sobota, 10 maja 2014

UFO, Emilcin i klapki na oczach – cz. 2




Gdy kończyłem pracę nad książką o Emilcinie, myślałem, że ludzie chcą znać prawdę, że interesują ich fakty. Tymczasem okazuje się, że dla wielu osób fakty są nieistotne, gdy są niewygodne, gdy sprzeciwiają się temu, w co mocno chcą wierzyć. A polscy ufolodzy nadal chcą wierzyć w prawdziwość historii Jana Wolskiego. To dlatego informacje, które zawarłem w książce, stały się dla wielu trucizną nie do przełknięcia... 


Książka „Tajne operacje. PRL i UFO” ukazała się w ramach prestiżowej serii wydawnictwa Technol pt. „Nieznana historia”


Ufologia przez lata chciała uchodzić za gałąź nauki akademickiej. W książkach ufologicznych raz po raz wmawiano czytelnikom, że stosowane przez ufologów standardy są naukowe. Podpierano to tabelkami, statystykami i utrzymanymi w naukowym języku wypowiedziami nielicznych akademików, którzy zdecydowali się zanurzyć w świat doniesień o UFO. Jednak prawda jest taka, że ufologia ma tyle wspólnego z nauką, co współczesna polska piłka nożna ze światową – czyli guzik! A przypadek emilciński, jak mało która historia z kosmitami w roli głównej, udowadnia ten smutny fakt w sposób dobitny, i to na wiele sposobów. 


Wraz z Krzysztofem Drozdem z Lublina oglądam miejsce „przygody” Jana Wolskiego – 14 marca 2013 [fot. Andrzej Klimas]

Wystarczy zauważyć, że Polscy ufolodzy dali wiarę wszystkiemu, co o Emilcinie napisał Zbigniew Blania. Na tej podstawie uznali też to zdarzenie za najlepiej udokumentowany i zbadany przypadek UFO w Polsce. Nikt nigdy nie zadał sobie pytania, czy Blania, potwierdzając wiarygodność relacji Jana Wolskiego, nie odnosił przy tym własnych korzyści? Czy taki, a nie inny werdykt w tej sprawie nie był mu zwyczajnie na rękę? Czy całe śledztwo Blani można po latach uznać za wiarygodne i bezstronne? Otóż to śledztwo nie tylko nie było bezstronne, ale w obliczu zaprezentowanych w mojej książce faktów należy je wręcz uznać za tendencyjne! Prawda wygląda tak, że Blani zależało na tym, aby z tego przypadku uczynić zdarzenie wiarygodne. Dlaczego? Bo dawało mu to pretekst do pisania artykułów i książek na ten temat! A z tego żył! Była to też szansa, aby zaistnieć w światowej ufologii, o czym przez lata marzył. Tymczasem w świecie prawdziwej akademickiej nauki taki tok dowodzenia prawdy, jaki miał miejsce w 1978 roku w Emilcinie, byłby niemożliwy do zaakceptowania. Blania był w emilcińskim śledztwie sędzią we własnej sprawie! W nauce akademickiej, gdy jedna grupa uczonych uzyska wynik kłócący się z obowiązującym stanem wiedzy, nim zacznie się budować kolejne teorie, eksperyment musi być potwierdzony przez niezależne grupy badaczy z innych ośrodków naukowych. W przypadku zdarzenia w Emilcinie prawda Blani stała się prawdą niemal objawioną! I to na 35 lat! 


Dzięki Krzysztofowi Drozdowi mogłem się zapoznać z kroniką Lubelskiego Stowarzyszenia Fantastyki „Cytadela Syriusza” [fot. Damian Klamka]
Wiele jej stron – jak ta – poświęconych jest sprawie Emilcinia


O tym, że ufologia ma się nijak do prawdziwej nauki, świadczy też opisana wcześniej reakcja niektórych polskich ufologów na informacje zawarte w mojej książce. Bo czy naukowcy wyśmiewają i obrażają czyjeś teksty, nim je przeczytają? Co znamienne, dotąd tylko jeden polski ufolog postanowił napisać recenzję mojej książki. Uczynił to Damian Trela na swoim blogu „Czas Tajemnic”.
A gdzie reszta środowiska ufologicznego?

Dzięki tej rozmowie trafiłem do dwóch ważnych dla sprawy świadków – 27 kwietnia 2013 [fot. Damian Klamka]


Czy jestem tą postawą rozczarowany? Chyba tak, gdyż spodziewałem się więcej rozsądku po naszych ufologach. O kulturze nie wspomnę. Pocieszeniem są jednak dla mnie liczne uwagi, które otrzymuję od zainteresowanych ufologią czytelników. Jest ich w Polsce jeszcze wielu. Pisali do mnie (czasem ze szczerym żalem), że po przeczytaniu mojej książki trudno im nadal wierzyć w prawdziwość historii o UFO i kosmitach z Emilcina. Cóż – każda mistyfikacja ma swój koniec! 


Wystawiony w Emilcinie przez Fundację Nautilus pierwszy w Polsce pomnik UFO [fot. Andrzej Klimas]

Dzisiaj, 10 maja 2014 roku, w 36. rocznicę wydarzeń emilcińskich nad Emilcinem odbędzie się lot balonem zorganizowany przez fundację, która kilka lat temu postawiła tam pomnik. Czy ten lot ma uczcić fakt, jak to wszyscy zostali w Emilcinie zrobieni w balona? Na razie w tej małej podlubelskiej wiosce stoi pomnik. W mniemaniu ufologów powstał on ku czci kontaktu Jana Wolskiego z kosmitami. Dla ludzi rozsądnych, to pomnik ku czci ludzkiej naiwności!

14 komentarzy:

  1. Panie Bartku

    Wierzących w UFO nic nie przekona, że w Emilcinie Jan Wolski nie spotkał kosmitów, lub innych "potworaków". Atakiem na Pana znakomitą książkę proszę się nie przejmować. Atak jest tak śmieszny, że tylko potwierdza Pana hipotezę co do Emilcina.

    Pozdrawiam - Tomek

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Bartku, jesli w tym fragmencie, cytuję ,,Ufologia przez lata chciała uchodzić za gałąź nauki akademickiej. W książkach ufologicznych raz po raz wmawiano czytelnikom, że stosowane przez ufologów standardy są naukowe. Podpierano to tabelkami, statystykami i utrzymanymi w naukowym języku wypowiedziami nielicznych akademików, którzy zdecydowali się zanurzyć w świat doniesień o UFO. Jednak prawda jest taka, że ufologia ma tyle wspólnego z nauką, co współczesna polska piłka nożna ze światową – czyli guzik!" - miał Pan na myśli rzetelnie prowadzone rzemioło ufologiczne, to nie można sprowadzać swojego stwierdzenia, że ktoś po przez wykresy, tabelki oraz wypowiedzi uczonych próbował usilnie stworzyć obraz jakiejś gałęzi nauki. Absolutnie nie. Przypominam, że ufologia nie jest gałęzią nauki, co najwyżej paranauki, pewnego rodzaju sferą poznawczą, która opierając się na dostępnych instrumentach badawczych kompletuje pewien materiał faktologiczny. Ten materiał faktologiczny, być może oprawiony w tabelki, statystyki ma zwrócić uwagę właśnie świata akademickiego na istnienie pewnego zjawiska, którego jak na razie nie jesteśmy w stanie pojąć i zrozumieć. Co najmniej groteskowe jest sprowadzanie tej sfery poznawczej do porównania jej z polską reprezentacją piłki nożnej. Myślę, że osoby, takie jak ja i wielu innych, które nie wrzucają do wspólnego wora ufologii, duchowości, ufo i ezoteryki, odrzucają filozoficzne prądy sensualizmu, traktują zjawisko w kategoriach empiryzmu, nie zasługują na takie porównanie. Abstrahując od tego, przecież nie można oceniać ufologii tylko po przez pryzmat Emilcina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Damianie
    Co do jednego się zgadzamy na 100 %. Ufologia to nie nauka tylko, w najlepszym wypadku, paranauka. Problem polega jednak na tym, że w przeciwieństwie do Pana, wielu publicystów czy też ufologów, chce wmówić czytelnikom i fascynatom UFO, że ufologia to nauka. A to jest bzdura, gdyż ufologia z nauką akademicką nic wspólnego nie ma, co napisałem i napiszę jeszcze setki razy, jeśli mnie ktoś o moją opinię w tej materii zapyta.
    Po drugie, skoro nie uważa się Pan za ufologa, a ufologii za naukę, to czemu boli Pana, że ja piszę iż: "ufologia ma tyle wspólnego z nauką, co współczesna polska piłka nożna ze światową – czyli guzik!"? Przecież moje stwierdzenie ewidentnie nie dotyczy Pana. Czy ja w jakikolwiek sposób obraziłem ludzi zainteresowanych UFO? Moim zdaniem nie. Nie obraziłem również ludzi gromadzących relacje o szeroko pojętych raportach o UFO. Kolekcjonować każdy może co mu się żywnie podoba. Ja np. koleksjonuje książki, co nie czyni ze mnie profesora literatury. W czym zatem problem?
    Na koniec muszę dodać, że gromadzenie tabelek czy danych statystycznych dotyczących doniesień o UFO mało co wniesie dla nauki, gdyż te dane są z gruntu obarczone ogromnym marginesem błędu. Choćby przez fakt, że znamienita część doniesień o UFO to zwykłe wymysły lub mistyfikacje. Przykład: jeszcze niedawno zdarzenie w Emilcinie zawyżało ilość polskich świadków przelotów UFO o dwie osoby.
    Rozumiem, że znacznie smaczniejszy był dla tej statystyki kotlet upieczony 35 lat temu przez Zbigniewa Blanię.
    Emilcin to oczywiście nie koniec ufologii. Ale skoro ta "twierdza nie do zdobycia" posypała się po moim śledztwie, jak domek z kart, to aż strach pomyśleć, co by było z resztą polskich CE IV...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, to nie UFOlogia z uniwersyteckimi materialistycznymi bufonami nic nie ma, bo to ze bufony nie dorastają do królewskich dziedzin badań:
    http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/05/dowody-tajemnicy-kolejna-wartosciowa.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie mamoru007

    Niezmiernie się cieszę, że prowadzi Pan blog o "zmiennokształtnych". To godne podziwu. Proszę wytrwale gromadzić materiał dowody! Gdy nauka akademicka osiągnie już w końcu Pana poziom poznania i pojmowania otaczającego ją świata, z pewnością gorliwe się nim zajmie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tu nie chodzi o "mój poziom poznania" ale o rzeczywistość której uniwersyteccy cwaniacy nie mogą pojąć, i która tak samo ich przerasta jak i przeraża. Ale z własnej winy dali sie omamić materializmem, i z własnej pychy ograniczają swe spojrzenia.
    To biedni często i chorzy psychicznie ludzie, robiący sie za specjalistów przed samymi sobą - wbrew faktom i rzeczywistości:
    http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/10/zjawisko-ufo-i-pseudonaukowa-inkwizycja.html

    OdpowiedzUsuń
  7. A czy w chwilach największej jasności swojego umysłu przyszło Panu choć raz do głowy, że to właśnie dzięki tym omamionym materializmem naukowcom może Pan dzielić się ze światem swoimi przełomowymi spostrzeżeniami o zmiennokształtnych? Przecież to Ci omamieni materializmem specjaliści odkryli prąd, nadprzewodniki, internet, satelitę, GPS, procesor...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ze swojej strony w sprawie Emilcina polecam jeszcze ten krótki wywiad:

    https://www.youtube.com/watch?v=5NLlLqkiGSE

    OdpowiedzUsuń
  9. Panie Bartoszu, o zmiennokształtnych pisano i badano ich przez wieki do czasów materialistycznych oszustów którzy sie rozpanoszyli po rewolucji Francuskiej. To co pan wymieniasz to tylko dodatkowe zabawki. Technika do badań zmiennokształtnych teraz jest przydatna, bo pomaga odciągnąć ludzi od materialistycznego spojrzenia. Materialiści myśleli że cywilizacja techniki pokona religie, ale będzie odwrotnie, bo technika ich zdradza i religie oraz zjawiska niewyjaśnione potwierdza :) Innymi słowy świecka nauka zaczyna dorastać do tego o czym chrześcijaństwo uczy od 2000 lat, no ale lepiej późno niż wcale.

    Dziękuje za link, obejrze. Panu też podsyłam ijeden i ze swojej strony polecam nie drażnić Aslana ;)
    http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/02/wielkie-zwierciado-przykadow-xiii.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Na wstępie gratuluje książki „Tajne operacje PRL i UFO". Wprawiła mnie w żywe osłupienie. Zagadką Emilcina interesuję się od wielu lat i nie przypuszczałem, że ktoś będzie w stanie przedstawić w tej sprawie tak wiele wnoszące materiały. Swoim wybitnym śledztwem, nie boje się użyć tego słowa, wprawił Pan w duże zakłopotanie naszych badaczy UFO. Obserwuję to po wielu wpisach na różnych forach. Ostatnich kilka dni prowadziłem dyskusję na blogu Pana Damiana Treli, który zamieścił wywiad z Panem. Próbowałem uzyskać informacje od Pana Arkadiusza Miazgi, który zabrał tam głos, co obecnie sądzi o śledztwie Zbigniewa Blani, relacji Adasia Popiołka i czy za zbieg okoliczności uważa to, że Wawrzonek znał się dobrze wcześniej przed Emilcinem z Blanią i z Wolskimi? Niestety Pan Arkadiusz Miazga zrejterował, zresztą podobnie uczynił na forum INFRA. Tam również nie udzielał sensownych odpowiedzi na argumenty zwolenników Pana książki oraz Pana hipotezy. Cieszę się, że opisał Pan w obu wpisach kulisy wydarzeń, do jakich doszło po opublikowaniu przez Pana książki o Emilcinie. Przypuszczam, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Moim skromnym zdaniem skutki Pana śledztwa w sprawie Emilcina będą dla polskiej ufologii bardzo dalekosiężne. Na pewno zostanie garstka fanatyków (Pan Miazga). Tacy ludzie będą Pana oraz efekt Pana śledztwa szkalować gdzie tylko można. Tak to już działa. Jednak ludzie rozsądni po przeczytaniu Pana książki zgodzą się zapewne w większości z Pana wnioskiem, że w Emilcinie, Golinie i Przyrownicy doszło do sprytnych mistyfikacji. Ja nie mam co do tego wątpliwości! Osobiście uważam też, że Pana końcowa hipoteza jest bardzo prawdopodobna. Nie widzę na razie jej słabych stron, choć nie łatwo tak z miejsca ją zaakceptować… Jest kontrowersyjna, trzeba to przyznać. Ale po logicznym zastanowieniu spełnia wszystkie wymogi! Panie Bartku, czy Pan się nie bał publikować na końcu swojej książki takiej hipotezy?

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeżeli chodzi o Pana Arka Mazgę, to żałuję, że nie umie on na spokojnie pogodzić się z tym, że nie zdecydowałem się jakiś czas temu wydać drukiem w swoim wydawnictwie jego publikacji o UFO. Jak zresztą widać, nie tylko ja spośród polskich wydawców podjąłem taką decyzję. Inaczej publikacja Pana Arka nie ujrzałaby światła dziennego jako pdf rozsyłany za „co łaska”. Jest mi nawet nieco żal Pana Arka, bo to owoc jego KILKUNASTU lat pracy. A że nasze publikacje (pdf Pana Arka i moja blisko 800-stronicowa książka w twardej oprawie) ukazały się niemal w tym samym czasie (moja bodaj 3 tygodnie wcześniej), dodatkowo podgrzało to atmosferę w Ropczycach. I pewnie stąd Pan Arek nie odpowiada na te pytania dotyczące mojej książki, w których musiałby przyznać, że moja publikacja wniosła dużo zupełnie nowych informacji do tematu zdarzenia w Emilcinie.

    W kwestii hipotezy, to owszem miałem świadomość, że będzie to pretekst do ataków na mnie. Ale czy się bałem? Raczej nie – mnie hipoteza indukcji fałszywych wspomnień przekonuje. Ona nie ma słabych punktów w kontekście zajść w Emilcinie. Dzięki niej wszystkie elementy układanki pasują do siebie jak ulał!

    Co ciekawe, Pan Arek dodał ostatnio, raczej nieświadomie, kolejny ważny argument na jej poparcie. Otóż, jego znajomy Dariusz Cichocki był ponoć – tak twierdzi Pan Arek – wielokrotnie świadkiem prób hipnotyzowania przez Pana Witolda Wawrzonka różnych osób. Zdaniem Pana Darka kończyły się one fiaskiem. Wnioski z tego są takie:
    1) Pan Witold Wawrzonek bardzo interesował się hipnozą, co w kontekście mojej hipotezy jest ZNAMIENNE!
    2) Pan Witold Wawrzonek musiał mieć przeświadczenie, że umie hipnotyzować ludzi. Gdyby takiego przeświadczenia nie miał, to nie zabierałby się wielokrotnie przy kolegach za coś, co mu nie wychodzi. Bo przecież nikt nie lubi się ośmieszać. Witold Wawrzonek musiał mieć zatem na koncie jakąś spektakularnie zakończoną hipnozę, dzięki której wierzył później latami w swoje hipnotyzerskie możliwości i mimo niepowodzeń, wciąż próbował ponowić ten sukces.
    3) Nie zdziwiłbym się, gdyby tą spektakularną hipnozą była właśnie akcja z Janem Wolskim z 10 maja 1978 roku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Szanowny Panie Bartoszu,

    Bardzo dobrze, że odkrywając prawdę biczuje Pan tą całą zgrają pseudo ekspertów, która nadinterpretacyjną wrzawą toruje sobie dojście do portfeli naszych. Przy okazji demaskując zakłamanie wokół tych spraw.
    Powodzenia w okrywaniu prawdy, Jakub

    OdpowiedzUsuń
  13. Panie Marku

    Bardzo dziękuję za miłe słowa oraz za recenzję, której lektura bardzo mnie ucieszyła! Dobrze jest wiedzieć, że jest grupa czytelników zainteresowana faktami, a nie tworzonymi z komercyjnych pobudek wymysłami!

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do odwiedzania mojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń