wtorek, 16 kwietnia 2024

SPRZYMIERZENIEC (fragment 4)

 

Dzisiaj fragment czwarty mojej nowej książki "Sprzymierzeniec" :-)

 


– W jakim wieku był ten Niemiec? – Prezydent skierował to pytanie do chatbota.

– W dniu przesłuchania liczył sobie trzydzieści siedem lat.

– Masz dostęp do jego dokumentacji medycznej? – Prezydent nie dawał za wygraną, najwyraźniej również podejrzewając, że śmierć świadka mogła nie nastąpić z przyczyn naturalnych.

– Mam. Kilka miesięcy wcześniej uskarżał się już na problemy z sercem i bóle w okolicy klatki piersiowej.

– To chyba sprawia, że jego nagła śmierć nie jest już tak podejrzana – stwierdził Prezydent, zerkając wymownie na Maćka.

– Załóżmy, że masz rację – zastanawiał się głośno Maciek. – Wciąż pozostaje jednak pytanie, dlaczego Jankesi zbagatelizowali ostatecznie jego relację.

– Stwierdzenie „zbagatelizowali” nie do końca oddaje rzeczywistość – odezwał się chatbot.

– Przecież przed momentem sam to stwierdziłeś – żachnął się Maciek.

– Nie, Maćku. Powiedziałem tylko, że nie wykazali większego zainteresowania całą historią. Bo dokładnie tak oceniam ich zaangażowanie w jej weryfikację.

– A to nie to samo? – wtrącił zdziwiony Krzysztof.

– Zdecydowanie nie. W tamtym czasie wywiad amerykański podobnych relacji miał na pęczki. Wielu niemieckich naukowców, inżynierów, techników oraz wojskowych, chcąc ratować swoją skórę, a przede wszystkim pragnąc być objętymi programem „Paperclip” i za jego sprawą zacząć nowe życie w Stanach Zjednoczonych, obiecywało dostęp to tajnej dokumentacji technicznej osławionej cudownej broni Hitlera.

– To prawda – zreflektował się Maciek. Równocześnie przypomniał sobie kilka fascynujących raportów z połowy 1945 roku, do jakich dotarł kilka lat wcześniej, w których niemieccy wojskowi i naukowcy proponowali Amerykanom plany zaawansowanych broni lotniczych, w zamian za potraktowanie ich analogicznie, jak twórcę rakiet V2, Wernhera von Brauna. Dla setek Niemców włączenie ich w operację „Paperclip”, której celem było pozyskanie tajnej niemieckiej broni i odpowiedzialnej za jej opracowanie kadry naukowców, zdawało się idealną wprost szansą na wydostanie się ze zrujnowanych Niemiec. Ameryka było dla nich niczym ziemia obiecana.

– Zeznania niemieckiego oficera – kontynuował chatbot – nie odbiegały zbytnio od setek innych, jakie w tamtych miesiącach 1945 roku zdobyli Amerykanie. Jednak nie to było przeważające w ich decyzji o zamknięciu śledztwa. Kluczowe, jak podano w raporcie, było to, że Góry Sowie były wówczas pod kontrolą Sowietów. Amerykanie podeszli do sprawy pragmatycznie. Skupili się na tych relacjach i doniesieniach, które związane były z tajnymi niemieckimi projektami realizowanymi na tych obszarach pokonanej Trzeciej Rzeszy, które były pod ich kontrolą. Kontynuowali te śledztwa, w których mogli przeprowadzić błyskawiczną ich weryfikację w terenie. A że, jak wspomniałem, tylko takich doniesień były setki, to nawet z ich weryfikacją mieli kłopot i musieli się mocno gimnastykować, aby każdą z nich sprawdzić. Nie oceniam zatem ich decyzji jako zbagatelizowania. Taka ocena byłaby odpowiednia, gdyby było to jedyne ciekawe doniesienie, a mimo to wywiad by je zignorował.

– Tak czy owak sprawy nie pociągnęli – podsumował Prezydent.

– Dokładnie – odpowiedział chatbot.

– A czy niemiecki oficer podał jakieś szczegóły dotyczące lokalizacji tego podziemnego obiektu? – Maciek przeszedł do sedna sprawy.

– Podał – odparł bot. – Sądzę też, że owa lokalizacja nie będzie dla ciebie, Maćku, niespodzianką.

– Gontowa? – wyszeptał podekscytowany Maciek. Równocześnie przed oczami, niczym w kalejdoskopie, pojawiły mu się dziesiątki obrazów z wieloletniego śledztwa, jakie kilka lat wcześniej prowadził właśnie w sprawie pogłosek o zdeponowanym pod koniec wojny w rejonie Gontowej depozycie.

– Tak, niemiecki oficer wspomniał o Gontowej, ale moja analiza jego zeznań wskazuje, że nie chodziło mu o tak zwaną trzecią sztolnię, tylko obiekt leżący za jedynką.

– O czym wy do cholery mówicie? – wtrącił się Krzysztof.

– Chodzi o nazewnictwo sztolni w poszczególnych kompleksach, jakie po wojnie badacze projektu „Riese” nadali kolejnym kompleksom i wejściom do nich – wyjaśnił Maciek. – Gdy zaraz po wojnie do Gór Sowich przybyli pierwsi polscy osadnicy, dość szybko zorientowali się, że były tam prowadzone jakieś szeroko zakrojone prace. W dziesiątkach miejsc Niemcy zostawili tysiące ton wszelkich materiałów budowlanych. Najważniejsze było jednak to, że Polacy zaczęli odkrywać, zazwyczaj przypadkiem, wydrążone w górskich zboczach tunele. Co odważniejsi zaczęli je penetrować. Wtedy okazało się, że prowadzą one do wykutych we wnętrzach gór całych podziemnych labiryntów. W sumie odkryto sześć takich podziemnych kompleksów. Z czasem nazwano je kolejno kompleksami: Osówka, Włodarz, Rzeczka, Jugowice Górne, Soboń oraz wspomniana Gontowa. Obiekty były zróżnicowane zarówno pod względem wykończenia, jak i wielkości, miały też różną ilość wejść. Dla przykładu do podziemi kompleksu Rzeczka, zwanego dzisiaj Sztolniami Walimskimi, prowadziły trzy wejścia, a do wspomnianej Gontowej cztery. Gdy zagadką podziemi zajęli się pasjonaci tajemnic drugiej wojny światowej, nadali tym wejściom umowną numerację. „Trójka na Gontowej”, to tak naprawdę nazwa sztolni numer trzy w kompleksie Gontowa – mówiąc to, Maciek pogrzebał chwilę w komórce i pokazał przyjacielowi mapkę z planem wejść oraz podziemi na Gontowej.

– Która to ta trójka? – zapytał Prezydent.

– O tu – Maciek pokazał palcem na jedno z zaznaczonych na mapie wejść. – Ale to już chyba teraz nieistotne – dodał. – Przecież zdaniem naszego... – chwilę szukał właściwego określenia na chatbota, by go nie urazić – informatora, nie o trójkę chodzi.

– Przykro mi, Maćku, że jesteś rozczarowany – z laptopa dobiegł, jak zwykle, spokojny i przyjacielski głos sztucznej inteligencji.

– To o jakie konkretnie miejsce twoim zdaniem chodzi? – Maciek udał, że nic go to nie obeszło.

 – Z zeznań niemieckiego oficera wynika, że obiekt należał do trzeciej części podziemi kompleksu na Gontowej – wyjaśnił chatbot.

– To kompleks na Gontowej miał trzy części? – spytał Prezydent.

– Ja znam tylko dwie – odparł Maciek, przetwarzając równocześnie w głowie właśnie otrzymaną informację. – Finalnie miały zapewne być ze sobą połączone. Jednak prac nie ukończono i po wojnie na Gontowej odkryto de facto dwa odrębne podziemne obiekty. Do jednego prowadziły wejścia nazwane z czasem jedynką i dwójką, a do drugiego trójką i czwórką. O trzeciej części podziemi na Gontowej nigdy nie słyszałem, choć... – przez moment zastanawiał się – otrzymałem swego czasu informacje, że tuż po wojnie niedaleko jedynki miejscowi osadnicy wchodzili do jakiegoś krótkiego podziemnego tunelu. Ostatecznie jednak nie udało mi się tego zweryfikować.

– A istnienie takiej trzeciej części podziemi na Gontowej oceniasz na możliwe? – spytał Prezydent.

Maciek już zaczął otwierać usta, by udzielić przyjacielowi wyczerpującej odpowiedzi, gdy ten ponownie się odezwał: – Moja propozycja jest taka. Jedź jutro na Dolny Śląsk i ponownie rozejrzyj się na Gontowej. Jeżeli istnieje tam jakiś dotąd nieznany podziemny obiekt, musi być po nim jakiś ślad w terenie. Masz mój prywatny numer, więc na bieżąco mnie informuj.

– Od siebie dodam wskazówkę – odezwał się chatbot. – Bo nie powiedziałem wam jeszcze wszystkiego. Otóż z relacji niemieckiego oficera wynika, że wejście do tego obiektu już w kwietniu 1945 roku zostało zabetonowane i zamaskowane. Podobnie też zamaskowano powstałą podczas drążenia podziemi platformę.

– A cóż to takiego ta platforma? – Prezydent najwyraźniej chciał znać każdy szczegół dotyczący sprawy istotnej dla bezpieczeństwa narodowego.

– To płaski teren powstały podczas usuwania fragmentu zbocza, w którym zamierza się rozpocząć drążenie tunelu. Odkąd w sieci dostępne są mapy lidarowe, pokazujące ukształtowanie terenu bez roślinności, badacze, szukając zamaskowanych pod koniec wojny wejść do podziemi, w tym tych w Górach Sowich, baczną uwagę zwracają właśnie na to, czy gdzieś w rejonie górskich zboczy na mapach da się zauważyć nienaturalnie splantowany teren. Jeśli taki jest, może to być sugestia, że w zboczu ktoś coś dłubał – wyjaśnił pokrótce Maciek. Następnie zwrócił się do bota: – To jak można wejść do podziemi?

– Prowadzić ma do nich pionowy szyb – stwierdził bot. – On, co prawda, również został zamaskowany, ale Niemcy zostawili w jego pobliżu swego rodzaju drogowskaz.

– Drogowskaz? – zdziwił się Maciek. – A niby po co? Przecież mieli mapy, na których bardzo precyzyjnie mogli to miejsce zaznaczyć, żeby później, w razie konieczności, je zlokalizować.

– To był warunek.

– Warunek czego? – Maciek był coraz bardziej zdziwiony.

– Warunek postawiony przez „Sprzymierzeńca”. Aby otrzymać obiecaną dokumentację techniczną, Niemcy musieli nie tylko odpowiednio przygotować podziemia, ale także po otrzymaniu dokumentacji zamaskować cały obiekt, a przy jedynym prowadzącym doń wejściu zostawić umowny drogowskaz. Miał nim być ponad metrowej średnicy głaz z wyżłobionym na jego górnej części symbolem w kształcie rombu. Zdaniem niemieckiego oficera, „Sprzymierzeniec” sprecyzował, że jest to znak runiczny o nazwie Ingwaz. Co ciekawe – to już informacja ode mnie – ów znak runiczny symbolizuje odnowienie, regenerację, odpoczynek, procesy życiowe oraz ich ciągłość w świecie.

– Niemców nie zaniepokoił taki warunek? – Prezydent nie krył zdziwienia.

– Najwyraźniej wizja otrzymania od „Sprzymierzeńca” dokumentacji była dla nich priorytetowa. Zdaniem niemieckiego oficera wszystkie żądania zostały przez nich spełnione. Łącznie z tym dotyczącym drogowskazu.

– Kojarzysz taki głaz w rejonie Gontowej? – Prezydent zwrócił się z pytaniem do Maćka.

– Rzecz w tym, że nie, ale też nigdy na takie głazy nie zwracałem uwagi.

– Znakomicie – w głosie Krzysztofa dało się słyszeć zapał. – Jeśli informacje podane przez niemieckiego oficera i cała ta dziwna historia są wiarygodne, to wiesz już czego szukać. Telefon do mnie masz. Czekam na informacje – to powiedziawszy, Prezydent podniósł się z fotela. – No, chyba że nasz wirtualny doradca ma jeszcze coś istotnego do przekazania? – dodał, zatrzymując się na moment i spoglądając w stronę laptopa.

– Przekazałem wam wszystko, co uznałem za istotne dla sprawy – usłyszeli z Maćkiem w odpowiedzi.

– W porządku. A zatem kończymy. Możesz się wyłączyć. My z Maćkiem wracamy do druhów.

Pół godziny później Prezydent pożegnał się ze wszystkimi. Tylko Maciek wiedział, że jego tłumaczenie zmęczeniem nie do końca odpowiadało prawdzie. Na odchodne Krzysztof podszedł do niego i szeptem spytał, czy poradzi sobie sam w Górach Sowich, czy może wysłać z nim kogoś zaufanego do pomocy.

– Daj mi czas do jutrzejszego popołudnia – odparł Maciek i po chwili namysłu dodał – gdy tylko zajdzie taka potrzeba, od razu poproszę cię o wsparcie.

 [Niebawem ciąg dalszy!]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz