sobota, 14 czerwca 2014

Mistyfikacja w Emilcinie. Pytania i odpowiedzi – cz. 2



Jeśli ktoś nie czytał części pierwszej tego wpisu, to przypominam: Na początku maja 2014 roku umówiłem się na kolejny wywiad dotyczący mojej książki Tajne operacje. PRL i UFO. Miał go przeprowadzić pewien „badacz” zjawisk paranormalnych. Gdy po wielu perypetiach w końcu dostałem pytania, uśmiechnąłem się pod nosem, gdyż okazały się one mizerne (jaki pan, taki kram). Wspomniany „badacz” po lekturze moich odpowiedzi chyba pojął płytkość swoich pytań, bo ostatecznie nie podesłał mi tekstu do autoryzacji w kilku kolejnych ustalonych przez siebie terminach. Tym samym byłem zmuszony definitywnie zakończyć z nim współpracę…
Poniżej dwa kolejne pytania:

*   *   *

Pytanie nr 3

Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jedno z pytań zadanych przez „badacza” zjawisk paranormalnych dotyczyło... relacji Popiołków! „Badacz” prosił mnie, abym wyjaśnił mu, jak tłumaczę to, że poza Janem Wolskim również Adam i Agnieszka Popiołkowie widzieli lecący nad stodołą obiekt, zaś ich mama i kilku sąsiadów słyszeli huk. Pytanie było o tyle dziwne, że odpowiadałem na nie obszernie w mojej książce. Tak to jest, jak się próbuje pytać o książkę, której się nie czytało. Jednak aby nie być niemiłym, odpowiedzi udzieliłem:

Sprawa Popiołków to bardzo istotny fragment mojego śledztwa. Na zdobytych przeze mnie kasetach z 1978 roku jest nagranych kilka rozmów, które Zbigniew Blania przeprowadził z rodziną Popiołków. I to właśnie te nagrania nie pozostawiają wątpliwości, że cała relacja Adasia była niejako wymuszona przez Zbigniewa Blanię. Dla przykładu: na jednym z fragmentów rozmowy między Blanią i Piotrowską, która mu pomagała, a matką Adasia Popiołka, ta wyraźnie stwierdza pewną rzecz. Otóż potwierdza, że Adaś opowiedział jej, iż coś dziwnego zobaczył, ale dopiero po tym, jak ona dowiedziała się o przygodzie Jana Wolskiego od mieszkańców Emilcina! Gdy Blania to usłyszał, zrozumiał, co się stało. Miał świadomość, że opowieść Adasia została zapewne zmyślona przez niego pod wpływem tego, co usłyszał we wsi. Na nagraniu słychać, że Blania jest tym faktem zwyczajnie przerażony! Zaczyna się jąkać.
Pamiętam, że gdy odsłuchałem cały zapis rozmowy z Popiołkami po raz pierwszy, byłem zszokowany! To nagranie nie pozostawiało wątpliwości co do kilku istotnych spraw. Przede wszystkim Joanna Popiołek co innego twierdziła na początku rozmowy z Blanią i Piotrowską, a co innego, gdy później poczuła na sobie presję męża. Najpierw utrzymywała, że Adaś niczego jej rano – po rzekomym huku – nie mówił. Gdy Piotrowska powiedziała: Bo on nie powiedział tego natychmiast...”, Popiołkowa potwierdziła, mówiąc: „Nie, nie mówił natychmiast”.
Jeszcze bardziej kuriozalna jest sytuacja, gdy Blania naprowadza Adasia na właściwy – czyli zbieżny z relacją Wolskiego – opis pojazdu! Blania twierdził wielokrotnie, że wywiad z małym Popiołkiem prowadził „ostrożnie”. W rzeczywistości ostrożnie podsuwał dziecku kolejne sugestie – kolor obiektu, jego wygląd czy kształt „wirków”! To, co wyłoniło się z nagrań dowodziło, że Blania prowadził ten wywiad tak, aby chłopiec powiedział to, co on chciał usłyszeć. Ufolog koniecznie chciał mieć drugiego niezależnego świadka.
I jeszcze Agnieszka. Początkowo – podczas pierwszej rozmowy ze Zbigniewem Blanią – w ogóle nic nie powiedziała! Dopiero kilkanaście dni później zaczęła coś potwierdzać. Ale gdy rozmawiałem z nią rok temu, przyznała, że nie pamięta niczego z tamtych wydarzeń, gdyż była za mała. Zresztą Blania również nie forsował jej w swoim śledztwie jako niezależnego świadka. Wolał skupić się na urabianiu Adasia! Reasumując, sprawę Popiołków uważam za definitywnie zamkniętą i wyjaśnioną! 

Gospodarstwa w Emilcinie położone są po obu stronach kilkusetmetrowej drogi. Nie ma takiej możliwości, aby przelatujący z hukiem obiekt słyszało tylko kilka osób (fot. Bartosz Rdułtowski)

Teraz kilka słowa o innych mieszkańcach Emilcina, którzy rzekomo słyszeli głośny huk. Zbigniew Blania pisze, że gdy pytał ich, czy 10 maja 1978 roku słyszeli jakiś huk lub widzieli lecący nisko obiekt, odpowiadali przecząco! Co łódzki ufolog robił z takimi relacjami? Poddawał je w wątpliwość. Proponuję krótki cytat. Blania tak wspomina: Stanisława Szczucka nie powiedziała nam jednak prawdy. Ale nie tylko ona. Kiedy poszliśmy do mieszkającej obok Janiny Żywickiej, ta także zaprzeczyła, by dźwięk słyszała. Owszem, była z mężem na podwórku, ale nic nie słyszeli [cyt. za: Z. Blania-Bolnar, Zdarzenie w Emilcinie, s. 184]. Jak podaje dalej Zbigniew Blania: Że huk był, nie mieliśmy wątpliwości, zatem niektórzy musieli z jakichś powodów kręcić. Wciągnęliśmy na czarną listę Stanisławę Szczucka, Janinę Żywicką i Zofię Gregułę (...) [cyt. za: Z. Blania-Bolnar, Zdarzenie w Emilcinie, s. 185]. Widać więc czarno na białym, że świadkowie, których relacje nie pasowały do koncepcji Blani, byli wciągani na czarną listę! Czy mam coś jeszcze dodawać w sprawie huku oraz tego jak Zbigniew Blania prowadził swoje śledztwo?

Pytanie nr 4
Co sądzę o przypadkach z Goliny i z Przyrownicy z 27 września 1978 roku. Czego dowiedziałem się od Henryka Marciniaka?

Oba zdarzenia oceniam jako pokłosie tego, co stało się w Emilcinie. A tam Witold Wawrzonek zrobił w przysłowiowego balona Zbigniewa Blanię. Gdy łodzianin zdał sobie z tego sprawę, to postanowił się błyskawicznie zabezpieczyć na wypadek, gdyby Wawrzonek zapragnął pochwalić się tym faktem publicznie. W tym celu Blania potrzebował drugiego niezależnego przypadku z udziałem emilcińskich kosmitów i emilcińskiego UFO. Tak powstał incydent w Golinie. Na moje pytanie, jak po trzydziestu pięciu latach ocenia swoją przygodę, Henryk Marciniak – świadek incydentu w Golinie – odpowiedział, że on to jest żartowniś

Las w Golinie a zarazem miejsce rzekomego spotkania Pana Marciniaka z UFO (fot. Bartosz Rdułtowski)

Wszystkim, którzy dalej uważają, że w Przyrownicy i w Golinie byli kosmici, sugeruję zadać sobie pytanie, kto zyskał na obu historiach. A zyskała tylko jedna osoba – Zbigniew Blania. Na zdarzeniu w Przyrownicy zyskał, bo tam wykazał się rzekomo sceptycyzmem i udowodnił sensowność zastawionych w historii Jana Wolskiego UFO-pułapek. Na Golinie – bo miał drugie niezależne zdarzenie, które potwierdzało to z Emilcina. Jak pisał: „było zdarzenie w Emilcinie, którego Golina była uzupełnieniem i ciągiem dalszym. I jeśli jedno było prawdziwe, prawdziwe było i drugie. Zaś oba razem wzięte stanowiły twierdzę nie do zdobycia” [cyt. za: Z. Blania-Bolnar, Zdarzenie w Emilcinie, s. 243].
Zainteresowanych dokładniejszą analizą tego zagadnienia odsyłam do mojej książki. Poświęcam jej tam kilka rozdziałów. 
C.D.N.

20 komentarzy:

  1. Jak bezgranicznie głupim trzeba być, aby po przeczytaniu Pana książki pytać Pana w wywiadzie o świadków, którzy słyszeli ten huk? Wszystko jest przecież kawa na ławę opisane w książce! Czy ten dziennikarzyna widział ją na oczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jasne, dziennikarz (a może polski ufolog) po prostu nie czytał tej książki.

      Usuń
    2. Przypuszczam, że ją widział, bo mu ją osobiście wysłałem. Ale wątpię czy ją całą czytał. Zresztą kilkukrotnie mu to zaznaczyłem. Zwłaszcza, jak zapytał mnie: czy Witold Wawrzonek dalej żyje? Tym pytaniem zwyczajnie mnie załamał. Ale tak prezentują się właśnie polscy "specjaliści" od zjawisk paranormalnych...

      Usuń
  2. Mali ludzie na forum INFRA znów się przebudzili i strzykają jadem. Bartosz to nie dość, że nieudacznik to jeszcze i tchórz, a Krzysztof Drozd to szemrany ubolec. Dlaczego mali ludzie zawsze stosują wycieczki osobiste. Van prosił ich w postach na forum o jakieś rzeczowe argumenty, ci zamiast mu je przedstawić, to zaczęli go obrażać i wylewać wiadra pomyj. Obrzydzenie bierze jak się widzi do czego zdolni są polscy "ufolodzy", a Miazga przebija ich wszystkich. On ma wyraźnie bardzo silny i negatywny, emocjonalny stosunek do Bartosza Rdułtowskiego.

    http://paranormalne.eu/forum/topic/705-incydent-w-emilcinie-jan-wolski-opowiada/page-18

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czy ktoś poważny traktuje poważnie tych ludzi? Tak jak powiedział Krzysztof w filmie: nie wiadomo czy się śmiać czy płakać.
      https://www.youtube.com/watch?v=_dVOa50Tpx0

      Usuń
  3. Prace Bartosza Rdułtowskiego i jemu podobnych ludzi mają sens i to wielki sens. Nie mozna dopuscić do tego, aby mity i nieprawda były promowane i uznawane za prawdę.

    O tym, że działania demaskatorów mają głęboki sens i są skuteczne świadczy hiseryczna reakcja środowisk paraufologicznych oraz samo postrzeganie UFO i rzekomych

    kontaktów z nim. Środowiska ufologiczne coraz wyraźniej zaczynają przypominać sekty wyznaniowe z całym inwentarzem, guru, podejściem do prawdy, do faktów i do ludzi,

    którzy głoszą niezgodne z wierzeniem treści. Same zaś kontakty z UFO przechodzą do sfery paranormalnej, do sfery wizji odbywających się w głowie nawiedzonego, który

    dostąpił zaszczytu aby być KONTAKTOWCEM. Oczywiście chodzi o to, ze takie niby fakty są niemożliwe do sprawdzenia i kontaktowiec może pleść dla swoich sekciarskich

    fanów wszelkie brednie, które mu ślina na język przyniesie. Taką drogą zaczyna zmierzać ufologia i to nie tylko polska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda od zawsze była niewygodna dla tych, którzy czerpali korzyści z nieprawdy. W przypadku Emilcina część osób czerpała z niego korzyści materialne, a część mentalne (wierząc w kontakt Jana Wolskiego z kosmitami). W obu przypadkach moja książka jest niewygodna.

      Usuń
    2. Dokładnie tak Panie Bartoszu to działa. Pod materiałem o V7 napiszę jak się chyba teraz będzie z kolei ten mit przepoczwarzał i rozwijał. Już zaczęły się pojawiać bardzo ciekawe filmiki w tej sprawie (linki zamieszczę :) ).

      Usuń
    3. Dodam może, że chyba najbardziej cierpią ci, którzy czerpali korzyści mentalne. im po prostu zawalił się Świat. Ciągle pisze się i czyta o mistyfikacjach związanych z UFO, a tu proszę, w Polsce pojawia się książka, która udowadnia, że i w Polsce miała miejsce mistyfikacja oraz idąc dalej tym tropem, można przypuszczać, że i inne ufohistorie to bujda.

      Ci którzy ucierpieli materialnie, są raczej w mniejszości. To przeważnie profesjonaliści (patrz Igor Witkowski i demaskacja słynnego antygrawitacyjnego dzwonu - die Glocke). Profesjonaliści się nie obrażają, nie strzykają jadem, tylko w pospiechu szukają nowego tematu do eksploracji i eksploatacji.

      Ciekaw jestem bardzo, jak na książkę Bartosza zapatruje się Janusz Zagórski. To mądry i bardzo prawy człowiek, mógłby zaprosić Bartosza do swojej telewizji NTV i tam przeprowadzić z nim wywiad.

      Usuń
    4. Też jestem ciekaw, czy Pan Janusz Zagórski się na taki krok zdecyduje? Oczywiście Pan Janusz ma świadomość, że moja wizyta byłaby nieco inna, niż wizyty jego dotychczasowych gości. Odnoszę wrażenie, że Pan Janusz zaprasza tylko takie osoby do swojego studia, które opowiadają historię promujące zjawiska paranormalne, UFO i zagadki Wunderwaffe. A ja pokazałby drugą twarz tego fenomenu. Ale chciałbym się tu mylić...

      Usuń
  4. Z lekkim strachem zajrzałem na to forum. To co się tam dzieje zaczyna przypominać poruszenie niczym po zamachu stanu. Tysiące hipotez, wielki ruch, szukanie winnych oraz jakiegokolwiek punktu zaczepienia aby znaleźć winnych - w tym momencie Bartek Rdułtowski. Żenujący poziom i chamstwo włącznie z naginaniem faktów!!! Uwaga wielkie ekspert tym razem mówi, że nie wychodził z ciała w czasie i przestrzeni do Emilcina. Zasadniczo jestem w stanie mu uwierzyć, że nigdy tego nie powiedział, za to jeden z "czołowych polskich ufologów" sam sobie to wymyślił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, to Panu Miazdze można sugerować, że gdy będzie następnym razem robił zrzut ekranu po zamieszczeniu przez siebie wpisu (który ma uchodzić za wpis kogoś innego – w tym wypadku Dariusza C.), niech po wylogowaniu się z lewego hasła i zalogowaniu na swoje, odczeka te chociaż 10 minut. Bo głupio wygląda taki zrzut ekranu na forum Infry, gdy widać na górze, że post został zamieszczony 2 minuty wcześniej. Czyli akurat tyle, ile potrzebował Pan Miazga, aby się wylogować z lewego hasła i zalogować na swoje oraz wcisnąć print screen :-)

      A co do wpisu Pana Dariusza C. to wynika z niego wprost, że rację miał Pan Bartek pisząc z politowaniem o Panu Miazdze i jego super-świadku. Jak ten super-świadek - DARIUSZ C. - pracował w Emilcinie NA ZLECENIE PANA KAZIMIERZA BZOWSKIEGO – to chyba wszystko w temacie jest już jasne. No i gdzie te jego dowody Dariusza C. w sprawie Wawrzonka i hipnozy obalające książkę Pana Bartka? Gdzie te rewelacje? Śmiech! Znowu tylko odgrażanie się!

      Usuń
    2. Masz rację. Przyznawanie się publicznie do współpracy z Bzowskim nie świadczy o kimkolwiek dobrze. Nawet tak dojechana osoba jak Blania narywał się publicznie z tej wielkiej persony. Po sieci krąży jakiś filmik na jakim rzekomo Bzowski zarejestrował... GADAJĄCE UFO!!!!! Sensacja.

      Usuń
  5. Jeszcze jedna sprawa. Będąc głęboko poruszony książką Bartka jako osoba, która przed jej lekturą uznająca Emilcin za prawdę postanowiłem sam spróbować dotrzeć do miejsc najbliższych mojego miejsca zamieszkania czyli do Przyrownicy i Goliny. Mam nadzieję, że dotrze to do tych zakutych głów waćpanów ufologów zaglądających zapewne tutaj, a którzy w swej wielkiej karierze badawczej nie spróbowali sami wyjść przed szereg i zbadać czegokolwiek poza Ropczycami. Jednocześnie to co udało mi się sprawdzić jak najbardziej pokrywa się z tym co zostało opisane w "Tajnych Operacjach PRL i UFO", a Bartek nie wziął tego z kapelusza.

    1) W Golinie byłem już trzykrotnie z czego dwa razy pod domem Marciniaka, a raz próbując dotrzeć do lasu gdzie rzekomo doszło do spotkania jednak nie udało mi się to przez wielkie opady deszczu, które zamieniły leśne dukty w małe bagno. Dwie wizyty pod domem Marciniaka zakończyły się fiaskiem - raz byłem już bardzo późno i dałem sobie spokój z odwiedzinami, a za drugim razem pocałowałem klamkę. Stałem pod domem i czekałem, nikt mi nie otworzył, a furtka była zamknięta. Dowiedziałem się za to, że Marciniak po ostatniej wizycie kogoś kto pisze książkę unika kontaktów z obcymi ludźmi. Czy takie zachowanie nie jest oczywiste? Jasne, można go bronić, że nie chce zamieszania dookoła siebie lub został wyśmiany przez dziennikarzy - jednak nigdy, podkreślę NIGDY nic takiego nie miało zajścia. Szumu zbyt dużego nie było, a artykuły jak dowiadujemy się z książki Bartosza Rdułtowskiego nie były napisane w prześmiewczym tonie. Wysłałem do niego również list, który pozostał bez odpowiedzi.

    2) W Przyrownicy sprawdziłem okolice szkoły, dziś już opuszczonej oraz zestawiłem to co widzę z hipotezą o przebierańcu straszącym dzieci. Powiem krótko - okolice nawet dziś jest tak ustronna i odludna, a co dopiero kilkadziesiąt lat temu. Ponadto za miejscem, w którym widziano istotę można było spokojnie zostawić auto, wystraszyć dzieciaków, wsiąść do niego i odjechać nie zwracając specjalnie niczyjej uwagi. Natomiast co do relacji świadków to darujmy sobie, ale opowieść, która z roku na rok staje się coraz bardziej dziwna nie powinna budzić niczyjego zaufania, a przede wszystkim "badaczy". Natomiast obserwacja obiektu, a raczej pulsującego czerwonego światła przez jednego ze świadków dzień wcześniej o niczym nie świadczy. Mogło to być światło pozycyjne samolotu, które na kanwie wydarzeń dnia następnego wyewoluowało do tego co znamy dziś choćby z lektury książki "UFO Nad Polską". Pozwolę sobie tutaj na udostępnienie linku do zdjęć, z krótkimi opisami znajdujące się na stronie FB, którą prowadzę, a dotyczy różnych ciekawych miejsc: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.287777861398691.1073741878.225100650999746&type=3 Bartku, nie miej mi tego za złe, nie chodzi tu o promocję tylko o pokazanie Przyrownicy na fotografiach trochę szerzej niż mogłeś sobie na to pozwolić w książce. Co jeszcze jest tutaj istotne, ślady, które rzekomo znajdowały się na polu w Przyrownicy znajdują się niebezpiecznie blisko leśnego duktu, na którym mógł być zostawiony samochód sprawcy tego całego zamieszania.

    3) Będę to podkreślał przy każdej okazji aby wszyscy o tym wiedzieli. Zwróćcie uwagę na to czego dopuszcza się środowisko ufologiczne. Mam tu na myśli to co Bartek opisuje w jednym rozdziałów, a dokładniej to do jakiej perfidii był zdolny jeden z ufologów fabrykując artykuł o latających trumnach z pod Opola Lubelskiego. Zgraja kabotynów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze ciekawiej będzie w kolejnych pytaniach. Jedno z nich dotyczyło... śladów na łączce!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli wogóle jakiekolwiek ślady tam były... tak jak wspomniałem poprzednio sfabrykowanie ich mogło zająć kilka minut - miejsce, w którym się znajdowały było bardzo blisko leśnego dukty. Bardzo istotnego miejsca w przyrownickim incydencie czy raczej mistyfikacji. O nieziemskim kształcie śladów też już rozmawialiśmy, a pisałeś w swojej książce. Stworzenie ich nie byłoby żadnym problemem - sam w lesie znalazłem wycięte czy też naturalnie rozwarstwione kawałki drzewa, a nawet dla domorosłego grzebka stworzenie "podeszwy" o takim kształcie z kawałka rynny lub czegokolwiek innego problemem by nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie "badacza" dotyczyło Emilcina, ale na jedno wychodzi. Ślady można wszędzie jednakowo podrobić. I dziwi mnie NAIWNOŚĆ tych, którzy do dowodzenia prawdziwości historii wykorzystują relacje o śladach. To tylko dowodzi, jak duży problem niektórzy mają z logicznym i analitycznym myśleniem.

      Usuń
  8. Haha to w takim razie czekam z niecierpliwością na kolejną część bo z jednej części na drugą stają się coraz zabawniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  9. Może to i dziwny obyczaj, żeby polemizować (jeśli to polemika) z wypowiedziami na jednym forum, pisząc odpowiedź na innym. Uważam jednak, że pisanie na forum INFRA nie ma większego sensu, gdyż nie ma tam żadnej rzeczowej dyskusji, a tylko insynuacje, pomówienia i kalumnie. Piszę więc tutaj zwłaszcza, że to Bartek Rdułtowski opublikował moje wypowiedzi dotyczące Emilcina.
    Ponieważ Emilcin wciąż pozostaje dla mnie ciekawym przypadkiem, choć teraz już z zupełnie innych powodów niż przed laty, powędrowałem sobie na forum INFRA, by poczytać co mają do powiedzenie w tej sprawie ludzie, którzy uważają siebie za „prawdziwych ufologów”.
    O poziomie ich argumentów świadczy wszystko co piszą, ale trudno z tym polemizować, gdyż – jak już wspomniałem - rzeczowych argumentów tam nie ma. Zamiast tego są wpisy takie jak ten:
    „Byłem współpracownikiem Kazimierza Bzowskiego i to on poprosił mnie, żebym wykonał niepubliczne rozeznanie w tej sprawie, co uczyniłem. Nie zamierzam się dzielić z nikim - informacjami które uzyskałem w rozmowie z Wolskim.” Darek C.
    Wiem, ale nie powiem. Świetny argument.
    Kolejny: „Wpiszcie w googlach: Krzysztof Drozd, a zobaczycie czym ten gość się zajmuje zawodowo, więc uważajcie na to co piszecie.” Observator
    No, tak – uważajcie, bo przyjdę i was zjem!
    Rysiek INFRA zauważa, co do mnie: „To już wiemy skąd obsesja na punkcie służb specjalnych.” Nie zauważyłem u siebie obsesji na punkcie służb specjalnych i nie wiem, czy za taką uznać można (o czym wyraźnie piszę i mówię), że od początku hipoteza Bartka na temat mistyfikacji przygotowanej przez służby PRL-u nie bardzo do mnie przemawiała.
    Król Podkarpacia stwierdza: „Dokładnie, ciekawe jest to iż Pan KD zaczął zabawę w ochronę w 1988 roku w końcówce PRL -u, a kto wówczas mógł mieć takie uprawnienia ? Odpowiedzcie sobie sami.” Mam propozycję, Panie Azor, skoro wciąż Pan i Pana koledzy zarzucacie Bartkowi Rdułtowskiemu, że żaden z niego dziennikarz śledczy to pokażcie, jak się to robi. Wyśledźcie i ujawnijcie całą obrzydliwą prawdę o mnie.
    Panie Królu Podkarpacia, o Pana rzetelności i głębi wiedzy świadczy choćby to stwierdzenie: „(…) Dariusza, ostatniego żyjącego człowieka, który osobiście znał Wolskiego oraz Wawrzonka i może coś o nich powiedzieć a jak wynika z jego komentarza napisał wyraźnie iż Wawrzonek nigdy nikogo nie zahipnotyzował”.
    Otóż, Panie Azor, jedno zdanie, dwie bzdury. Po pierwsze – nie wiedziałem, że ja nie żyję! A może to ja się mylę i nie znałem Witka Warzonka, nie znałem Jana Wolskiego i nigdy nie byłem w Emilcinie! Jednak, gdybym był w błędzie i okazałoby się, że faktycznie ich nie znałem albo nie żyję, to mogę wskazać jeszcze kilka osób, które żyją i znały ich obu.
    Po drugie, Pana stwierdzenie, to obraza elementarnych praw logiki, które mówią, że brak dowodu nie jest dowodem braku oraz, że nie istnieje możliwość przeprowadzenia dowodu na zaprzeczenie. Innymi słowy nie da się udowodnić, że ktoś nigdy czegoś nie zrobił. Można co najwyżej wskazać, że brak jest dowodów, że ktoś coś zrobił, ale tu dochodzimy do punktu pierwszego, że brak dowodu nie jest dowodem braku. Stąd też już w starożytnym Rzymie wypracowano elementarną zasadę dowodową mówiącą, że ciężar dowodowy spoczywa na tym, kto twierdzi, a nie na tym kto zaprzecza (Ei incumbit probatio, qui dicit, non ei, qui negat).
    Nie sądzę, co prawda, żeby jakiekolwiek argumenty przemówiły do kilku osób piszących paszkwile na forum INFRA, ale dla porządku uważałem, że powinienem tych kilka zdań napisać. Różnych bzdur, które są tam wypisywane można przytaczać bez liku, jednak to niczemu nie służy. Towarzystwo wzajemnej adoracji, którego trzon stanowią panowie „Azor”, „Czakrawartin” czy „Charlie2tango” jest całkowicie odporne na argumenty, dowody, logikę itd.
    Na szczęście, dzięki blogowi Bartka Rdułtowskiego mam okazję zauważyć, że oprócz pseudobadaczy, którzy hołdują zasadzie, że jeśli coś nie zgadza się z faktami, to tym gorzej dla faktów, są jeszcze ludzie rozsądni, dla których liczą się rzeczowe argumenty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Panowie
    Dziwicie się tu, że w wypowiedziach trzonu Infry brak elementarnych zasad logiki. Ale oni tacy właśnie są. Znalazłem dzisiaj filmik z 2011 roku, gdzie Pan Arkadiusz Miazga (zwany King of Podkarpacie) przeprowadza wywiad ze świadkiem przelotu "UFO". W opisie Pan Miazga stwierdza: "Co intrygujące, z tyłu za główną świadek znajdowała się inna spacerowiczka, która jednak nie widziała tego zjawiska". Zupełnie jak w Emilcinie. Tam, gdy nikt nie słyszał obiektu, poza mamą Adasia Popiołka, to Blania wpisywał ich na czarną listę. Tu Pan Miazga ma zagadkę stulecia. Najlepsze jest to, że Pan Miazga ma ewidentne braki z matematyki na poziomie podstawówki. Ten Miazga to ma w ogóle jakieś wykształcenie? Świadek stwierdza, że obiekt "leciał po linii PROSTOPADLE do ziemi". Na co Pan Miazga pokazuje wizualizację, gdzie jak byk obiekt leci RÓWNOLEGLE do ziemi. Zwróćcie też uwagę na sposób zadawania pytań. Piętnastolatek chyba byłby to w stanie lepiej zrobić. Popatrzcie na komentarze do filmu i przestańcie się w końcu dziwić, że Pan Miazga i jego koledzy z Infry nie umieją prowadzić sensownej i opartej na faktach dyskusji. Oni są do tego intelektualnie niezdolni.
    http://www.youtube.com/watch?v=ZAGfP60kqXQ

    OdpowiedzUsuń