niedziela, 21 kwietnia 2024

SPRZYMIERZENIEC (fragment 8)

 

Na Gontowej zaczyna się robić coraz ciekawiej... czyli fragment ósmy mojej nowej książki "Sprzymierzeniec"...

 


Tuż przed szesnastą Maciek usłyszał odgłos nadlatującego helikoptera. Gdy dźwięk łopat wirnika stawał się coraz głośniejszy, zdał sobie sprawę, że nie pochodzi od prezydenckiego Sokoła. To była znacznie cięższa maszyna.

– Ktoś chyba tu leci – odezwała się, siedząca koło niego Patrycja.

– Mój przyjaciel postanowił nam dotrzymać towarzystwa – odparł Maciek, lekko się uśmiechając.

– Ciekawych masz przyjaciół, skoro latają helikopterami – odparła, badawczo przypatrując się Maćkowi.

– Niespodzianka za niespodziankę – zażartował Maciek, zerkając między korony pobliskich drzew. Kilkadziesiąt metrów nad nimi, zza czubków targanych podmuchami powietrza jodeł, wyłonił się masywny kształt wojskowego Black Hawka.

– Ściągnąłeś tu kawalerię? – Patrycja była coraz bardziej zaintrygowana.

– Już sam nie wiem, kogo tak naprawdę tu zaprosiłem – odparł zdezorientowany Maciek.

Gdy chwilę później zobaczył, jak między drzewami opada lina, oniemiał. Potem wydarzenia potoczyły się ekspresowo. Kilkanaście metrów od miejsca, w którym już nie siedzieli, tylko stali z Patrycją, na ziemi zaczęły lądować ciemne sylwetki żołnierzy. Po widniejących na uniformach naszywkach Maciek błyskawicznie rozpoznał gości. Pikującego orła ze złotą błyskawicą w szponach mogli nosić tylko żołnierze GROM-u. Maciek naliczył ich pięciu. Wszyscy posiadali pełne bojowe wyposażenie, a ich twarze ukryte były pod specjalnymi kominiarkami i goglami. W hełmach widać było wmontowane kamerki. Wyglądali tyleż imponująco, co przerażająco.

„Najlepsi z najlepszych” – pomyślał Maciek. Tymczasem na ziemi lądowały już dwa kontenery z dodatkowym ekwipunkiem i wyposażeniem, które specjalsi bezzwłocznie przenieśli kilkanaście metrów w dół zbocza, by zacząć osłaniać je siatką maskującą. W tym czasie po linie zjeżdżało już czterech kolejnych gości przybyłych na Gontową. Ich umundurowanie było zupełnie inne. Naszywki na mundurach informowały, że są to sopowcy – funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa. Na koniec na linie pojawiły się trzy kolejne sylwetki. Opuszczały się jedna za drugą niczym trzy zlepione ze sobą koraliki. Gdy cała trójka znalazła się już na ziemi, Maciek rozpoznał wśród nich Krzysztofa. Ubrany był także w wojskowy uniform, który, jak mu powiedział poprzedniego wieczora, otrzymał miesiąc temu od jednej z jednostek specjalnych.

– Czy to jest Prezydent? – Patrycja przypomniała Maćkowi o swojej obecności.

– Tak – odparł Maciek, podnosząc równocześnie dłoń w geście powitania przyjaciela.

* * *

Sprawdzanie Patrycji przez dwóch sopowców trwało niespełna minutę. Gdy upewnili się, że nie posiada przy sobie broni, ostrych narzędzi i niebezpiecznych materiałów, pozwolono jej podejść do głowy państwa. Prezydent przywitał się z nią, a potem uściskał Maćka. Następnie odszedł z nim kilka metrów na bok.

– Jak widzisz, ściągnąłem posiłki – odezwał się.

– Trudno było nie zauważyć.

– Chcę mieć pewność, że teren będzie bezpieczny i nikt niepowołany nie będzie się tu szwendał.

– Ale żeby aż GROM? – Maciek wciąż nie krył zaskoczenia przybyłymi na Gontową gośćmi.

– Chłopaki mają wobec mnie pewien dług wdzięczności. A że przeczucie podpowiada mi, iż będą się tu działy rzeczy, na jakie nie jesteśmy przygotowani, pomyślałem, że poproszę ich o pomoc.

– A co na to twoi ochroniarze? Nie czują się traktowani... – Maciek chwilę szukał najlepszego słowa – po macoszemu?

– Oni mają swoje zadania, a gromowcy swoje. Zresztą, to jest nieistotne. Najważniejsze jest… – Krzysztof zawiesił głos – wasze odkrycie.

– A co z Patrycją, znaczy, z tą kobietą? – Maciek poprawił się błyskawicznie, nie chcąc, aby przyjaciel pomyślał, że wszedł z nią w jakąś relację.

– A co ma być? Za chwilę podpisze papier i wszystko, czego była i pewnie będzie świadkiem na Gotowej, musi zachować w tajemnicy.

– Gontowej – poprawił go Maciek, zdawszy sobie sprawę, że szczerze cieszy się z perspektywy kolejnych godzin spędzonych w towarzystwie Patrycji.

– To teraz pokaż mi wasze odkrycie – powiedział stanowczo Prezydent.

Chwilę później obaj stali już koło drogowskazu. Krzysztof przyglądnął się najpierw wyrytemu na nim symbolowi. Następnie kucnął i zerknął na miejsce, gdzie Patrycja odsłoniła pokaźną ilość ziemi. Głaz kształtem przypominał jajko. Jednak tym, co najbardziej zaskoczyło Prezydenta, było znalezisko zlokalizowane tuż pod jego dolną częścią. Spod odsłoniętej warstwy ziemi widać było fragment betonowego postumentu. Kamienne jajo wyglądało, jakby było postawione na jakimś okrągłym otworze. Mało tego, w miejscu, gdzie głaz stykał się z betonem, widać było jakąś czarną otulinę.

– To chyba jakaś ogromna uszczelka – szepnął Krzysztof.

– Dokładnie to samo pomyślałem – przytaknął Maciek. – Niemcy zapewne chcieli, aby przeciekająca po głazie woda nie przedostawała się do... – zawiesił na chwilę głos – podziemi.

– Czyli wspomniany przez niemieckiego oficera drogowskaz miał nie tyle pokazywać przybliżoną lokalizację szybu, ile go osłaniać – stwierdził Krzysztof.

– Przekonamy się, jak tylko go zepchniemy z postumentu. 

[Niebawem ciąg dalszy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz