czwartek, 11 kwietnia 2024

SPRZYMIERZENIEC (fragment 2)

 

Kim jest Sprzymierzeniec, oferujący pod koniec drugiej wojny światowej upadającej Trzeciej Rzeszy COŚ mogącego zmienić układ sił? Czy ukryta w Górach Sowich w podziemnej betonowej hali tajemnica może wpłynąć na losy całej ludzkości? Czy Polska uniknie atomowej zagłady w mającej niebawem rozpocząć się trzeciej wojnie światowej?

To tylko początek zawiłej intrygi, jaką opisuję w mojej najnowszej książce „Sprzymierzeniec”. Jeżeli jesteście ciekawi, zapraszam Was do lektury pierwszych kilkudziesięciu stron mojej książki. 

Dzisiaj fragment drugi :-)


Słuchanie dźwięku gitary oraz harcerskich piosenek nigdy nie wprawiało Maćka w dobry nastrój. Wręcz przeciwnie, wzmagało w nim nostalgię. Gdy jako trzynastolatek przez cały miesiąc, dzień w dzień, wieczorową porą zasiadał wraz z druhami do ogniska, czuł, że to najmniej lubiana przez niego część obozowej codzienności. Tego piątkowego wieczoru było podobnie. Trzydzieści dziewięć lat nic nie zmieniło w tej kwestii. Za to zmieniło się wiele innych rzeczy. Kilka lat temu jego zastępowy Krzysztof Andrzejczak wszedł w politykę. Początkowo pełniona przez niego funkcja nie była nad wyraz prestiżowa. Jako młody polityk zaliczany był wówczas do tak zwanego trzeciego garnituru, ale już wtedy, podczas corocznego spotkania druhów w Gorcach, Maciek podszedł do Krzysztofa i szepnął mu na ucho: „Krzychu, za kilka lat zostaniesz prezydentem Polski”. Przed kilkoma miesiącami ta niby szalona przepowiednia się spełniła. Bezpartyjny i mało znany polityk, Krzysztof Andrzejczak, niespodziewanie został polskim prezydentem. Spotkania w Gorcach przeszły tym samym do historii, a zastęp musiał zebrać się w prezydenckim ośrodku gdzieś pod Warszawą.

Maciek postanowił nigdy nie wykorzystać swojej znajomości z Prezydentem. Tym bardziej zadziwiały go komentarze niektórych znajomych, którzy bez ogródek wyliczali, jak oni takową znajomość by spożytkowali dla promocji swojej osoby. Wpatrzony w wijące się płomienie ognia jeszcze przez moment rozmyślał nad pokrętnością polityki, która w jego ocenie przypominała kłębowisko węży. Potem jego myśli skupiły się na rzeczach znacznie mu bliższych i milszych. Z zadumy wyrwało go klepnięcie w ramię.

– Ależ jesteś dzisiaj zamyślony – odezwał się Krzysztof, siadając koło Maćka. – Co cię tak trapi?

– A znasz kogoś, kogo nic nie trapi? – odparł pytaniem Maciek i się uśmiechnął. Mimo że nie byli ze sobą w stałym kontakcie, wiedział, że może mu zaufać i w ciężkich chwilach liczyć na dobre słowo.

– Wszystko dobrze u ciebie? – Krzysztof nie dawał za wygraną. – Nad czym teraz pracujesz?

– Męczy mnie pewna zagadka związana z Górami Sowimi. W czasie drugiej wojny światowej Niemcy zdecydowali się wybudować tam ogromną podziemną kwaterę dla Hitlera.

– Coś obiło mi się o uszy. A w czym konkretnie problem?

– W tym, że kilka lat temu w jednym z praskich archiwów odnaleziono dokumenty dotyczące wydarzeń z kwietnia 1945 roku. Sądzę, że w Górach Sowich w jakimś zamaskowanym podziemnym kompleksie może spoczywać zagadkowa broń, opracowana przez Trzecią Rzeszę pod sam koniec wojny. Coś, co wydało się Niemcom tak istotne, że być może upatrywali w tym czymś szansy na odwrócenie losów konfliktu.

– Poczekaj, skoczę po piwo i opowiesz mi wszystko ze szczegółami – rzucił Krzysztof.

Chwilę później obaj rozsiedli się przy jednym ze stolików. Pozostali druhowie także zakończyli śpiewy i żywo ze sobą rozmawiali. Przez kilka minut Maciek wprowadzał przyjaciela w temat projektu „Riese”. Opowiadał o zamordowanych przez Niemców w Górach Sowich tysiącach więźniów, robotników przymusowych i jeńców wojennych, a także odkrytych zaraz po wojnie kilku oddzielnych kompleksach ogromnych podziemnych obiektów – nigdy niedokończonej kwaterze Hitlera. Potem nakreślił skomplikowane powojenne losy Ziem Odzyskanych, nazywanych przez wielu przybyłych tam zaraz po wojnie osadników „Dzikim Zachodem”. Na koniec przeszedł do meritum męczącej go zagadki, czyli praskich dokumentów. Zdradził też treść otrzymanego nie tak dawno maila, który w jego oczach nadał zagadce dodatkowej pikanterii. Z każdym kolejnym wątkiem Maciek widział na twarzy Krzysztofa coraz większe zainteresowanie.

– Chyba mogę ci pomóc – rzucił Prezydent, przerywając niespodziewanie referowaną przez Maćka historię. – Ale pod jednym warunkiem – dodał po chwili namysłu.

– Jakim? – odparł tyleż zaskoczony, co zaintrygowany Maciek.

– Nigdy nie zdradzisz mojego udziału w swoim śledztwie. Nigdy też nie wyjawisz sposobu, w jaki ci pomogłem – wyszeptał konspiracyjnie Krzysztof.

– Sposobu? – Maciek powtórzył wypowiedziane wcześniej przez przyjaciela słowo, przyglądając mu się badawczo.

– Chodzi mi o technologię, którą dysponuję. Jej istnienie musi, przynajmniej na razie, pozostać utajnione – wyjaśnił Krzysztof. – Tym bardziej że to bardzo świeża sprawa.

– Jak świeża?

– Powiedzmy, że nie ma nawet doby.

– A o czym konkretnie mówimy? – wycedził powoli Maciek, czując coraz większe podekscytowanie. Przed oczami stanęły mu kadry z filmów o Jamesie Bondzie, gdy agent przed kolejną misją zapraszany był do laboratorium opracowującego nowe szpiegowskie gadżety.

– O czymś, co daje ogromną przewagę w pozyskiwaniu informacji i ich weryfikacji.

– A zdradzisz mi coś więcej?

Krzysztof nie odpowiedział. Wziął do ręki już nie do końca pełną butelkę piwa z jakiegoś małego browaru, powoli podniósł się z siedzenia i ruchem głowy dał znak, aby Maciek poszedł za nim. Chwilę później obaj byli już w małym, ale całkiem przytulnym gabinecie na pierwszym piętrze dużego budynku prezydenckiej rezydencji. Wyciszenie ścian i okien sprawiało, że panowała w nim niemal absolutna cisza.

– Rozgość się – rzucił Krzysztof, samemu sięgając po laptopa i rozsiadając się koło kominka.

Tańczące za szybą języki ognia nadawały miejscu pełen spokoju nastrój. Były też jedynym źródłem światła. Maciek usiadł naprzeciwko Prezydenta i upił łyk zimnego piwa. Smakowało wyśmienicie. Spoglądając przez chwilę na kominek, poczuł się trochę tak, jakby za moment miał wziąć udział w jakiejś tajemnej ceremonii.

– Od wczoraj dysponuję pewnym oprogramowaniem, które... jakby to najlepiej ująć... – Krzysztof na chwilę zawiesił głos. Zamiast dokończyć myśl, dodał stanowczo – Obiecaj mi Maciuś, że zostanie to między nami.

– Masz moje słowo – odparł i teatralnym gestem położył prawą dłoń na sercu.

– Nie wiem dokładnie, jak działa to oprogramowanie. Zresztą taka wiedza jest mi zbyteczna. Wiem natomiast, że jest ono niezwykle skuteczne. Domyślam się, że łączy ze sobą szereg bardzo nowatorskich technologii opartych na sztucznej inteligencji. W tym, co istotne, jakiś ultranowoczesny translator obcych języków. Oprogramowanie to ma, jak zdążyłem się wczoraj wieczorem przekonać, dostęp do tysięcy cyfrowych archiwów i baz danych, nawet tych objętych logowaniem, subskrypcjami, ochroną danych osobowych, czy... – Krzysztof jeszcze bardziej ściszył głos – zwyczajnie utajnionych.

– To jakiś program szpiegowski? – niepewnie zapytał Maciek.

– Cholera wie, ale wiele może na to wskazywać.

– Pegasus? 

– Pegasus jest przy tym czymś niczym raca przy rakiecie balistycznej. Uwierz mi, aż się sam zaniepokoiłem, jakie to COŚ ma możliwości. A jeszcze bardziej się wystraszyłem na myśl, że inne kraje i agencje wywiadowcze od dawna COŚ podobnego mogłyby mieć.

– Czy na pewno powinieneś mi o tym wszystkim mówić? – Maciek poczuł, że chyba wolałby faktycznie brać udział w jakiejś tajemnej ceremonii, niż słuchać o tym CZYMŚ.

– Tu pojawia się kwestia, która od wczoraj nie daje mi spokoju, a o której muszę ci teraz wspomnieć – odparł Krzysztof, a w jego głosie Maciek wyczuł autentyczne zaskoczenie. – Otóż jesteś poza mną jedyną osobą, która widnieje na liście „użytkowników z prawem kontrolowanego dostępu” do tego CZEGOŚ.

– Nie rozumiem. Na jakiej liście? Czym jest ten „kontrolowany dostęp”?

– Powoli...

– …Powoli to zaczynam się stresować – Maciek wszedł w słowo Prezydentowi, uświadamiając sobie, że dotąd nigdy tego nie czynił.

– To zrozumiałe. Czułbym się na twoim miejscu identycznie. Jeśli cię to pocieszy, ja również czuję jakiś niepokój. Zupełnie, jakby nadciągało coś, co nas przerasta. Coś, co jest... ponad nami.

– To mnie pocieszyłeś i żywo uspokoiłeś!

Przez dobrą chwilę obaj patrzyli sobie w oczy. W końcu Maciek upił kolejny łyk piwa i trzymając niemal kurczowo obiema dłońmi butelkę, zapytał: – Skąd masz to COŚ?

– Nie wchodząc w szczegóły, powiem tylko, że wczoraj, późnym popołudniem, przybył do mnie łącznik z wywiadu wojskowego. Wręczył mi laptopa i poinformował, że jest w nim wgrany program, który, tu cytat: „będzie mi służyć pomocą w zdobywaniu i ocenie informacji”.

– I tyle?

– Reszty dowiedziałem się po odpaleniu laptopa. Gdy tylko go uruchomiłem, ten zaczął do mnie mówić.

– Chatbot?

– Chyba tak, ale taki, z jakim nie pogadasz na żadnej infolinii. Prawie poszedłem dostać zawał.

– Wystraszył cię?

– A ty byś się nie wystraszył, gdyby właśnie włączony laptop poinformował cię spokojnym i grzecznym głosem, że nie jest człowiekiem, tylko sztuczną inteligencją, która ma cię wspierać w zdobywaniu i ocenie informacji? 

– W dzisiejszych czasach chyba musimy do tego powoli przywykać. Cały postęp naszej cywilizacji zmierza w tym kierunku – odparł Maciek, powoli oswajając się z całą sytuacją.

– Po powitaniu, wspomniał o tobie.

– O mnie? – Maciek aż wyprostował się na opasłym fotelu.

– Tak, o tobie. „Poza panem, panie Prezydencie, użytkownikiem z prawem kontrolowanego dostępu do mnie jest pana przyjaciel” i tu padło twoje imię, nazwisko, pesel i adres.

– Wyjaśnił to jakoś?

– Ano wyjaśnił. Masz ponoć posiadać informacje priorytetowe dla bezpieczeństwa narodowego.

– Ja mam mieć informacje priorytetowe dla bezpieczeństwa narodowego? Ciekawe jakie? – Maciek z niedowierzaniem pokręcił głową.

– Myślę, że mają one ścisły związek z tym, o czym opowiadałeś mi kilkanaście minut temu.

– Masz na myśli ten hipotetyczny podziemny obiekt w Górach Sowich?

– Obiekt? Nie sądzę. Raczej obstawiałbym to, co się w nim od wojny znajduje – z pełną powagą odparł Krzysztof.

– Rozumiem, że siadając koło mnie i dopytując, nad czym pracuję, sondowałeś jedynie to, czy moje śledztwo może mieć jakiś związek z bezpieczeństwem narodowym?

– Tak, ale zrozum Maciuś, nie miałem innego wyboru.

– W sumie to chyba nie miałeś. Pewnie zrobiłbym tak samo – przyznał Maciek, analizując przez moment, jak on zachowałby się na miejscu przyjaciela.

– Chyba czas dowiedzieć się, czy twoje śledztwo ma faktycznie związek z bezpieczeństwem narodowym – stwierdził zdecydowanym tonem Prezydent, po czym otworzył i włączył laptopa. 

Maciek patrzył, jak na ekranie błyskawicznie przewijają się kolejne informacje systemowe. Równocześnie czuł, jak narasta w nim napięcie i jakieś trudne do zdefiniowania uczucie niepokoju.

[Niebawem ciąg dalszy!]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz