sobota, 20 kwietnia 2024

SPRZYMIERZENIEC (fragment 7)

 

Dzisiaj fragment siódmy mojej nowej książki "Sprzymierzeniec"...

 


„Pieprzony zbieg okoliczności” – przeklinał w myślach Maciek, krocząc kilka metrów za Patrycją. Z drugiej strony cała sytuacja nie była dla niego niczym nowym. Praktycznie w każdym swoim śledztwie to właśnie dzięki różnym zbiegom okoliczności docierał do ważnych świadków, zdobywał ciekawe dokumenty i natrafiał na nieznane wcześniej aspekty badanych zagadek. Czasem miał wrażenie, że całe jego życie to niekończące się pasmo szczęśliwych trafów. Niektóre były tak dziwne, że kiedy pewnego dnia zobaczył film „Truman show”, zastanawiał się nawet, czy przypadkiem on również nie jest uczestnikiem takiego reality show. Jego przyjaciel Wojtek, który podczas dziesiątek wspólnych eskapad był świadkiem wielu podobnych zdarzeń, nazywał je krótko: „Głupi ma zawsze szczęście”. Po jego słowach zawsze parskali razem śmiechem. Teraz Maćkowi do śmiechu bynajmniej nie było. Sytuacja, w jakiej się znalazł, była co najmniej kłopotliwa. Z jednej strony nie musiał już szukać głazu-drogowskazu, bo wyręczyła go w tym Patrycja. Z drugiej zaś, jeszcze tego wieczoru kobieta miała zamiar poinformować o istnieniu głazu w internecie, co mogło na Gontową ściągnąć wielu zapaleńców zafascynowanych zagadką „Riese”. Maciek wiedział, że nie może do tego dopuścić. Zupełnie jednak nie miał pomysłu, jak odwieść ją od owego zamiaru.

– Widzisz? Jest tam – z rozmyślań wyrwał go uradowany głos Patrycji.

Maciek spojrzał we wskazanym kierunku. Na leśnym zboczu widać było pokaźny kopiec ziemi. Mógł mieć jakiś metr wysokości. Z jego górnej części wystawał zaokrąglony głaz. Od razu pojął, że Niemcy ustawiwszy kamienny drogowskaz we właściwym miejscu, obsypali go wokół ziemią, by zbytnio nie rzucał się w oczy. A że ich pomysł okazał się skuteczny, zrozumiał, przypomniawszy sobie, że był już tu kiedyś.

– To teraz mam dla ciebie niespodziankę – słowa Patrycji dobiegły go niczym z innego wymiaru, gdyż wciąż wpatrywał się w ziemny kopiec i wystający na jego szczycie fragment... kamiennego drogowskazu. „A więc niemiecki oficer nie kłamał” – pomyślał i poczuł, jak pocą mu się dłonie.

– Halo, ziemia do Maćka. Nie jesteś ciekaw niespodzianki? – Patrycja nie dawała za wygraną.

– Jakiej znowu niespodzianki? – wybąkał Maciek, usiłując zebrać myśli, co szło mu jak krew z nosa. 

– Tadam! – powiedziała entuzjastycznie Patrycja, kierując równocześnie obie ręce w stronę ziemnego kopca. –  Pod głazem jest coś, co może cię zainteresować.

– Masz ze sobą georadar, że już wiesz, co pod nim jest? – zapytał, zbliżając się jednocześnie do miejsca, w którym stała.

– Nie, ale posiadam małą saperkę. Kiedy trzy godziny temu znalazłam wystający z ziemi głaz, postanowiłam sprawdzić, czy na zasłoniętej ziemią jego części nie ma przypadkiem innych znaków runicznych.

– Nie ma ich na pewno! – rzucił stanowczo Maciek, od razu żałując wypowiedzianych słów.

– No tego jeszcze nie możemy chyba być pewni. Odkopałam tylko fragment tego głaziska, ale zamiast kolejnych znaków odkryłam coś znacznie, jak sądzę, ciekawszego. Przynajmniej dla ciebie.

Nie czekając na dalsze wyjaśnienia, Maciek jeszcze szybszym krokiem zbliżył się do kopca, nieco go obszedł i… zamarł.

* * *

Kilkanaście minut później Maciek stał nieopodal głazu z przyłożoną do ucha komórką. Kątem oka widział, jak Patrycja metodycznie obfotografowuje kopiec. Kolejne sygnały nieodbieranego połączenia wydawały się trwać niemal wieczność.

– Już myślałem, że się nie odezwiesz – usłyszał w końcu znajomy głos Krzysztofa. – Masz coś?

– Tak, mam coś – westchnął Maciek.

– Dawaj, zamieniam się w słuch.

Kolejną chwilę Prezydent w skupieniu słuchał relacji przyjaciela z Gontowej. Na wieść o odnalezieniu drogowskazu z niedowierzaniem pokiwał głową. Jeszcze większe zdziwienie wywarła na nim kolejna rewelacja o odkryciu dokonanym pod warstwą ziemi.

– Żartujesz – wycedził.

Z kolei wzmiankę o towarzyszącej mu kobiecie Krzysztof przyjął, ku zaskoczeniu Maćka, ze stoickim spokojem.

– Wyluzuj. Ogarnę problem na miejscu – uspokoił Maćka. – Twoja towarzyszka podpisze glejt o tajemnicy państwowej i będzie po kłopocie. Tymczasem zatrzymaj ją na miejscu i dopilnuj, aby niczego nie wrzucała do sieci. Będę do trzech godzin.

– Jak to będziesz? – Maciek był zdezorientowany. – Zamierzasz przyjechać w Góry Sowie? – upewnił się, że dobrze zrozumiał zapowiedź.

– Skąd. Nigdzie nie będę jechał. Przylecę helikopterem – zaśmiał się Prezydent.

– No tak.

– A teraz wybacz, Maciuś, ale muszę błyskiem wszystko ogarnąć. Mój urlop miał wyglądać zupełnie inaczej, więc czeka mnie kilka szybkich korekt. Widzimy się niebawem.

– Jak tu trafisz?

– Po sygnale GPS twojej komórki – Prezydent ponownie się zaśmiał.

– Mam czekać przy drogowskazie? – zapytał coraz bardziej zdziwiony Maciek.

– Dokładnie. Będzie lepiej, jak moja wizyta w Górach Sowich pozostanie na razie w tajemnicy – mówiąc to, Krzysztof spoważniał. – Mam przeczucie, że cała ta historia jest znacznie bardziej ważka, niż sądzimy – dodał głosem pełnym autentycznej troski.

– To jest nas dwóch – przyznał Maciek. – Do zobaczenia – powiedział, kończąc rozmowę, chociaż korciło go, aby jeszcze przez chwilę omówić z przyjacielem kilka męczących go aspektów sprawy. Chowając komórkę do kieszeni kurtki, usłyszał głos Patrycji.

– Po twojej minie wnioskuję, że to była poważna rozmowa.

– Za kilka godzin przekonasz się, jak bardzo poważna – odparł Maciek, zerkając ponownie w miejsce, gdzie Patrycja odsłoniła warstwę ziemi przy drogowskazie. – Tymczasem, musimy tu zostać przez kilka godzin.

– Jasne. Całe szczęście, że zrobiłam zapas kanapek i mam termos z kawą – odparła, jakby cała ta sytuacja była całkowicie zwyczajna. – Jesteś głodny? – dodała beztrosko, sięgając do stojącego na ziemi plecaka.

– Nie, ale kawy to bym się chętnie napił.


[Niebawem ciąg dalszy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz