnie ilustrują, co oznacza pojęcie „egzotyczne sojusze”. King of Podkarpacie, czyli Pan Arek Miazga, 19 listopada 2013 r. napisał: „Boże czy ja śnię ? Rdułowski się pytał żony Wawrzonka po 35 latach czy ten był przed czy po zdarzeniu w Emilcinie - litości i na tym opiera swoje ''badania'' i wyjaśnienia ?”
      Teraz, po oświadczeniu Pana Adama Wawrzonka, nie posiada się z zachwytu: „Adamie to bardzo mocne słowa na tyle mocne, że rozsypała się ta mrzonka jaką lansował w książce Rdułtowski (…)”
      Te „mocne słowa” odnoszą się do „wspomnień” kilkuletniego dziecka, które są dla Pana Miazgi całkowicie wiarygodne, w przeciwieństwie do wyszydzanych kilka miesięcy temu wspomnień jego matki.
      Arek 1973 również nie posiada się z zachwytu. „Twoja relacja wnosi więcej do sprawy niż domysły niektórych którzy chcieli zabłysnąć w rozwiązaniu zagadki”– pisze 6 września 2014 r. Co wywołało jego zachwyt? Stwierdzenie Adama Wawrzonka, że ojciec rozważał przy nim na głos incydent emilciński. Przy nim, kilkuletnim dziecku, 35 lat temu! To więcej znaczy niż wspomnienia matki tegoż dziecka.
      Observator, który 24 grudnia 2013 r. pisał, że „niejasne zeznanie żony Wawrzonka można śmiało uznać za pomyłkę i już do niej nie wracać”, teraz tryumfalnie obwieszcza: „Ostatnio nawiązałem kontakt z panem Adamem Wawrzonkiem, synem Witolda Wawrzonka, który zdementował wszystkie przypuszczenia stawiające w złym świetle jego ojca, jako autora rzekomej mistyfikacji.” Wspomnienia Pani Heleny Wawrzonek są niejasne i można je uznać za pomyłkę, ale dementi Adama Wawrzonka jest jak najbardziej wiarygodne. Super!
      Tenże sam Observator, który 31 grudnia 2013 r. zgadzał się z opinią Blani, że Witek Wawrzonek miał „patologicznie skłonności do fantazjowania, (…) a nade wszystko (…) zdolność do knucia intryg”, obecnie kreuje się na obrońcę jego pamięci, rzekomo zszarganej przez Bartka.
      Ciekawe, że Observator, który 6 grudnia 2013 r. pisał, że Witek Wawrzonek należał do „UFO-Video” (wątek „Czym była organizacja UFO-Video”), a później bronił tej tezy w dyskusji prowadzonej w wątku „Jan Wolski opowiada…”, milczy jak zaklęty, gdy „Azor” wielokrotnie twierdzi, że Wawrzonek żadnym ufologiem nie był… Czy na tym polega szukanie prawdy?
      Dla kilku osób piszących na forum INFRA waga dowodów zależy jedynie od tego, czy potwierdzają one aktualnie głoszone przez nich tezy. Szkoda, że Pan Adam Wawrzonek daje się wmanewrować w prowadzoną przez nich krucjatę. Gdyby spojrzał na sprawę obiektywnie, zauważyłby, że to nie Bartek Rdułtowski ''ośmieszył'' w swojej ''baśni'' Witka Wawrzonka (jak pisze „Azor” 6 września), ale właśnie zacietrzewieni „Infranie” malowali jego bardzo negatywny obraz, jako człowieka, który nic nie wiedział, nic nie potrafił, nic nie zrobił, nie był ufologiem, nie znał języków obcych, miał patologiczne skłonności do fantazjowania i zdolność do knucia intryg…
      To nie tak, Panie Adamie, to nie tak…

      Usuń
  2. Piotr Wanatowicz8 września 2014 07:24

    O tak Panie Jakubie, na Infrze zaczyna się nowy rozdział dramatu :)
    Infranie, którzy do tej pory ubliżali Witoldowi Wawrzonkowi, uznając go za prostaczka niezdolnego do dokonania skomplikowanej mistyfikacji, czy cytując obraźliwe stwierdzenia na jego temat płynące z otoczenia ś.p. Kazimierza Bzowskiego, dziś z honorami przyjmują wypowiedzi jego syna.
    Główny argument jest następujący: Witold Wawrzonek nie mógł dokonać mistyfikacji, bo uwielbiał o swoich przemyśleniach opowiadać 6-letniemu wtedy synowi, a ten jest pewien, że ojciec opowiadał o Emilcinie z realną fascynacją, co nie mogłoby mieć miejsca, gdyby sam cała sprawę zmistyfikował.
    Infranie jakoś zapomnieli tu o swoim argumencie, że relacje zebrane po 30 latach są mało warte, ale i tak mogą w ten sposób uzyskać inny efekt: relacja żony Witolda Wawrzonka równoważone zostaną relacją jego syna. Skoro nie wierzymy w jedną relację to i drugiej wierzyć nie można i jedyny twardy argument za znajomością Wawrzonka i Wolskich sprzed 10 maja 1978 trafił szlag!
    No cóż, relacje te mają jednak różną wagę. Jedna zostały zebrane od dorosłej w 1978 roku osoby, która w momencie ich wygłaszania nie miała intencji obrony kogokolwiek i dodatkowo była to osoba nie związana emocjonalnie z mitem UFO. Druga relacja jest wspomnieniem z głębokiego dzieciństwa osoby, którą infranie odszukali by przekonać, że Bartosz Rdułtowski bezcześci pamięć jej ojca, a dodatkowo jest to człowiek tak głęboko emocjonalnie zaangażowany w wiarę w mit UFO, że publikuje swoje wiersze, poświęcone rzekomym kosmitkom z opowieści niesławnego Billego Meiera.
    Jeśli Adanio 40 (czyli jak należy domniemywać Adam Wawrzonek) uważa, że ojciec opowiadał mu szczerze o wszystkim, powinien napisać co opowiadał mu o niesławnej fotografii UFO jego autorstwa, o seansie hipnotycznym w TVP, o tajemniczych „dzieciach”, przez które przekazał Blani tajemniczą „blaszkę”, i o mistyfikacji z rzekomą śmiercią i „hologramem” Jana Wolskiego.
    Z całej tej emilcińskiej opowieści Witold Wawrzonek jawi się jako postać niepospolita, choć zatrzaśnięta w realiach PRL-owskiej prowincji. Człowiek inteligentny, ciekawy świata i mający na różne tematy swój własny, oryginalny pogląd, który próbował przeskoczyć ograniczenia czasu i miejsca w którym się urodził i zająć w polskim życiu publicznym miejsce, na które, jak uważał, zasłużył. Jeśli hipoteza Bartosza Rdułtowskiego jest słuszna, to znaczy, że udało mu się to. Stworzył bowiem mit, który od ponad 30 lat przemawia do wyobraźni szerokiego grona ludzi. Hipoteza, że to on stał za Emilcinem, tak naprawdę nie szkaluje go, ale wyławia z anonimowego cienia i po latach zapomnienia pokazuje jako sprawnego demiurga masowej mitologii. Taki obraz chyba jednak nie wypływa wprost z książki "PRL i UFO". Być może gdyby ten aspekt był wyraźniej naświetlony w książce, pan Adam Wawrzonek nie czułby się w obowiązku zaprzeczać jej tezom?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwestii wiarygodności Pana Adama Wawrzonka uważam dokładnie to samo. Pan Adam miał w 1978 roku 5 lat (z tego co pamiętam, jest moim rówieśnikiem). Osobiście za znacznie bardziej wiarygodne uważam relacje jego Matki (wówczas dorosłej kobiety). Poza tym, były one składane nie z chęci odegrania się, jak ma to miejsce teraz z rewelacjami Pana Adama. Mało tego, Pani Helena po naszej rozmowie telefonicznej otrzymała ode mnie pocztą wywiad do autoryzacji. Miała więc czas spokojnie się z nim zapoznać i nanieść ewentualne poprawki. Wywiad autoryzowała. Jednym słowem ponownie potwierdziła to, co powiedziała mi przez telefon – że Witold Wawrzonek znał przed incydentem w Emilcinie syna Jana Wolskiego i jeździł do Emilcina na rowerze. Pan Adam już w trakcie naszych rozmów w pierwszej połowie 2013 roku wydał mi się wyjątkowo przeczulony na punkcie swojego ojca – Witolda Wawrzonka. W trakcie jednej z rozmów wręcz zabronił mi pisać w książce, że jego Ojciec został zahipnotyzowany przez Stefańskiego przy udziale Blani, bo, jak stwierdził, to był ogromny dyshonor dla jego Ojca. Pan Adam bardzo się zdenerwował, że ja o tym fakcie wiem. To tylko potwierdza, że Witold Wawrzonek miał powód, aby się odegrać na Blani. I - jeśli moja hipoteza jest słuszna - uczynił to zaledwie miesiąc później… Wykorzystując do tego tę samą broń, od której doznał upokorzenia ze strony Blani – hipnozę! W myśl powiedzenia: „Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie!”.

      Usuń
    2. Widzę, że myślimy bardzo podobnie. W niedziele na forum Niezależnej Telewizji zamieściłem post pod nickiem "pzkpfwIV", w którym poprosiłem Adama Wawrzonka do odniesienia się do pewnych spraw, które sprytnie pominął. Przytaczam go poniżej, zawiera kilka błędów jednak bardzo często zdarza się, że pisze bardzo emocjonalnie przez co powstają "byki". Oczywistym jest, że Adam Wawrzonek opanował w stopniu doskonałym umiejętność wybiórczego traktowania faktów. Co do jego pojawienia się na Infrze jak zwykle zaczęło się od wielkiego larum, a skończyło na niczym. Tak samo jak z długo oczekiwanym wywiadem z Dariuszem Cichockim. Czekam Panowie i mam nadzieję, że Dariusz Cichocki nie ukrywa się na forum Niezależnej Telewizji pod ksywą Chris, który uraczył mnie takim oto wywodem: "Badaliśmy sprawę Emilcina za pomocą zdalnego widzenia i faktycznie był tam stalek z istotami z innej planety.
      Były to osoby z pozytywnej cywilizacji.
      Mają nieco inny metabolizm i dlatego posiadają zielony kolor skóry.
      Na ziemi żyją rasy o różnym zabarwieniu skóry i uchodzi to na normalne.
      Wypowiadanie się na temat Emilcina na podstawie domysłów nie jest dowodem.
      To co ja piszę jest dowodem dla mnie i moich przyjaciół ale nie umiemy tego nagrać ani sfotografować więc rozumiem że sceptycy nie uwierzą ale pomyślmy jakie to w końcu ma znaczenie że ktoś w coś wierzy albo nie.
      Nie zmieni to faktu że takie zdarzenie było.
      Szanuje stanowisko sceptyków bo skoro nie mogą tego sprawdzić to łatwiej jest zaprzeczać ale co było to było i nikt tego nie zmieni.
      Kiedyś wierzono że kula ziemska jest pępkiem świata i czy z tego powodu była nim?
      Już pisałem że pan Wolski jest pozytywna osoba i nie potrzebuje wybielania,dlatego też się z nim spotkali.
      Kontakt z osobami negatywnie do miłości zorientowanymi jest dla nich bolesny wiec wyszukują ludzi pozytywnie zorientowanych." Oczywiście nie spodziewam się innych rewelacji z wywiadu, który powstaje, a powstać nie może...
      A teraz zapraszam do zapoznania się z tekstem jaki skierowałem do Adama Wawrzonka. Post jest zbyt długi dlatego znajdzie się w następnym.

      Usuń
    3. "Panie Adamie Wawrzonek ukrywającym się pod nickiem Adanio40, pozwoli Pan, że odpowiem Panu na tym forum, a nie na Infrze gdyż tamto ufologiczne forum bardzo szanuje wolność słowa, a zarazem blokuje i nie pozwala dojść do głosu wszystkim ludziom mającym odmienne zdanie niż "najlepsi polscy badacze UFO". Zacznę jednak od początku. Jestem głęboko zażenowany Pańskim zachowaniem i wypowiedziami na forum Infra, Pańscy nowi przyjaciele i obrońcy Pańskiego ojca sprytnie zagrali na emocjach rodzinnych i wykorzystali fakt, że jest Pan synem Witolda Wawrzonka w celu obrony swojego Emilcińskiego przypadku. Oczywiście Pańska reakcja na to co napisał Bartek Rdułtowski jest całkowicie normalna jednak żalenie na forum internetowym już nie, tym bardziej forum internetowym, które jako ostatnie powinno mieć cokolwiek do powiedzenia w sprawie Pańskiego ojca gdyż to oni bezustannie atakowali Witolda Wawrzonka, obrażali go i traktowali jako wiejskiego głupka, który nie ma zielonego pojęcia o UFO!!!!! Tak Panie Adamie, tak właśnie było. Ci, którzy pierwsi obrażali i atakowali Pana Witolda teraz bezczelnie występują w roli obrońców. Wie Pan dlaczego? Dlatego, że Bartek Rdułtowski uświadomił im kim był Pańskim ojcem, a był ufologiem, o którym nawet Bronisław Rzepecki pisał, że tworzył podwaliny pod Polską ufologię, oni tego nie wiedzieli. Dla nich Witold Wawrzonek był nikim. Powinien Pan bardziej zainteresować się kim są Ci ludzie, którzy obecnie próbują bronić świętej pamięci po Pańskim ojcu, a Pański ojciec nie był święty. Był zwykłym człowiekiem tak jak i my wszyscy ze swoimi wadami i zaletami. Żenujące są również Pańskie ataki skierowane w Bartka Rdułtowskiego. Tak się składa, że kilkukrotnie przeczytałem jego najnowszą książkę o zdarzeniu Emilcińskim i ani razu nie padła jakakolwiek negatywna ocena Panskiego ojca!! Ani razu nie został zaatakowany przez autora podstawnie czy też bezpodstawnie, a nawet wręcz przeciwnie! Bartek Rdułtowski cały czas wyraża się o nim z bardzo dużym szacunkiem, a nawet podczas rozmowy z Pańską matką pada bardzo znamienne zdanie: "że Pan Witold dał polskiej ufologii najwspanialsze chwile". I tak właśnie było! Bartosz Rdułtowski zdobył tylko i wyłącznie materiały i stworzył z niej w końcu pierwszą rozsądną hipotezę nie opierającą się o wyssane z palca bzdury i dowody, ale sam nigdy w niej nie ocenia! Niestety w przeciwieństwie do Pana... Bartosz Rdułtowski dokonał jeszcze jednej bardzo istotnej sprawy obnażył brak profesjonalizmu tych wszystkich obecnych polskich "badaczy" UFO.

      Usuń
    4. To dzięki jego książce po raz pierwszy Ci co na Pańskiego ojca wypowiadali wiele nieprzychylnych słów dziś uważają się za jego największych obrońców, czy widzi Pan tutaj ich hipokryzję, a swoją naiwność dając się tak wykorzystywać? Jest Pan tylko narzędziem w rękach ludzi, którzy za wszelką cenę chcą bronić Emilcina jako prawdziwe spotkanie z obcymi. Jednocześnie chciałbym się odnieść do Pańskich słów, cóż słowo się z Pańskiej strony rzekło, a każdej akcji musi towarzyszyć reakcja. Niech Pan przestanie robić z siebie pokrzywdzoną osobę, Bartosz Rdułtowski nic nigdy od Pana nie wyłudził, zapłacił za wszystko bardzo duże pieniądze, może będzie Pan uprzejmy napisać ile Pan otrzymał za materiały po Pańskim ojcu? Bo na każdym kroku próbuje Pan grać pokrzywdzonego mówiąc A ale niestety już bez B. Druga sprawa, niech Pan sobie daruje wypisywanie o wielkich zasadach moralnych jakimi kierował się Pański ojciec bo jest to już wybielanie na siłę. Czy tymi zasadami kierował się podrabiając fotografię, która wysłał do programu Sonda? Czy tymi zasadami kierował się wymyślając historie o dzieciach i blaszce? Czy może również zasady moralne były wykorzystane gdy napuszczał na siebie Bzowskiego i Blanię-Bolnara? Cytuje Pan swoją matkę, a czy pamięta Pan gdy powiedziała, że Pański ojciec lubił fantazjować i opowiadał o zielonych istotach z wody jeszcze przed Emilcinem? Tylko niech Pan nie odwraca kota ogonem bo wiem, że wywiad z Pańską matką był AUTORYZOWANY! Mógłbym napisać jeszcze wiele słów na ten temat jednak pozwolę sobie w tej chwili przestać, mam nadzieję, że odniesie się Pan do tego co napisałem. Jeśli chce Pan porozmawiać prywatnie to również istnieje taka możliwość."

      Usuń
  3. To, że teraz Adam Wawrzonek, próbując niczym dziecko odegrać się na Rdułtowskim, opowiada jakieś dyrdymały, to już rzecz wtórna. Dla zdarzenia w Emilcinie mało istotna. Wręcz nieistotna. A że Adam Wawrzonek znalazł sobie grono pochlebców w osobach niezbyt kumatych „badaczy” z Infry… Zapewne tylko na takie audytorium stać autora wierszyków o UFO…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt poważny nie będzie traktował poważnie lamentów Pana Adama Wawrzonka. Pewnie dlatego leje swoje łzy na z gruntu niepoważnym forum INFRA. Tylko pozbawione zdolności krytycyzmu i logicznego myślenia środowisko ufologiczne jest w stanie dać wiarę temu bełkotowi. A robi to tylko z jednego powodu - bo za wszelką cenę chce mieć chociaż małego haka na hipotezę Pana Bartosza. Ale to zła droga i śmieszna. I żaden hak! Do tego młody Wawrzonek usiłując ratować w swoim pokręconym mniemaniu honor ojca, niszczy reputację swojej mamy - Heleny Wawrzonek. Facet ma ewidentnie hopla na punkcie swojego Ojca!

      Filip

      Usuń
    2. Piotr Wanatowicz10 września 2014 13:26

      Filipie. Każdy ma prawo bronić dobrego imienia swoich bliskich, tak jak to dobre imię rozumie. Ma do tego prawo także Adam Wawroznek. Tak więc moim zdaniem, odmawianie mu takiego prawa nie jest w porządku.

      Nigdzie nie jest powiedziane, że hipoteza Bartosza Rdułtowskiego jest jedyną możliwą, czy apriorycznie najlepszą. Może pan Adam ma informacje lub dowody, które jej przeczą, albo pokazują bardziej prawdopodobne rozwiązania, niż seans hipnotyczny z udziałem jego ojca? Dlatego warto go wysłuchać uważnie a nie z góry zakładać, że nie ma racji (bo wtedy niczym od Infran się nie różnimy).

      Bartosz Rdułtowski stawia hipotezę, że Witold Wawrzonek dokonał czynu przynajmniej dwuznacznego z punktu widzenia moralności. Czy miał prawo stawiać taką hipotezę?
      Myślę że tak.
      1. Witold Wawrzonek nie był osoba prywatną. Sam poprzez swe publikacje i publiczne wystąpienia wprowadził się w obieg życia publicznego i dał innym prawo do oceny swoich działań na tym polu;
      2. Podobnie jak wypowiadający się tu Jakub Pomezański i Krzysztof Drozd, nie uważam by w swych publikacjach Bartosz Rdułtowski wypowiadał się o Witoldzie Wawrzonku w sposób lekceważący, czy inaczej godzący w jego godność osobistą. Nie wyszedł także poza badanie jego działalności publicznej - nic z publikowanych informacji nie mówi o jego życiu osobistym (poza podstawowymi faktami takimi jak wiek, stan rodzinny, zawód czy miejsce zamieszkania).
      3. Rdułtowski miał twarde przesłanki, świadczące, że podobnych, moralnie dwuznacznych czynów, dokonywał przy innych okazjach (chocby korespondencję, w której Witold Wawrzonek przyznaje się do takich działań).

      Tak czy inaczej ujawnienie takich faktów i publiczne stawianie hipotezy o dwuznacznym moralnie zachowaniu bohatera książki, nie jest przyjemne dla bliskich tej osoby. Czy zrobienie takiej przykrości bliskim zmarłego, było uzasadnione jakimś istotnym interesem społecznym?
      Moim zdaniem tak.
      Fakt realność wydarzeń Emilcińskich jest dla całkiem sporej grupy ludzi (np. ja taką osoba byłem w dzieciństwie) podstawą dla budowy wyobrażeń o świecie (fałszywą podstawą). Część z tych osób przez takie wyobrażenia nabywa postaw lękowych (pamiętam, że jako dzieciak silnie bałem się faktu, że w każdej chwili obok mnie pojawić się mogą wszechmocne, odrażające istoty, które mogą ze mną zrobić co zechcą i nikt nie jest w stanie im przeszkodzić). Część z tych osób wiara w kosmitów pcha w ramiona sekt lub na pseudo terapeutyczne sesje szarlatanów w stylu Budda Hopkinsa. Tak więc wskazywanie, że podstawy tej wiary są bardzo kruche, uważam za działanie moralnie usprawiedliwione, nawet jeśli dzieje się to kosztem złego samopoczucia najbliższej rodziny demaskowanych osób.

      Inną sprawą jest, że warto spojrzeć na Witolda Wawroznka szerzej, w sposób bardziej wyrozumiały i dostrzec, że poza płataniem ufologicznych żartów, był człowiekiem, na co wszystko wskazuje, porządnym, serdecznym i dbającym o dobro ludzi wokół. (Nawet jeśli wykorzystał Wolskiego, to do końca dbał o ciepłe stosunki z nim i jego rodziną, a przecież nie musiał tego robić. Niektórzy pytają – skoro miał się zemścić na Blani, to dlaczego nie wyjawił, że to tylko żart? Może właśnie dlatego, że ośmieszyłoby to także Jana Wolskiego?). Warto starać się zrozumieć motywy jego działań i wziąć go psychologicznie w obronę. Moim zdaniem tego w książce Bartosza Rdułtowskiego trochę zabrakło, a wypowiedzi pana Adama Wawrzonka (choćby to o jego ojcu stojącym ze zniczem nad grobem Jana Wolskiego) wnoszą wiele do pełniejszego i co z a tym idzie sprawiedliwszego obrazu jego ojca.

      Usuń
  4. Szczerze mówiąc miałem zamiar nie ustosunkowywać się więcej do wypowiedzi pojawiających się na forum INFRA, ale poczułem się wywołany do tablicy przez „observatora”, który w poście z 10.09.2014 r. napisał: Nie tylko rodzina Wawrzonków nie potwierdza mistyfikacji Witolda Wawrzonka, ale również jego były znajomy i kolega pan Krzysztof Drozd, przez lata całe nie wyczuł żadnych symptomów mistyfikacji, a przecież był w tym czasie inspektorem śledczym MO, czyli fachowcem od dochodzenia prawdy. Jak niedawno przeczytałem jego najświeższy komentarz, gdzie przyznaje że i wódeczka była na prywatnych spotkaniach z Janem Wolskim, a ona rozwiązuje języki, mimo to pan Drozd nie miał wówczas powodów do podejrzeń o mistyfikację ze strony pana Witolda. Dopiero teraz, kiedy główni uczestnicy tamtych wydarzeń są nieobecni, można do woli snuć hipotezy i to jakie.
    Odbieram to, jako próbę wmanewrowania mnie w sytuację, w której zostaję świadkiem na rzecz tez głoszonych na tamtym forum, z którymi całkowicie się nie zgadzam.
    Przede wszystkim chcę przywołać swoje słowa, na które powołuje się „obserwator”. Otóż napisałem:
    Nawet przy wódeczce, a była i taka okazja (…), a zatem o jednej okazji, a nie o prywatnych spotkaniach przy wódeczce, co wskazywałoby na mnogość takich sytuacji. Aby nie być oskarżanym o „obsmarowywanie” Jana Wolskiego, chcę wyraźnie zaznaczyć, że podczas tej jedynej okazji wypił on dwa może trzy kieliszki wódki. Zatem, zarówno stwierdzenie, że w ogóle nie pił, jak też, że pił lub nadużywał alkoholu nie są prawdziwe.
    Nie tak dawno jeszcze „obserwator” przestrzegał przede mną, pisząc: Wpiszcie w googlach: Krzysztof Drozd, a zobaczycie czym ten gość się zajmuje zawodowo, więc uważajcie na to co piszecie (post z 14.06.2014 r.), a teraz usiłuje moją ówczesną pracę wykorzystać jako argument przeciwko hipotezie stawianej przez Bartka w jego książce.
    W swoim tekście „Emilcin raz jeszcze, czyli raportu Krzysztofa Drozda ciąg dalszy”, który został opublikowany na blogu Bartka Rdułtowskiego 9 czerwca, pisałem jak to było z moim stosunkiem do „przypadku emilcińskiego”. Zainteresowanych odsyłam do lektury.
    Przyznaję, że w czasie kontaktów z Janem Wolskim byłem zafascynowany jego historią i nie zajmowałem się prowadzeniem „śledztwa” w tej sprawie. Podobnie, jak wielu innych, ja również sądziłem, że badania Blani były rzetelne i nie ma co drążyć tematu. Opisałem to wszystko w przywołanym wyżej tekście i nie będę powtarzał. Opinia ta była kształtowana przez publikacje Blani. Co innego jednak czytać opracowania, a co innego zapoznać się z materiałem źródłowym, do którego dostęp uzyskałem dopiero dzięki pracy Bartka Rdułtowskiego. Mój obecny pogląd na sprawę nie wynika zatem z wyczekiwania aż wszyscy uczestnicy zdarzeń umrą, co sugeruje „observator”, ale z większej wiedzy jaką mam obecnie.
    Witek Wawrzonek podczas naszych wspólnych wyjazdów do Emilcina zawsze pozostawał właściwie tylko obserwatorem, który nie wyrażał własnych opinii na temat incydentu. Przysłuchiwał się jedynie temu, co mówił Jan lub Józef Wolski. Raz tylko, jak pamiętam, zdecydowanie wyraził swoje zdanie, gdy wyszliśmy ze spotkania z mieszkanką wsi, która po latach „przypomniała sobie”, że widziała przelot tajemniczego obiektu, który w dniu 10 maja 1978 r. rzekomo zmierzał od strony polany w kierunku wsi. W swojej relacji (mam to na piśmie) podawała inną godzinę, inną pogodę, inny kształt obiektu. Witek stwierdził wówczas, że to ewidentnie nieprawda, z czym zresztą się zgadzałem.
    Pisałem też wyraźnie, że próba ujawnienia prawdy skończyłaby się dla Witka Wawrzonka przegraną. Zarzucono by mu, że z zazdrości stara się zdezawuować badania Blani, a w dodatku ucierpiałby Jan Wolski, którego Witek szanował i na pewno nie chciałby, żeby ucierpiał.
    Trudno zatem oczekiwać, żeby Witek Wawrzonek przy jakiejkolwiek okazji, a już na pewno nie w obecności Jana Wolskiego, opowiadał o swoim udziale w całej historii, jeśli to on był jej siłą sprawczą.
    Na koniec - wyrazy uznania dla Piotra Wanatowicza. Bardzo celne i cenne wypowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Bartku, a czym dla Pana ogólnie mówiąc jest zjawisko UFO? Czy uważa Pan, że relacje o UFO to np. mistyfikacje i pomyłki w ocenie obserwowanego zjawiska (itd, itp.)? Czy może dopuszcza Pan możliwość, że pewien procent obserwacji, to faktycznie nie wyjaśnione, nieznane nauce zjawiska? I ewentualnie kto lub co wg Pana stoi za zjawiskiem UFO? Dziękuję za odp!

    OdpowiedzUsuń
  6. Piotr Wanatowicz5 maja 2015 15:02

    Licho nie śpi :) http://www.nautilus.org.pl/index.php?p=21pietro&id=183

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że hipoteza hipnozy była znana wcześniej. W jednym z Blanią się zgadzam, jest ona całkiem niewiarygodna. Zdarzenie w Emilcinie jest zbyt "duże" i skomplikowane aby można było je sfabrykować za pomocą hipnozy. Z drugiej strony dokumenty zebrane w książce Bartosza podważają jego prawdziwość.

      Usuń
    2. Piotr Wanatowicz10 lipca 2015 08:14

      Co to znaczy „zbyt duże”? Jeśli chodzi o ilość zahipnotyzowanych osób to Rdułtowski wykazał, że jedynym, którego trzeba byłoby zahipnotyzować, był Jan Wolski. Reszta świadków albo widziała ślady łatwe do podrobienia (odciski butów w błocie, obcięte pióra, wyrwane kłosy, wyjedzona przez konia trawa) albo są niewiarygodni, o czym świadczą ich własne oświadczenia lub, jak w wypadku Adasia Popiołka, nagrania ich najwcześniejszych relacji.
      Sprawa jest o tyle duża, że faktycznie pozostaje kilka pytań bez odpowiedzi:
      - Czy w Przyrownicy dzieci straszył człowiek w stroju nurka, czy też był dziełem ich wyobraźni, a jeśli ktoś tam był, to kto?
      - Z czyjej inicjatywy powołano do życia mistyfikację Golińską (Blania, dziennikarze, czy sam świadek?)
      - Czy nagranie seansu hipnotycznego z Witoldem Wawrzonkiem było kiedyś wyemitowane w TV (dam głowę, że jako dzieciak widziałem program w którym hipnotyzowano jakiegoś mężczyznę w średnim wieku, który po wybudzeniu zdezorientowany i niepewnym głosem opowiadał, że porwali go kosmici, ale mógł być to program kręcony później, z udziałem innej niż Wawrzonek osoby).

      Usuń
    3. Za duże w sensie zawierające zbyt wiele szczegółów, i skomplikowaną fabułę, której detale dodatkowo wychodzą podczas kolejnych przesłuchań. Hipnoza się do tego nie nadaje. Pokaż choć jeden przypadek na świecie gdy hipnotyzer podchodzi do kogoś przypadkowego na ulicy i z miejsca zaczyna mu przelewać wspomnienia jakiejś złożonej historii. Nie znajdzież takiego i w tej jednej kwestii Blania ma rację. Według mnie tam zainscenizowano małe przedstawienie z aktorami i gadżetami. Może brali w tym udział ruscy i w ich archiwach znajdują się jakieś dokumenty.

      Usuń
    4. Piotr Wanatowicz20 lipca 2015 06:47

      W chwili gdy w USA zaczęto prowadzić program MK-Ultra, w ramach którego badano, czy da się różnymi metodami (narkotyki, hipnoza itp.) zmienić pamięć (wykasować realne wspomnienia i nadpisać nowe, czasem skrajnie nierealistyczne) zaczyna się cała fala seansów hipnotycznych, po których ludzie „przypominają siebie” swoje spotkania z UFO, których „nie pamiętali świadomie”. Opowiadają je ze szczegółami i w sposób bardzo plastyczny, a potem dziesiątki lat wierzą w ich realność. Zaczyna się to od przypadku małżeństwa Hillów, których znalazł szef NICAP - emerytowany wojskowy Keyohe, a hipnotyzowali wojskowi psychiatrzy. Są tam także historie, których opis jest tak bogaty, że zajmuje kilka książek – wypadek Andreasson-Luca, który odkrył i spisał agent NSA Raymond Fowler.
      Błyskawiczną hipnozę z zaskoczenia pokazują czasem magicy w TV, ale moim zdaniem to ściema. Wawrzonek wcale nie musiał hipnotyzować z zaskoczenia. Mógł powiedzieć Wolskiemu, że bada tajemnicze światła i spytać Wolskiego czy ten coś takiego widział. Odpowiedzią było, że on to nie, ale jego ojciec widział dziwne światło na polance. Wawrzonek poprosił by tam podjechali, więc Wolski zmienił trasę i pojechali na słynną polankę. Tam Wawrzonek mógł powiedzieć, że mu bardzo zależy, żeby Wolski sobie dokładnie przypomniał co mu ojciec opowiadał o tajemniczym świetle i że jest nowa naukowa metoda, która może w tym pomóc, tylko Wolski musi się w furmance położyć, zamknąć oczy, rozluźnić i wykonywać polecenia Wawrzonka. Jak wiadomo nikt nigdy nie opisał, by Wolski sprzeciwił się czyjejkolwiek prośbie, więc takiej prośbie Wawrzonka pewnie też by nie odmówił.
      Co do mistyfikacji KGB, to wydaje mi się ona tylko nieco mniej nieprawdopodobna niż przybycie kosmitów :)

      Usuń
  7. Czytając Przekrój o tym zdarzeniu, jako młody chłopak, fan sf, czułem, że to mistyfikacja. Oczywiście co innego czuć, a co innego zbadać sprawę, dlatego wielkie dzięki za przeprowadzone śledztwo. Tak samo strasznie tendencyjny jest Daniken i jemu podobni. Przeraża mnie, że ostatnio także wielu "ufologów" fachowców wiedzę czerpie bezkrytycznie z filmów na Youtube nie wysilając już nawet szarych komórek do czytania. Ostatnio jeden "spec" filmowy, już nawet nie znał nazwiska Daniken, gdy w dyskusji stwierdziłem, że jest zwolennikiem jego teorii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie niepojęte jest to, że można komuś wdrukować fałszywe wspomnienia z jednoczesnym "wydaniem polecenia" aby o samej hipnozie zapomniał. Czy naprawdę można aż tak daleko posunąć się do sterowania człowiekiem podczas transu hipnotycznego? Gdyby hipnoza była taka prosta to stała by się groźną bronią w rękach ludzi. Ktoś mógłby komuś wdrukować informację aby zrobił jakieś przestępstwo. Hipnoza Wolskiego jest najb. prawdopodobna, bo trudno przedstawić realny kontrargument. Obstawiam jeszcze taką hybrydę: częściowo hipnoza a częściowo zmowa Wolskiego z Wawrzonkiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Piotr Wanatowicz14 maja 2018 07:42

    Jak co roku, w rocznicę, sprawa medialnie odżywa: http://fakty.interia.pl/ciekawostki/news-jak-ufo-wyladowalo-w-emilcinie-minelo-40-lat,nId,2580341

    OdpowiedzUsuń