środa, 10 kwietnia 2024

SPRZYMIERZENIEC (fragment 1)


Kim jest Sprzymierzeniec, oferujący pod koniec drugiej wojny światowej upadającej Trzeciej Rzeszy COŚ mogącego zmienić układ sił? Czy ukryta w Górach Sowich w podziemnej betonowej hali tajemnica może wpłynąć na losy całej ludzkości? Czy Polska uniknie atomowej zagłady w mającej niebawem rozpocząć się trzeciej wojnie światowej?

To tylko początek zawiłej intrygi, jaką opisuję w mojej najnowszej książce „Sprzymierzeniec”. Jeżeli jesteście ciekawi, zapraszam Was do lektury pierwszych kilkudziesięciu stron mojej książki.

 


Maciek powoli rozprostował ręce. „Ewidentnie coś tu nie pasuje” – pomyślał. Następnie zerknął na pusty już kubek po kawie i błyskawicznie przeniósł wzrok na ścienny zegar imitujący różę wiatrów. Zarówno kubek, jak i zegar potwierdzały, że czas płynął nieubłaganie. Stało to w oczywistej sprzeczności z wrażeniem, jakby dopiero co usiadł przed komputerem. Ponownie zerknął na kubek, rozważając zalanie sobie kolejnej mocnej czarnej. Zrezygnował. Była już niemal siedemnasta, a od rana owych kubeczków opróżnił bodaj trzy. A może cztery? Chyba stracił rachubę. Najwyraźniej temat, nad którym siedział od tygodnia, czyli od minionego czwartku, był wyjątkowo zajmujący i skomplikowany. „Po cholerę na kilkadziesiąt dni przed końcem drugiej wojny światowej Niemcy rozpoczęli wykańczać w Górach Sowich nowy podziemny obiekt?” – powtórzył w myślach pytanie, które od siedmiu dni nie dawało mu spokoju. Dobrze wiedział, że nie miało to najmniejszego sensu. Chyba że, wspomniana w archiwalnych dokumentach broń, która miała być tam ukryta, stanowiła coś mogącego istotnie wpłynąć na losy wojny. 

Z zadumy wyrwał go dźwięk telefonu. Wygrywana przez smartfon muzyczka z „Gwiezdnych Wojen” jasno wskazywała, że dobijał się do niego Wojtek. Znali się od szkoły podstawowej, a w dorosłym życiu połączyła ich głęboka przyjaźń. Jednoczyło ich nie tylko poszanowanie swoich zwyczajów, zachowań, nieingerowanie w czyjeś życie i decyzje, ale również szereg zbliżonych zainteresowań. Jednym z nich były tajemnice Gór Sowich. Konkretnie zaś miejsca, w których podczas drugiej wojny światowej Trzecia Rzesza przygotowywała ogromną podziemną kwaterę Hitlera. Wielokrotnie odbywali wspólne ekspedycje, jak dumnie je nazywali, podczas których weryfikowali kolejne zagadki owego wciąż tajemniczego rejonu na Dolnym Śląsku.

– Co tam? – odezwał się Maciek, odbierając w końcu telefon.

– To raczej ja powinienem zadać to pytanie – zaśmiał się przyjaciel. – Masz coś nowego w sprawie praskich dokumentów?

– Niewiele – odparł zdegustowany Maciek. – Na dobrą sprawę, gdyby nie fakt, że dokumenty pochodzą z archiwum w Pradze, a nie od jakiegoś prywatnego handlarza, już dawno potraktowałbym je jako kolejne fałszywki.

– Szczerze mówiąc, nie rozumiem, co cię intryguje w całej tej historii. To aż tak dziwne, że w chylącej się ku upadkowi Trzeciej Rzeszy jakiś wysoko postawiony oficer, nie chcąc być rozstrzelanym za defetyzm, udawał przed swoimi przełożonymi, że wciąż coś robi dla dobra ojczyzny i Führera? A że akurat wpadło mu do nazistowskiego łba wydać rozkaz o przygotowaniu podziemnego obiektu na magazyn z bronią, to i takie dyrektywy wydał. Dzięki temu miał zapewne spokój przez kolejne tygodnie.

– Może i masz rację – odparł z namysłem Maciek. – Myślałem też o takim wyjaśnieniu, ale go nie kupuję. Przede wszystkim, oficer, który taki rozkaz wydał, siedział wówczas w Pradze. Była połowa kwietnia 1945 roku. Skrytek, już gotowych, które Niemcy mogli wykorzystać na magazyny z bronią, było na Dolnym Śląsku setki, o ile nie tysiące. Były też skrytki podziemne...

– Wiem, dziesiątki dawno zamkniętych kopalń, o których istnieniu mało kto już wiedział – wszedł mu w słowo Wojtek.

– Otóż to. Nawet biorąc pod uwagę, że ów magazyn z bronią musiał być zlokalizowany konkretnie w Górach Sowich, to i tak wybór był duży. Poza tym zapomniałeś o jednym istotnym szczególe. W rozkazie, opisanym w oryginalnych dokumentach, jest wprost podane, że podziemny obiekt miał być tak przygotowany, aby był odporny na atak bronią atomową!

– Tego mi wcześniej nie mówiłeś – żachnął się Wojtek. – A to jakby istotne dla sprawy – dodał z udawanym wyrzutem.

– Bo nie zwróciłem na ten szczegół uwagi. Zwyczajnie mi wcześniej umknął.

– A próbowałeś prześledzić losy ludzi zaangażowanych w wykonanie tego rozkazu?

– Tak, ale bezskutecznie – odparł z nieukrywanym rozczarowaniem Maciek. – Wygląda, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Zarówno po oficerze z Pragi, który rozkaz wydał, jak i po drugim, który ze Świeradowa-Zdroju koordynował przygotowania podziemnego schowka, ślad zaginął.

– A są jakieś dokumenty, które mogą wyjaśnić, co dokładnie spowodowało wydanie tego rozkazu? – drążył Wojtek.

– Chodzi ci o jakiś postawiony wyżej w nazistowskiej hierarchii zakuty łeb? – zażartował Maciek.

– Dokładnie. Jeśli masz rację i nie była to tylko próba ratowania własnej skóry, to wydanie takiego rozkazu w chwili, gdy wojna była przegrana, faktycznie musiało mieć jakiś istotny powód. Mogła nim być choćby zagadkowa broń mogąca odmienić losy wojny – rzucił niby mimochodem Wojtek. Dobrze wiedział, że kwestia legendarnej Wunderwaffe, czyli cudownej broni Hitlera, od niemal dwudziestu pięciu lat miała najwyższy priorytet w historycznych zainteresowaniach Maćka.

– Co ja poradzę, że temat tajnych broni Hitlera powraca w moich kolejnych śledztwach niczym bumerang.

– A tak całkiem hipotetycznie, czym owa broń mogła być twoim zdaniem? – drążył Wojtek.

– Masz na myśli tę ukrytą w podziemiach, o których mowa w praskich dokumentach?

– Dokładnie – przytaknął Wojtek.

– Możliwości, jak dobrze wiesz, jest kilka. Począwszy od najmniej sensacyjnej, czyli broni chemicznej lub biologicznej, po bardziej ryzykowne hipotezy, jak brudna bomba, a kończąc na bombie atomowej.

– Rozumiem, że latających spodków nie bierzesz pod uwagę? – zaśmiał się przyjaciel, dobrze wiedząc, iż Maciek sprawie tej poświęcił wiele lat badań, dochodząc ostatecznie do wniosku, że jest to powojenna legenda.

– No proszę cię. Skoro kilkadziesiąt lat po wojnie ani jedno mocarstwo nie wprowadziło do swojego uzbrojenia konstrukcji w kształcie latających dysków, to najwyraźniej nie były to projekty mogące zrewolucjonizować lotnictwo. Zresztą po cholerę budowano by dla nich podziemny schron tudzież magazyn.

– Masz rację. Musiało chodzić o coś zupełnie innego – przyznał Wojtek po krótkim namyśle.

– Najgorsze jest jednak to, że ilość niewiadomych w tej zagadkowej historii nie pozwala mi na wykonanie żadnego kolejnego ruchu.

– A czemu po takim czasie ponownie powróciłeś do tej historii? Przecież o tych dokumentach z praskiego archiwum wiemy od kilku lat.

– Dobre pytanie – odparł Maciek i przez chwilę zastanawiał się, jak wyjawić prawdę przyjacielowi. W końcu zdecydował się powiedzieć dokładnie tak, jak wyglądały fakty: – Tydzień temu otrzymałem maila...

– Chyba żartujesz – Wojtek wszedł mu w słowo. – Ktoś napuścił cię na tę historię?

– Wiem, nie wygląda to dobrze, ale... masz rację. Trafna uwaga. Faktycznie, ktoś mnie na nią napuścił. A że zrobił to bardzo umiejętnie, to, niczym pstrąg gąsienicę, połknąłem haczyk. Teraz dyndam na nim i cholera mnie bierze.

– Bo już nie odpuścisz?

– Znasz mnie. To jest silniejsze ode mnie.

– Masz jakiś plan działania? – spytał pragmatycznie Wojtek.

– Na razie tylko się miotam, co dodatkowo mnie frustruje.

– A autor maila podał ci jakieś dodatkowe informacje? Coś, czego nie ma w dokumentach z Pragi?

– Tak, choć uczynił to nieco enigmatycznie. Stwierdził, że jedna z osób zaangażowanych w całą operację z tym podziemnym obiektem w Górach Sowich była zaraz po wojnie przesłuchiwana przez amerykański wywiad wojskowy.

– A skąd on niby to wie? – zdziwił się Wojtek. – Czytał raporty z przesłuchań?

– Tego nie wiem, ale z zeznań miało wynikać, że podziemny obiekt nie tylko powstał, ale został także wykorzystany w zakładanym wcześniej celu – przyznał Maciek.

– Niesamowite. Jeśli to prawda, to w Górach Sowich, gdzieś pod ziemią, kryje się fascynująca tajemnica – powiedział z entuzjazmem Wojtek.

– Jeśli tylko to wszystko prawda. A tego wciąż nie jestem pewien.

– I słusznie. Przecież takich maili z rewelacjami o podziemiach czy depozytach już ileś tam dostałeś – zauważył Wojtek, przypominając sobie choćby listy, jakie Maciek otrzymał od osoby nazywającej siebie „Przewodnikiem”. A był to tylko jeden z wielu przykładów.

– Wiem, ale tym razem mam dziwne przeczucie, że sprawa jest wiarygodna – wyznał przyjacielowi Maciek. – Poza tym, dokumenty z praskiego archiwum to fakt, podobnie, jak treść opisanych w nich rozkazów. W sumie to z perspektywy czasu dziwię się nawet, że wcześniej nie zwróciłem na nie należytej uwagi. Przecież jest w nich czarno na białym mowa o pilnym wykończeniu jednego z podziemnych obiektów, które od 1943 roku drążono w Górach Sowich w ramach projektu „Riese”. Pozostaje tylko pytanie, czy chodzi o obiekt nam już znany, czy jakiś wciąż zamaskowany pod ziemią.

– Pozostaje też pytanie, czy ktoś przejął zagadkową broń, czy też...

– ...Wciąż jest ukryta w sowiogórskich podziemiach – podsumował Maciek.

– Rozumiem, że kolejne dni będziesz w innym wymiarze?

– Nie do końca. Jutro jadę pod Warszawę do Krzysztofa. Mamy coroczne spotkanie naszego zastępu. Jak wiesz, został niedawno Prezydentem. Teraz, zamiast w Gorcach, spotkamy się w… jakby to ująć... bezpiecznym miejscu.

– To baw się dobrze i przewietrz głowę – zaśmiał się Wojtek, dobrze wiedząc, do czego to wietrzenie będzie się sprowadzać.

– Postaram się – głos Maćka jasno wskazywał, że wolałby, aby spotkanie zastępu odbyło się w innym terminie. 

– Pamiętaj, informuj mnie o postępach w śledztwie. Powodzenia! – podsumował Wojtek i w swoim stylu szybko zakończył rozmowę.

[Niebawem ciąg dalszy!]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz