poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Na progu nieznanego czy głupoty?



Gdy rozpoczynałem moje zmagania z tajemnicą zdarzenia w Emilcinie, do głowy mi nie przyszło, że moje odkrycia i raport ze śledztwa zamieszczony na łamach książki „Tajne operacje. PRL i UFO” doprowadzą część osób związanych z polskim środowiskiem ufologicznym i parapsychologicznym do histerii. Nie spodziewałem się również, że osoby, które latami chytrze i niemal za darmo lansowały się medialnie na tajemnicy zdarzenia w Emilcinie, NIE ROBIĄC PRZY TYM DOSŁOWNIE NIC, ABY OWO ZDARZENIE WYJAŚNIĆ, w odpowiedzi na przedstawione przeze mnie fakty, będą pisać na mój temat prostackie paszkwile.
O zdarzeniach tych pisałem już w kilku wpisach na moich blogu, m.in.:

Niedawno nastąpiła kolejna odsłona tego żenującego przedstawienia, które zamiast NA PROGU NIEZNANEGO stoi NA PROGU GŁUPOTY, a w zasadzie to próg ten już przekroczyło.
Zostałem wywołany do tablicy przez niejakiego Bartosza Rdułtowskiego – „pisarza i zawodowego demaskatora wszystkich i wszystkiego” i czuję się w obowiązku napisać dwa słowa na temat tego człowieka i jego działalności – tymi słowy swój paszkwil na temat mojej osoby zaczyna Pan Marcin Mizera.
W środowisku ufologicznym osoba tyleż kojarzona, co unikana. Najlepszym wyrazem stosunku części ufologów do Pana Mizery była historia sprzed kilku lat, gdy za pisanie infantylnych historyjek o UFO oraz próbę lansowania się na nich, Pan Marcin Mizera z wielkim hukiem wyleciał z jednej z polskich organizacji ufologicznych. Nie tracąc wiary w swoje zdolności nabierania ludzi na efekty rzekomo prowadzonych przez siebie badań zjawisk paranormalnych i UFO, Pan Mizera założył swój własny jednoosobowy portal NA PROGU NIEZNANEGO. W efekcie mógł z dnia na dzień tytułować się dumnie jako: redaktor naczelny serwisu Projekt NPN.
Wróćmy jednak do „rewelacji” Pana Marcina Mizery. Lista szykan i kłamstw jakie przedstawił pod moim adresem jest długa. Całość tego materiału Czytelnik chcący sobie wyrobić obiektywne zdanie znajdzie tu:
A teraz długa lista faktów, o których Pan Mizera najwyraźniej zapomniał wspomnieć w napisanym na mój temat paszkwilu, zastępując je zmyślonymi przez siebie epizodami.
Niewątpliwie, to Pan Mizera był osobą, dzięki której 1 lutego 2013 roku dowiedziałem się, że Zbigniew Blania miał siostrę. Oczywiście w dalszym toku śledztwa informację tę przekazało mi jeszcze kilka innych osób. Jak się później okazało, dotarcie do Pani Kingi i uzyskane od niej archiwum Zbyszka Blani było prawdziwym przełomem w moim śledztwie. Pan Marcin Mizera nie dysponował jednak nawet telefonem do Pani Kingi! Takowy posiadał jego znajomy, z którym mnie skontaktował. Tak naprawdę to ów znajomy był osobą, dzięki której uzyskałem kontakt z siostrą Zbigniewa Blani. A jednak, czując się zobowiązanym, obiecałem Panu Mizerze, że jak tylko książka się ukaże, będzie mógł jako pierwszy przeprowadzić ze mną wywiad na jej temat. Było to dla mnie sensowne również dlatego, że Marcin Mizera mieszka w Puławach – czyli niezbyt daleko od Emilcina – i już kilkukrotnie organizował spotkania dotyczące tego zdarzenia, a także pisał o nim artykuły. Zdawał się zatem być osobą, która do wywiadu ze mną podejdzie rzetelnie i profesjonalnie, która zrozumie, jak wiele nowego wnosi do sprawy zajścia w Emilcinie moja książka. Niestety rzeczywistość okazała się zgoła odmienna.
8 października 2013 roku – kilkanaście dni po tym, jak Pan Mizera otrzymał ode mnie książkę „Tajne operacje. PRL i UFO” – napisał do mnie wiadomość na Facebooku, że już ją przeczytał i możemy zaczynać wywiad. Chwalił też moją publikację pisząc, że uważa ją za bardzo ciekawą, wartościową i potrzebną, ale z moją hipotezę się nie zgadza (do czego oczywiście miał i ma nadal pełne prawo!). Rozpoczęliśmy luźną rozmowę na facebookowym komunikatorze. Nagle Pan Mizera zadał mi pytanie, które wprawiło mnie w osłupienie. Spytał mianowicie, czy Witold Wawrzonek żyje? Pytanie brzmiało tak irracjonalnie i głupkowato, jakby ktoś po oglądnięciu Titanica (w reżyserii Jamesa Camerona) zapytał, czy w filmie grał Leonardo DiCaprio? Wszak Witold Wawrzonek był w mojej książce postacią niemal kluczową i czytając ją, nie można było przegapić faktu, że już od dawna nie żyje! Było to zwyczajnie niemożliwe!
Ponieważ bardzo nie lubię czytać opinii o książkach wypisywanych na forach lub w gazetach przez osoby, które ich nie czytały, tym bardziej nie mogłem przejść obojętnie nad tym, że dziennikarz rzekomo żywo zainteresowany ufologią i Emilcinem, lansujący się w tym temacie na autorytet, usiłuje przeprowadzić wywiad nie przeczytawszy książki, o której ma dyskutować. Było to zachowanie ze wszech miar amatorskie, o braku kultury nie wspomnę. Jednym słowem z wywiadu zrezygnowałem. Pozostał niesmak i wrażenie, że Pan Marcin Mizera podejmuje się pisania na tematy zjawisk paranormalnych lub organizowania spotkań autorskich (np. z Igorem Witkowskim) tylko dlatego, że są medialne i mogą podnieść słupki jego popularności. Bo same sweet focie zamieszczane nagminnie przez Pana Mizerę na jego profilu facebookowym w jego przypadku na pewno wzrostu popularności nie przyniosą.
Przez kilka dni Marcin Mizera nie mógł pogodzić się z faktem, że zrezygnowałem z wywiadu. Niczym pozbawiony lizaka uczniak prosił, abym jednak zmienił zdanie. Gdy prośby nie pomogły, próbował kłamać, że przegapił wątek o śmierci Witolda Wawrzonka w mojej książce. Potem tłumaczył się, że chciał sprawdzić jak ja zareaguję na tego typu prowokacyjne pytanie. A nos mu rósł i rósł… Zdania nie zmieniłem i do wywiadu nie doszło.
Minęło kilka miesięcy. Zbliżał się 10 maja 2014 roku i 36 rocznica zdarzenia w Emilcinie. Rocznica szczególna, bo pierwsza, gdy już było wiadomo, że historia o podlubelskim UFO była sprytną mistyfikacją. Wtedy też podjąłem decyzję, że dam Panu Mizerze drugą, ostatnią szansę. Ale na zupełnie innych niż wcześniej warunkach. Przy pierwszym wywiadzie, tym z października 2013 roku, zadecydowałem, że pytania nie mogą dotyczyć samego rozwiązania zagadki – aby nie odbierać Czytelnikowi zaskoczenia, jakie niesie lektura książki. Tym razem takie ograniczenie nie było już konieczne.
4 maja 2014 roku odezwałem się do Pana Mizery na facebooku. Pisałem m.in.
(…) mam propozycję. Myślę uczciwą i mogącą do tematu coś wnieść. Książka jest już znana, wiele osób ją czytało, nie jest też tajemnicą, jakie jest wyjaśnienie zaproponowane przeze mnie. Za 6 dni jest 36 rocznica zdarzenia (dla mnie mistyfikacji, dla Pana autentycznego kontaktu z CZYMŚĆ). Od siebie przygotowuję na ten temat dwa dość obszerne wpisy na mojego bloga. Ale po lekturze forum INFRA mam pomysł na coś jeszcze. Propozycja jest taka. Proszę spróbować kilkunastoma pytaniami podważyć moją wersję wypadków. Będzie to wywiad – dyskusja. Rodzaj potyczki. Z chęcią takową z Panem podejmę. Pana pytania mogą być obszerne. W efekcie czytelnik wywiadu otrzyma (wreszcie) dwie linie argumentów. Plusem będzie to, że na logiczne argumenty nie będzie uników w styku „Van to Rdułtowski” (uśmiałem się – szczerze!). Proszę się spokojnie zastanowić. Jeśli ma Pan urazę lub jest Pan zajęty, to zrozumiem. Wywiad ma być autoryzowany, ale to już mamy ustalone. Może go Pan zamieścić na swojej stronie 10 maja – w rocznicę. Powinnyśmy zdążyć. Jestem zatem w sprawie Emilcina-Goliny-Przyrownicy do Pana dyspozycji. Proszę mi dać jutro do wieczora znać – czy jest Pan zainteresowany. Pytania – byłoby dobrze – gdybym dostał do wtorku – do wieczora. Bo w czwartek w południe jadę do Siedlec.
Aby czytelnik miał wyobrażenie o tym, jak „rzetelnie” opisał te wydarzenia Pan Mizera, poniżej przytaczam fragment jego paszkwilu:
Kolejny raz Rdułtowski dał o sobie znać już jakiś czas po wydaniu swojej książki. Napisał do mnie prosząc o przeprowadzenie z nim wywiadu o tym, jak to „zdemaskował” i „obnażył” przypadek z Emilcina itd. Żalił się również, że teoria, którą lansuje – wg niego przecież taka logiczna i spójna – nie znajduje jednak uznania u pasjonatów oraz osób zajmujących się zagadnieniem UFO.
Dlatego też Rdułtowski uznał, że dobrze będzie, jak przeprowadzę z nim wywiad, który – jak sobie zażyczył – miał się ukazać na łamach serwisu Projekt NPN dokładnie w rocznicę emilcińskich wydarzeń, czyli 10 maja br. W materiale miał ostatecznie „dokopać” nie chcącym go zrozumieć polskim ufologom, wyjaśniając „wszystko”.
Szkoda, że Pan Mizera zamiast pochwalić się tym, jak to w październiku zrezygnowałem z wywiadu z nim, wolał konfabulować o jakimś żaleniu mu się czy też dokopywaniu komuś. Cóż za „rzetelność”…A nos wciąż rośnie i rośnie!
Wróćmy do historii. A w tej jedno stało się 4 maja 2014 roku jasne – rzuciłem Panu Mizerze rękawicę, wyzywając go na intelektualny pojedynek w sprawie Emilcina. Odpisał niemal od razu, że jest zainteresowany, ale wywiad ma się również ukazać na mojej stronie autorskiej. Jak widać, Pan Mizera liczył, że z pojedynku wyjdzie zwycięsko. Zgodziłem się. Ustaliliśmy, że pytania dostanę następnego dnia po południu.
Mijały jednak dni, a pytań nie było. 8 maja 2014 roku wyjeżdżałem na dwa dni do Siedlec, gdzie zostałem zaproszony na konferencję w sprawie historii niemieckich prac nad rakietami V-2 na polskich ziemiach. Tak więc jeśli chciałem zrobić wywiad na 10 maja, to pytania musiałem dostać najpóźniej 7 maja rano. Gdy ów dzień nadszedł, a ja mimo kilku kolejnych zapewnień Pana Mizery wciąż ich nie miałem, postanowiłem zadzwonić i sprawę wyjaśnić. Nie chodziło tu już nawet o niesłowność i nierzetelność, z której Pan Mizera był mi od jakiegoś czasu znany. W międzyczasie przyszedł mi bowiem do głowy jeszcze inny pomysł. Otóż jadąc do Siedlec postanowiłem wpaść do Puław. Umówiłem się tam na krótki wywiad o zdarzeniu w Emilcinie z redaktor Sylwią Weremczuk, która pracuje w Telewizji Kablowej Puławy. Podobne spotkanie postanowiłem zaproponować Panu Mizerze. Jednak w trakcie naszej krótkiej rozmowy telefonicznej doszło do dość szokującej sytuacji. Otóż Pan Mizera zaproponował mi, abym sam sobie napisał pytania do wywiadu. Jednym słowem rejterował z pojedynku intelektualnego, jaki mu zaproponowałem w kwestii Emilcina. Muszę przyznać, że postawa Pana Mizery bardzo mnie rozczarowała. Co za cykor – pomyślałem.
Jeżeli zatem Pan Mizera pisze w swoim paszkwilu że wymyśliłem sobie, że sam napiszę pytania i na nie odpowiem – to ja z całą mocą podkreślam, że była to nie moja tylko Pana Mizery inicjatywa. I choć było to ustalenie przeprowadzone telefonicznie, to z późniejszej naszej korespondencji na Facebooku jasno to wynika. Radzę Panu Mierze o tym pamiętać, zanim zacznie znowu pisać kolejne zmyślenia (a może urojenia), po których rośnie mu nos.
Po zakończeniu rozmowy, zasiadłem do pisania wywiadu. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, ale żywo wkomponowywało się w historię UFO z Emilcina. Wszak nie kto inny, jak Zbigniew Blania, niejednokrotnie pisał wywiady sam ze sobą, gdyż wiedział, że część dziennikarzy zwyczajnie je spartaczy. Wieczorem 7 maja „wywiad” był gotowy. Oczywiście nie był on już żadną formą intelektualnego pojedynku… Takowy postanowiłem stoczyć z Panem Mizerą przed kamerą w trakcie spotkania.
Wieczorem poinformowałem Pana Mizerę, że wywiad jest gotowy. Przed wysłaniem zaznaczyłem, że ewentualne zmiany w tekście muszę autoryzować. Chciałem mieć pewność, że Pan Mizera nie powycina jakiś niewygodnych dla niego fragmentów. Moje zaufanie do jego rzetelności i uczciwości było już na tym etapie znajomości zerowe! Gdy materiał został wysłany otrzymałem odpowiedź, która wprawiła mnie w osłupienie. Pan Mizera pisał, że napisze swoje pytania, a z moich weźmie jedno. Nie miałem już wątpliwości, dlaczego praktycznie nikt z Panem Mizerą nie chce współpracować. Człowiek okazał się być zupełnie niepoważny.
8 maja o 9.30 rano dostałem pytania autorstwa Pana Mizery. Przeczytałem je i załamałem ręce. Wiedziałem już, że pomysł pojedynku intelektualnego z twórcą portalu NA PROGU NIEZNANEGO był tragiczną pomyłką. Nadesłane pytania świadczyły o tym, że Pan Mizera nie jest dla mnie żadnym partnerem do intelektualnej potyczki, że w kwestii Emilcina nie ma nic rozsądnego do powiedzenia. Kilku obeznanych w temacie znajomych skwitowało jego pytania pracą na intelektualnym poziomie dziesięciolatka. Najbardziej zdziwiło mnie jednak pytanie, w którym Pan Mizera nawiązywał do historii zmyślonego przez siebie artykułu o tzw. „latających trumnach z gromnicami” – o czym wspomnę dalej. Trzeba mieć coś nie tak z „interfejsem”, aby zadawać pytanie, w którym samemu strzela się sobie w stopę – myślałem. Z drugiej strony wiedziałem, że jeśli na pytania nie odpowiem, to „badacz nieznanego” ogłosi wszem i wobec, że jego pytania mnie zagięły.
Po kilkugodzinnej ostrej wymianie „uprzejmości” stanęło na tym, że na pytania odpowiem po powrocie z wyjazdu. W międzyczasie mieliśmy się spotkać w Puławach i zrobić materiał TV. Ale, wbrew obietnicom, Pan Mizera ponownie zrejterował i nie dał w umówionym czasie znaku życia. Na szczęście nie wszyscy są dyletantami. Pani Sylwia Weremczuk okazała się w pełni profesjonalistką. Wieczorem 8 maja 2014 roku nagraliśmy wywiad, który kilka dni później został wyemitowany. Nosił on tytuł UFO W EMILCINIE ZAGADKA ROZWIĄZANA. Tak pracują zawodowcy.
Po powrocie z Siedlec, Puław i Emilcina (gdzie również zaglądnąłem 9 maja 2014 roku) odpowiedziałem na infantylne pytania puławskiego badacza zjawisk paranormalnych. Gdy Pan Mizera je otrzymał, zaproponował mi, że wywiad może ukazać się na łamach miesięcznika „Czwarty Wymiar”. Odmówiłem jednak. Stanęło na tym, że następnego dnia otrzymam wywiad do autoryzacji. Podobnych obietnic Pan Mizera złożył mi na przestrzeni kolejnych 17 dni jeszcze ponad dziesięć. W końcu 31 maja 2014 roku stwierdziłem, że szkoda mi już czasu na kontakt z kimś tak niepoważnym i definitywnie zakończyłem z Panem Marcinem Mizerą moją współpracę.
O tym, co działo się później już pisałem na moim blogu. Cytowany przeze mnie w odcinkach wywiad, jaki przeprowadził ze mną „pewien badacz zjawisk paranormalnych” był właśnie niedoszłym wywiadem Pana Marcina Mizery. Gdy kilka tygodni temu opisywałem historię tego wywiadu na moim blogu, postanowiłem pominąć jedno z pytań, które  niechybnie na Pana Mizerę by Czytelnika naprowadziło. Chciałem, aby jego osoba została anonimowa. Obecnie czuję się już z tego obowiązku zwolniony. Tym samym mogę zamieścić pytanie dotyczące zmyślonych przez Pana Mizerę relacji o tzw. „latających trumnach z gromnicami”.
Marcin Mizera: Panie Barku, w takcie mojej pracy udało mi się dotrzeć do historii (opowiadanych przez starszych mieszkańców okolicy) dotyczących obiektów w kształcie trumny z czterema gromnicami, które miały być tutaj obserwowane już przed II wojną światową. Czy nie widzi Pan analogii do wyglądu pojazdu opisywanego przez Wolskiego?
Oto moja odpowiedź: Panie Marcinie. Gdy prowadziłem śledztwo emilcińskie sam zapytałem Pana o takie poprzedzające incydent w Emilcinie relacje z tego terenu. Wówczas wysłał mi Pan link do artykułu na ich temat. Poprosiłem Pana wtedy o umożliwienie mi kontaktu z autorem tego materiału, gdyż poprzez niego chciałem dotrzeć do świadków. Na podesłanym mi przez Pana artykule, opublikowanym w Internecie, widniało nazwisko autora: Tomasz Mróz. Dowiedziałem się od Pana, że to pseudonim. Dwukrotnie później dopytywałem się, czy Tomasz Mróz to Pan. Odpowiedzi do dziś nie uzyskałem. Więc na Pana pytanie odpowiem tak: jeśli ktoś chce, aby brać poważnie relacje o jakichś „latających trumnach”, to nie może utrudniać dostępu do świadków owych relacji. Nauka polega na wzajemnym weryfikowaniu się. Bardzo chętnie wsiądę w samochód i pojadę do osób, które opowiedziały te fantastyczne historie i je zweryfikuję. Na razie trudno mi zabierać w tej kwestii głos, bo świadkowie jak i autor artykułu na ten temat są anonimowi. Czyli żadnej weryfikacji się nie poddają.
Do dziś nie wiem, na co liczył pan Marcin Mizera zadając mi pytanie o zmyślone przez siebie relacje, które pod pseudonimem Tomasz Mróz opublikował na własnym portalu. Nie wiem również na co liczył, kłamiąc wielokrotnie w swoim paszkwilu na mój temat.
Wiem natomiast, że Pan Mizera nie może sobie wybaczyć faktu, że pomógł mi w moim śledztwie informując mnie o istnieniu siostry Zbigniewa Blani. Bardzo dobitnie świadczy o tym ten fragment jego wypowiedzi: Do końca nie wiedziałem, o czym będzie ta książka, gdy Rdułtowski pisał do mnie wiadomości z prośbami o informacje i namiary na osoby związane ze sprawą. Wtedy pomogłem. Teraz już bym tego nie zrobił.
Oczywiście, że Pan Mizera nie wiedział o czym będzie moja książka. Bo nie miał prawa wiedzieć! Nigdy nie należał on do osób, do którym miałem zaufanie. Od początku mojego śledztwa w sprawie Emilcina wiedziałem jednak, że będę potrzebował informacji od grupy osób, która pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć nad czym pracuję. Moje śledztwo przez niemal rok owiane było gęstą zasłona tajemnicy i… celowej dezinformacji. Było to bezwzględnie konieczne. Dlaczego? Odpowiedź podaje sam Marcin Mizera. Gdyby wiedział, że staram się zweryfikować zajście w Emilcinie w życiu by mi nie pomógł. A nie zrobiłby tego choćby dlatego, że od lat Marcin Mizera bardzo aktywnie wspierał i wspiera Roberta Bernatowicza z fundacji Nautilus właśnie w promowaniu historii o UFO z Emilcina jako rzekomo najbardziej wiarygodnego kontaktu z UFO w Polsce. Jeżeli zatem było kilka osób, które miałem wytypowane jako mogące w sposób szczególny zaszkodzić moim poszukiwaniom prawdy o Emilcinie, to Pan Marcin Mizera był zaraz na drugim miejscu za Robertem Bernatowiczem. Obaj bowiem mieli żywotni interes w tym, aby mit o Emilcinie pozostał nietknięty przez takich badaczy jak ja.
Rozumiem bardzo dobrze frustrację Pana Mizery. Wyniki mojego śledztwa wykazały, że historia, która zapewniała mu latami darmową promocję, okazała się lipą. Rozumiem bardzo dobrze, jak głupio mu przed kolegą Bernatowiczem, że dał mi się tak podejść i utorował mi drogę do archiwum Zbigniewa Blani. Rozumiem też, że będąc bezsilnym w konfrontacji na argumenty, jedyne co Pan Mizera może robić, to iść w ślady kilku fanatyków UFO z portalu INFRA i atakować mnie personalnie. Bo na wyważoną dyskusję o faktach w sprawie Emilcina niestety Pana Mizery zarówno merytorycznie jak i intelektualnie nie stać, czego żywym dowodem były choćby nadesłane mi pytania do wywiadu…

Tyle w temacie Pana Mizery.
Na koniec zapraszam wszystkich do obejrzenia rozmowy, jaką 27 lipca przeprowadziłem w Emilcinie z Krzysztofem Drozdem, który w latach 80. kierował Lubelskim Klubem Popularyzacji i Badań UFO i bez którego pomocy nie powstałaby moja książka „Tajne operacje. PRL i UFO”: UFO w Emilcinie - fakty i mity





18 komentarzy:

  1. Bartku! Zniszczyłeś faceta! Prawdę mówiąc wiedziałem, że wpis-odpowiedź na paszkwil Mizery pojawi się wkrótce na Twoim blogu więc czekałem, czekałem i się doczekałem, a tu jak zwykle knockout w pierwszej rundzie! Piękny tekst obrazujący kim jest ten człowiek! W internecie krążą historię jak to Pan Marcin Mizera przywłaszczył sobie nagrania pewnego dżentelmena... Bardzo słusznie zrobiłeś zamieszczając historię o sfałszowaniu opowieści o latających trumnach z dosadnym komentarzem. Chciałbym tutaj podkreślić bardzo istotny szczegół odnośnie dyletanctwa "infrańczyków", temat latających trumien był również poruszany na ich forum, dziwnym trafem zaraz pojawił się "badacz folkloru", który napisał kilka postów i wyparował jakoby próbował potwierdzić realność takich historii. Szczęśliwy traf chciał, że będąc na studiach liznąłem tego tematu, konia z rzędem temu kto znajdzie taki historie w opracowaniach chociażby Oskara Kolberga. Śmiech na sali pojawia się wtedy gdy infranie oczywiście wszystko łykają i przyklaskują... Co do Pana Mizery to zieje nienawiścią do każdego, który próbuje podważyć jego nikłe kompetencje. Zastanawia mnie jednak pewna sprawa... Mizera mieszka nieopodal Emilcina, dodajmy do tego, że w Puławach, miał wiele lat aby zrobić cokolwiek jednak nie kiwnął nawet palcem aby dotrzeć do świadków tamtych wydarzeń (Ty do Puław miałeś kawał drogi, zresztą nie tylko tam...), nawet nie próbował się skontaktować z Panią Kingą w celu zdobycia archiwum - widocznie nie miał o nim zielonego pojęcia jednak teraz szczeka jak pies zerwany z łańcucha jak to, źle że Ty je posiadasz... widocznie tak jak pewien miś, jest posiadaczem bardzo małego rozumku. Choć wychodzi z tego pewna konkluzja, jemu nie chodziło o wyjaśnienie, jemu chodziło tylko i wyłącznie o utwierdzenie wszystkich, że Emilcin to fakt, basta! Nie tak dawno ubawiłem się do rozpuku jak to już historia w Emilcinie po raz kolejny się przepoczwarza za sprawą Kapitana Nemo, emilcińscy obcy zmienili diametralnie wygląd, czekać jak latająca chałupa-autobus stanie się sześcianem z pomnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotr Wanatowicz6 sierpnia 2014 15:29

      Tu muszę stanąć w obronie Infry. Pojawił się tam w pewnym momencie pewien "badacz folkloru" o nicku HKM, ale wyraźnie zaznaczał, że żadnych opowieści o latających trumnach nigdy od miejscowych nie słyszał. Pan Mizera ma wśród głownych adwersarzy książki Rdułtowskiego jak najgorsze opinie, więc nawet oni podważali na forum prawdziwość jego opowieści o latających trumnach. Tym bardziej zaskakuje ich wiara w rzetelność wypowiedzi pana Mizery, na temat jego kontaktów z Bartoszem Rdułtowskim. Pokazuje to stopień ich zacietrzewienia - są w stanie uwierzyć we wszytsko, byle podważało to wiarygodność ustaleń Rdułtowskiego o Emilcinie

      Usuń
    2. Jak to nie ma jak był? Śledziłem ten temat dość intensywnie w swoim czasie i jestem całkowicie pewien, że pojawił się badacz folkloru, ksywy nie pamiętam, który bredził o tym, że latające trumny były, tego o którym wspominasz też kojarzę ale to był ktoś inny. Większość tego co tam pisali uchodziło mi po kilku minutach, ale brednie folklorystyczne utkwiły mi w pamięci bo miałem przy tym największy ubaw... chyba że to było z jakiegoś innego para-bara forum choć w to wątpię.

      Usuń
    3. O "latających trumnach" pisał jeszcze Obserwator dnia 17 stycznia 2014 roku w temacie "Incydent w Emilcinie (Jan Wolski opowiada...)" na forum Infra. Wspominał o zmyślonym przez Pana Mizerę artykule, oczywiście nie pisząc, że jest on zmyślony :-) Stąd też początkowo myślałem, że Obserwator to Pan Mizera. Okazało się, że nie. Obserwator to starszy Pan, mający brata bliźniaka - obaj mieszkańcy Lublina. Podejrzewam, że jeden z nich był gościem, który zawitał na moje spotkanie autorskie w Lublinie.

      Usuń
  2. Nie tylko Pan Mizera załamuje ręce, że część archiwum po Zbigniewie Blani dotycząca Emilcina jest teraz własnością Pana Bartosza. W środowisku aż huczy od plotek o tym, jak to szef fundacji Nautilus dostał białej gorączki po przeczytaniu książki "Tajne operacje PRL i UFO". Bo książka najbardziej uderza w niego i jego wiarygodność.

    Były polski ufolog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łączenie pojęcia wiarygodności z fundacją Nautilus skutkuje powstaniem oksymoronu. Większą wiarygodność ma dowolne Przedszkolne Koło Szukania Potworów i Innych Stworów, mające za patrona Scooby Doo. Cisza z ich (fundacji) strony po ukazaniu się książki Pana Bartosza jest znacząco wymowna.
      Co do Pana Mizery, nie dziwi mnie ten atak, skoro opis wydarzeń emilcińskich stanowił trzon jego wystąpień publiczno-medialnych. Wygląda na to, że będzie teraz opowiadał o Zdanach, pod warunkiem, że otrzyma raport (na pewno obszerny, ponieważ minęło 8 lat i nadal jest "w przygotowaniu").

      Usuń
  3. Jak zwykle znakomity tekst Bartosza Rdułtowskiego. Oby więcej takich. W Polsce, zwłaszcza po roku 1989 brakowało takich ludzi jak Bartosz, którzy potrafią rzetelnie zweryfikować jakieś zdarzenie, rzekome fakty czy historie. Z braku takich ludzi potworzyły sie sekty ufologiczne, powstały mity dotyczące tajnych broni np. jak słynny ale na szczęście obalony mit Dzwonu Witkowskiego, pisane były brednie o Riese itp itd. Jeden autor/pisarz/redaktor od drugiego powielał bzdury i mity kwitły.
    Nikt tego rzetelnie nie recenzował czy nie poddawał rzetelnej weryfikacji. Do czasu.

    Aż pojawił sie Bartosz i eldorado dla bajkopisarzy się skończyło. Ma być, tak jak jest np w USA. Tam sa i propagatorzy różnych bredni i ich krytycy. Wybiera czytelnik/odbiorca przekazu. Jak komuś chce się wierzyć w brednie, to niech wierzy, jak ktoś chce być oszukiwany, to niech będzie, jak ktoś chce być w ufologicznej sekcie to niech będzie. Warunek jest tylko jeden, musi być pełna informacja, pełny przekaz, podane wszystkie za i przeciw. Wtedy świadomie wybieramy.Dziękujmy więc Bartoszowi za stworzenie tej alternatywy.Mam też nadzieję, że Bartosz Rdułtowski znajdzie nowych, godnych naśladowców swojej działalności.

    A Mizera, no cóż - kompromitacja na całej linii, ależ prymitywni ludzie siedzą w tej polskiej ufologii.

    OdpowiedzUsuń
  4. A to w Polsce jakiekolwiek badania w związku z UFO były prowadzone? Tylko rejestracja czy to listowna, czy to na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piotr Wanatowicz15 sierpnia 2014 07:58

    Chyba nadchodzi wyczekiwany przez Bartosza Rdułtowskiego dzień, w którym przeciwnicy jego tez zaczynają dyskutować na argumenty a nie na wyzwiska. Znany Infranin o nicku Obserwator prezentuje na forum Infry skany z książki Blani, które jego zdaniem dowodzą, że Wolski nie mógł być zahipnotyzowany. Na stronach wskazanych przez Obserwatora znajdują się opinie Blani, a więc nie jest to dowód na nic poza tym, że Blania był o czymś przekonany. Poza tym Obserwator upiera się, że skoro Wolski nie był w stanie zapamiętać opowiedzianej mu przez psychologa historyjki, to z jakiegoś powodu nie mógł także zapamiętać faktu wizyty Wawrzonka (ale mógł zapamiętać wizytę kosmitów?). Ale tak czy inaczej, to dobrze, że ktoś wreszcie dyskutuje o szczegółach sprawy a nie nawołuje do wpisania „PRL i UFO” do indeksu ksiąg zakazanych, bo mogła by osłabić wiarę mniej "wyrobionych" UFO-entuzjastów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłeś coś o konstruktywnej rozmowie? ;)

      Usuń
    2. Piotr Wanatowicz18 sierpnia 2014 14:41

      No niestety masz racje Jakubie - bardzo przeceniłem Obserwatora, który zamiast dyskutować tu, swoje argumenty wypowiada na forum, na którym poblokowano każdy głos przeciwny. Polecam Infranom przeczytać choćby post Krzysztofa Drozda z 23 lipca 2014 z wpisu "Mistyfikacja w Emilcinie. Pytania i odpowiedzi – cz. 4", dokładnie analizujący słowa Wolskiego, których cały czas nie potrafi zrozumieć Obserwator. Przypominam, że w przeciwieństwie do któregokolwiek z Infran Krzysztof Drozd znał osobiście Wawrzonka, rozmawiał z Janem Wolskim i jeśli on mówi, że Witolda Wawrzonka nie sposób było nie zapamiętać, to wierzę jemu a nie Infranom, którzy swą wiedzę czerpią z tendencyjnej, jak udowodnił Bartosz Rdułtowski, książki Blani.

      Usuń
  6. Chłopaki na Infrze się nie poddają. Cały czas wałkują Blanię jako eksperta od Emilcina pomimo tego, że został już całkowicie zdyskredytowany jako badacz tego zajścia. Tak podsumowując wszystko związane z tym tematem stwierdzam po dogłębnych dzisiejszych przemyśleniach, że Blania ufologiem nie był, zdecydowanie był CELEBRYTĄ.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla Infry, Na progu nieznanego i Fundacji Nautilus wyniki śledztwa Bartka Rdułtowskiego był podwójnym ciosem. Najsłynniejsza historia o UFO w Polsce straciła całą swoją aurę tajemniczości. A do tego jakością swojego śledztwa Rdułtowski zwyczajnie ośmieszył tych wszystkich chłopczyków-marzycieli. Co innego czytelnicy a co innego osoby udające badaczy, jak Marcin Mizera, Robert Bernatowicz, Arkadiusz Miazga, Piotr Cielebias i inni. Czytelnikom wolno chcieć w coś wierzyć. Ale badacz musi być obiektywny i szukać prawdy. A w sprawie Emilcina nikt prawdy nie szukał. Z książki wynika jasno, że wszystkie te grupy radosnej twórczości nie miały i nadal nie mają pojęcia o tym jak należy prowadzić śledztwa. 10 lat nikt nie pomyślał, aby dotrzeć do rodziny Blani i zaglądnąć do jego archiwum. To się zwyczajnie w głowie nie mieści. A wy się dziwicie, że oni wciąż powołują się na pełną manipulacji książkę Blani. Robią to, bo intelektualnie na nic więcej ich nie stać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałbym oświadczyć, że zarejestrowałem się na forum Infra, jednak obawiam się, że mój post nie ujrzy światła dziennego gdyż pojawiała się takowa adnotacja w temacie Emilcina: "Ten post wymaga zatwierdzenia przez moderatora zanim będzie dostępny i widoczny przez wszystkich użytkowników. To ograniczenie zostanie zostanie zdjęte jeśli napiszesz więcej niż 2 zatwierdzonych postów". To jest właśnie infrańska logika, tutaj się nie pojawią, a tam nie pozwalają pisać i w ten sposób tworzymy swój milutki światek.

    OdpowiedzUsuń
  9. Postscriptum, moje konto już zostało usunięte. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać Infra praktykuje metody cenzury informacji rodem z lat PRL :-) Co za hipokryci! Ale to nic. Najbardziej śmieszy mnie sprawa z Dariuszem Cichockim. Widać facet nic ciekawego nie miał do powiedzenia w sprawie Emilcina i Wawrzonka. Panowie Miazga i Więcławski pobili trochę piany, postraszyli, odgrażali się co niemiara i... swoim zwyczajem schowali głowę w piasek... Co prawda wywiad z Panem Cichockim ukazał się na Youtube (https://www.youtube.com/watch?v=P54bjyeTkpE&list=UUdzDZHy1IM2dqscRH8KUaZg), ale jakoś o Emilcinie i Witku Wawrzonku słowo tam nie pada. Początkowo wywiad miał opis, iż stanowi część drugą wywiadu z Panem Cichockim. Teraz opisany jest już tylko "Dariusz Cichocki o Wylatowie, CE-2 w Michalinie i Grupie Badań UFO". Jednym słowem Infra może sobie podać z portalem "Na progu nieznanego" swoje rączki, ciężko przepracowane "badaniami nad UFO".

      Usuń
    2. No cóż skwituję to tak: każda grupa ma swojego guru, Nautilus - polsatowskiego wróża Krzysztofa Jackowskiego, a reszta świata para i UFO Dariusza Cichockiego - eksperta od podroży poza ciałem. Przyznam się, że czekałem z utęsknieniem na zapowiadany wywiad... niestety po raz kolejny rozmowy o niczym. Jestem bardzo ciekaw co Cichocki Dariusz ma do przekazania jednak zabawa w wiem ale nie powiem nie może być traktowana poważnie. Chyba, że tą rewelacją byłaby kolejna opowieść o podróży poza ciałem do Emilcina roku pańskiego 1978... Swoją drogą Pan Cichocki zajmuje się radiestezją i bioenergoterapią zawodowo, jego działalność jest sklasyfikowana jako: "Pozostała działalność związana z ochroną zdrowia ludzkiego". Ktoś reflektuje? :)

      Usuń
  10. Miałem dokładnie tak samo, najpierw :

    "Ten post wymaga zatwierdzenia przez moderatora zanim będzie dostępny i widoczny przez wszystkich użytkowników. To ograniczenie zostanie zostanie zdjęte jeśli napiszesz więcej niż 2 zatwierdzonych postów".

    następnie komunikat przy logowaniu się : Twoje konto zostało usunięte.

    Co za sekciarze, co za reżimowe metody. Może jeszcze wprowadzić cenzurę internetu. Takie działanie też bardzo dużo mówi o tych ludziach, tych "ufologach".

    OdpowiedzUsuń